Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:177.70 km (w terenie 16.20 km; 9.12%)
Czas w ruchu:10:59
Średnia prędkość:16.18 km/h
Maksymalna prędkość:48.80 km/h
Suma podjazdów:760 m
Suma kalorii:6935 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:25.39 km i 1h 34m
Więcej statystyk
  • DST 40.25km
  • Czas 01:41
  • VAVG 23.91km/h
  • VMAX 42.10km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 1527kcal
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na szybko przed deszczem

Niedziela, 27 kwietnia 2014 · dodano: 27.04.2014 | Komentarze 0

Tradycyjnie dookoła jezior a potem jeszcze jakieś tam zakupy. Większość trasy poniżej.


Kategoria przejażdżki


  • DST 28.30km
  • Teren 1.00km
  • Czas 01:11
  • VAVG 23.92km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 1084kcal
  • Podjazdy 32m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popołudnie by się obudzić...

Środa, 23 kwietnia 2014 · dodano: 23.04.2014 | Komentarze 0

Paskudne samopoczucie najlepiej sobie poprawić na rowerze. Trochę zakupów, trochę obowiązków i na koniec powrót do domu objazdem dwudziestokilometrowym.


A potem na deser jeszcze skromny spacerek rowerowy z córcią.


Kategoria przejażdżki


  • DST 11.10km
  • Teren 4.00km
  • Czas 00:50
  • VAVG 13.32km/h
  • VMAX 29.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 406kcal
  • Podjazdy 46m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z córcią przejażdżka popołudniowa

Wtorek, 22 kwietnia 2014 · dodano: 22.04.2014 | Komentarze 0

Wokół jeziora z córcią.




  • DST 12.75km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:45
  • VAVG 17.00km/h
  • VMAX 33.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 376kcal
  • Podjazdy 32m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Świątecznie dookoła jeziora

Niedziela, 20 kwietnia 2014 · dodano: 21.04.2014 | Komentarze 0

Ze szwagierką, bez specjalnego zacięcia, ot, małe kółeczko, by trochę się ruszyć zza stołu.




  • DST 18.80km
  • Czas 00:50
  • VAVG 22.56km/h
  • VMAX 48.80km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 698kcal
  • Podjazdy 121m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto miasto...

Piątek, 18 kwietnia 2014 · dodano: 18.04.2014 | Komentarze 0

... ech pojechałoby się gdzieś dalej...


Kategoria przejażdżki


  • DST 12.60km
  • Czas 00:30
  • VAVG 25.20km/h
  • VMAX 37.40km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 356kcal
  • Podjazdy 55m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto

Sobota, 12 kwietnia 2014 · dodano: 12.04.2014 | Komentarze 0

Jak zwykle ostatnio. Remont w centrum Kórnika, więc zakupy tylko tak się udają. Ach, zapomnialbym - pierwsze kaemy na nowych oponach :)




  • DST 53.90km
  • Teren 8.20km
  • Czas 05:12
  • VAVG 10.37km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 2488kcal
  • Podjazdy 354m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karlskrona

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 8

Nie chciała zima przyjść do nas w tym roku, to my przyszliśmy do zimy. Na dodatek już wiosną. No dobra, trochę przesadzam - aż tak zimno nie było. W każdym razie skorzystałem w pierwszą sobotę kwietnia z oferty Stena Line i popłynęliśmy z żoną do Karlskrony. Pojeździć na rowerach, zakosztować tego szwedzkiego "innego, acz rowerowego świata". Losy wyjazdu ważyły się do samego końca: Kamila po raz drugi w ciągu niespełna dwóch miesięcy była na antybiotykach i nie byłem przekonany (zresztą ona też) czy na taki ma siły. Ostatecznie pojechała, choć właśnie te jej pochorobowe kwestie mocno na samym wyjeździe zaciążyły. Ale - po kolei.


Do portu wchodzimy rano, tuż po wschodzie słońca. Jest rześko. Świeci słońce, siedem stopni, lekki wiatr, błękitne niebo - słowem - zapowiada się świetny dzień. Na ląd zjeżdżamy jako pierwsi - bycie rowerzystą w takich przypadkach to same zalety. Okrętują cię przed innymi, wypuszczają z promu również na początku - bajka. Szybkie poprawki sakw i ruszamy do Karlskrony. Oprócz nas są jeszcze dwie inne pary, szybko jednak rozjeżdżamy się w swoich planach by spotkać się dopiero wieczorem.

Wzdłuż drogi wiodącej z terminalu wybudowano ścieżkę rowerową (właściwie dla rowerów i dla pieszych, patrząc na znaki), szeroką, asfaltową i czystą - w ciągu dnia spotykamy na niej nieraz lokalnych rowerzystów na szosowych rowerach - coś, czego u nas nie ma.
Tą ścieżką jedzie się niezwykle przyjemnie - ani zauważamy, jak nadchodzi czas na pierwszą decyzję - gdzie jechać. Nieopatrznie, opierając się na informacjach ze strony Stena Line namawiam żonę na wyjazd do Torhamn. To półwysep, oddalony od Karlskrony o jakieś 35 km. Mamy tam dojechać a potem wrócić do głównego portu promem, który z Torhamn pływa do Karlskrony. Kamila godzi się, choć nie powinna - prawie nie jeździła w tym roku, jeszcze bierze leki... Niewiele brakowało, bym tego ogromnie pożałował.

Dojedziemy tam po bardzo wolnej, ale wyczerpującej jeździe, bo Kamili po chorobie jedzie się te pagórki bardzo ciężko. Na szczęście widoki rekompensują choć trochę zmęczenie i chwilami jest naprawdę ślicznie. Oczywiście te ścieżki rowerowe cały czas nam umilają podróż, tylko raz dotąd zjechaliśmy na drogę i kilka aut, które nas wyprzedziły - minęło nas na centymetry. A ponoć Szwedzi tacy pro-rowerowi są? Widać nie wszyscy.

Pierwszy postój na przekąskę robimy w Lösen, zachwyceni pięknie wznoszącym się na wzgórzu kościółkiem z XIX wieku. 


Dookoła zagrabione ścieżki i drogi. Widząc ślady wydeptane w równych alejkach wchodzę i widzę stary cmentarz, z nagrobkami sięgającymi XVI wieku. I tylko te pograbione ścieżki zastanawiają - wyrównano ziemię, by odnaleźć na niej później ślady tych, co tu nieopatrznie weszli, czy tych, co nie powinni stąd... wyjść?



Ruszamy dalej. A właściwie muszę gonić żonę, bo Kamila nie czekając pojechała w dół, w kierunku na Jämjö. To miejscowość z prawie 2,5 tys. mieszkańców - tego dnia jednak tam chyba nie dojedziemy.



Słońce nam dopisuje, wieje na razie lekko, niestety w twarz, więc zwłaszcza przy podjazdach nie jest to zbyt miłe. Powoli jednak zaczyna do nas docierać, że owo szwedzkie rozreklamowane nastawienie do turystów (także rowerowych) to tylko mit. Po drodze bowiem nie spotykamy właściwie nic, co by - poza ścieżkami - ową infrastrukturę rowerową wsparło. Nie byłoby to w sumie żadnym problemem, gdybyśmy się na coś zupełnie innego nie nastawili. Dobrze, że mamy jakąś herbatę z porannego śniadania, colę i kabanosy z kraju, bo byłoby marnie.

 
Po kilkunastu kilometrach na ścieżkach zjeżdżamy wreszcie na spory kawałek szlaku poprowadzony przez szutry. Jedzie się dobrze - jest równo, bez piachu czy jakichś przeszkód. Mogąc jeszcze zawrócić - decydujemy się jechać dalej.



Do Torhamn dojeżdżamy już lekko znużeni, z ochotą na kawę i jakieś dobre jedzenie. Trafiamy na domową wyprzedaż, niezwykle mili ludzie po krótkim pytaniu o prom patrzą na nas najpierw z niedowierzaniem, a potem powątpiewająco kiwają głowami, że "sezon się jeszcze nie zaczął". Robi się mi wówczas zimno podwójnie - perspektywa powrotu wcale nie jest miła, bo nie tak planowaliśmy ten dzień. Ostatecznie jedziemy na pizzę do pobliskiego baru (smaczną, choć wystrój w środku przypominał późnego Gomułkę jak nic!), obok jest sklep gdzie ponownie zasięgam języka. Okazuje się, że prom nie pływa (i nie będzie pływał do 31 maja... Steno - ładnie ugotujesz swoich klientów w tym maju!), nie jeździ też żaden autobus, bo to sobota i "Torhamn to taka mała wioska zapomniana przez Boga i ludzi" - jak szczerze wyznaje mi na parkingu starszy Pan z zakupami. Lekko już zdesperowany dalej szukać dobrych wieści. Biorą nas tu za nawiedzonych ornitologów, bo na półwyspie Torhamn właśnie sporo ptactwa wczesną wiosną się pojawia. Wyprowadzam ich z błędu i mówię jak jest. Chwila narad, telefon do przyjaciela i nagle starsza babeczka mówi: ok, odwieziemy was, mam takie auto i bagażniki! Wow! Początkowo nie chciała kasy, ostatecznie wzięła skromną zapłatę i zawiozła nas do Karlskrony. Wyłopotani przez wiatr i zirytowani na nasze nieoczekiwane zmiany planów zjawiamy się wreszcie w centrum miasta. Czy zachwyca? Nie bardzo. Raczej nawet powiedziałbym, że rozczarowuje. 



Pijemy herbatę, coś tam jemy (brud w McDonaldzie przekracza wszelkie granice) i powoli zdegustowani wracamy na prom. Kawałek jedziemy poboczem autostrady, dziwnie nawigacja stara się mnie prowadzić jezdnią dla aut. Wolę jednak nie ryzykować i szybko zjeżdżamy z tej drogi. Zaraz też pojawiają się ścieżki rowerowe, wjeżdżamy na nie zadowoleni, że udało nam się uniknąć mandatu.



Dojeżdżamy do portu, jest już paskudnie chłodno, temperatura spadła do jakichś 3 stopni, odczuwalnie jest jeszcze zimniej. Przejechaliśmy trasę białą i żółtą z tzw. Rowerowego Potopu. Wjeżdżamy na statek i następnego dnia wyokrętowujemy się - znów jako pierwsi - w Gdyni. A mapa wycieczki wyglądała tak: