Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2015

Dystans całkowity:1250.86 km (w terenie 164.90 km; 13.18%)
Czas w ruchu:48:23
Średnia prędkość:23.08 km/h
Maksymalna prędkość:60.30 km/h
Suma podjazdów:3049 m
Suma kalorii:43968 kcal
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:59.56 km i 3h 13m
Więcej statystyk
  • DST 103.10km
  • Teren 28.50km
  • Czas 05:35
  • VAVG 18.47km/h
  • VMAX 46.40km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 3765kcal
  • Podjazdy 436m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nadwarciański Szlak św. Jakuba - II

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 01.06.2015 | Komentarze 2

Dzień drugi, czyli Hermanów - Lubiń i powrót do domu.

Ranek nad Wartą nawet dla mnie, nawykłego do mojej wiejskiej ciszy był niesamowity. Totalny spokój, zerowy wiatr, rżenie koni w pobliskiej stajni. Wszystko to jakby z kart powieści: 

"A nade wszystko koń polski był na zagrodzie szlacheckiej podmiotem, nie zaś przedmiotem życia. Z cnót kardynalnych polskich i ziemiańskich – szabli, mocnej głowy i rączego wierzchowca – ta ostatnia była równie ważna, co dwie pozostałe. Co też, niestety, rodziło pytanie, cóż pozostanie z Rzeczypospolitej i Polaków wtedy, kiedy ich konie i szable przestaną bić wrogów na bitewnych polach? Chyba tylko picie i wspominanie dawnych zwycięstw...
Takich właśnie koni potrzebował pan stolnikowic."

I takie konie były w Hermanowie. Poszedłem więc przed wyjazdem na spacer i nawet przez moment miałem taką myśl, by się stamtąd nie ruszać już nigdy. Ale na szczęście myśl ta szybko minęła, zjedliśmy śniadanie i hajda w drogę. 

Pierwszy przystanek zaraz po kilku kilometrach padł w Nowym Mieście n/Wartą. Chłopaki chcieli kupić wodę, a mi w to graj, bo ciągle nie było czasu na obejrzenie kościoła pw. Św. Trójcy, pięknej murowanej, gotyckiej i orientowanej świątyni z XV stulecia. Akurat było przed mszą, więc i zajrzeć do środka się dało i zrobić zdjęcie bez tłumu ludzi. Ruszyliśmy w trasę... przy akompaniamencie skrzypienia dochodzącego z roweru Skfara - ustalić za bardzo nie szło, co hałasuje, więc ten dźwięk miał już nam towarzyszyć do końca trasy jakubowej.

Po minięciu DK5 zjeżdżamy na szutry i wały - offroadami, którymi prowadzi jednocześnie Szlak św. Jakuba i NSR jedziemy aż do Gogolewa. Po drodze chłonąć piękne widoki, zaliczając (no - ja i Jędrzej nie, ale chłopaki z Leszna i owszem) gminę Krzykosy na rowerach (wszak wystarczyło ino przejechać rowerem na drugą stronę Warty przez most w Solcu). 

Jedzie się super, wieje jakby mniej, piachów jakby jeszcze mniej... bosko. W Gogolewie natykamy się na dwóch sakwiarzy z Warszawy, którzy zamierzają przejechać cały wschodni odcinek NSR-u. Mówią, że monotonnie... kurde, a czego się spodziewali? Dyskotek? Podjazdów? Jadą wzdłuż rzeki. Malowniczej rzeki...

Właśnie we wspomnianym wyżej Gogolewie żegnamy się z NSR-em i Wartą (fakt, będziemy ją jeszcze dziś przekraczać z Jędrzejem, ale to będzie moment). Docieramy do Książa Wlkp. Jest ciepło, niedziela, po mszy... załapujemy się na oglądanie kościółka, wcinamy ciacha i uzupełniamy wodę. Do celu zostało nam pewnie z 30 km. Następny postój to Dolsk. 

Chwilę pod kościołem wykorzystuję na foty, a potem zjeżdżamy polansić się na promenadzie i molo. Lokalsi znad butelek z piwem patrzą na nas dziwnie, więc specjalnie nie marudzimy, tylko dalej... ku Lubiniowi. 
Odrobina asfaltu... i znowu piachy. Otoczenie się jednak zmienia - natykamy się na coraz większe grupy spacerowiczów / rowerzystów (bardzo niektórych zmęczonych??!!) - jedziemy zdziwieni, bo trasa wcale na tak wyczerpująca nie wygląda. Ludzie prowadzą rowery... czyżbyśmy już nabyli takiej wprawy, że jedziemy nawet tam, gdzie inni nie dają rady. Taki żart, choć... nikt nie wymięka i nie zsiada. Nawet gdy przed Łagowem zaczynają się delikatne podjazdy. Czekając tam na chłopaków robię foty jakiejś lokalnej twórczości. 

A potem w oddali pojawia się Lubiń. Widać wieże klasztoru z daleka, wyłania się zza traw i zbóż, i na ten widok jakby we wszystkich wstępują nowe siły. Wiatr w twarz już nie przeszkadza, wjeżdżamy do miejscowości pojedynczo, bo każdy chce sobie cyknąć pamiątkowe "foto". Kościół zastajemy otwarty... wow! Robi wrażenie. 

Znajduje się tam m.in. tablica nagrobna księcia Władysława Laskonogiego. Ponoć został tam pochowany, choć tablica znajduje się w ścianie i raczej nie kryje zwłok syna Mieszka Starego. Gdzie dokładnie leży - tego nikt nie wie.

W Lubiniu żegnamy się z kolegami z Leszna i na kołach, jak przystało na udany wyjazd wracamy do domu. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym gdzieś po drodze nie wstąpił: zajeżdżamy do Cichowa, z odwiedzinami do Pana Tadeusza. Dobrze się składa, bo akurat słucham świetnego audiobooka w wykonaniu Krzysztofa Kolbergera. 

"Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany..."
Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany;
Świeciły się z daleka pobielane ściany..."

A potem już ostro i szybko. Przed Śremem wjeżdżamy na asfalt i jakoś tak samo nagle robi się, że prujemy kolejne kilometry ze średnią powyżej 30. Po 17 w końcu wracamy do domu. Mając w nogach ponad 100 km.

Żegnam się z Jędrzejem, zdejmuję sakwy i ... jadę na lody z córką. Rowerem, jakby mi było mało :) 

Trasa:


Kategoria wyprawy > 100km


  • DST 14.39km
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 529kcal
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Na koniec dnia - na lody z córką

Niedziela, 31 maja 2015 · dodano: 01.06.2015 | Komentarze 0




  • DST 95.30km
  • Teren 29.30km
  • Czas 05:41
  • VAVG 16.77km/h
  • VMAX 54.70km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 3474kcal
  • Podjazdy 376m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nadwarciański Szlak św. Jakuba - cz. I

Sobota, 30 maja 2015 · dodano: 01.06.2015 | Komentarze 0

Plan. Zawsze na początku jest jakiś plan. Nasz był taki, że zachciało nam się pojechać na rowerach na szlaki św. Jakuba. Słynne Camino de Santiago, prowadzące w sumie przez całą Europę w kierunku Santiago de Compostela w Hiszpanii. Z uwagi na różne obowiązki, możliwości czasowe itp. rzeczy na pierwszy ogień poszedł Nadwarciański Szlak św. Jakuba, prowadzący przez Wielkopolskę, oryginalnie mający długość 108 km. Jednak jego trasę ciut zmodyfikowaliśmy, chcąc przy okazji odwiedzić i zobaczyć różne ciekawe miejsca, więc w sumie wyszło trochę więcej kilometrów. Podzieliliśmy też ją na dwa dni, tak, aby jechać bez napinki, ze zwiedzaniem, foceniem i obyczajnym spędzaniem czasu w miłym towarzystwie.

Zatem - ruszamy w sobotę rano, spod pocysterskiego klasztoru w Lądzie k. Słupcy, gdzie ten szlak jakubowy się zaczyna. Wieje niestety jak diabli, i to akurat prosto w twarz. Lekko nie będzie. Jedziemy na most zrobić fotki z widokiem na klasztor i Wartę, ale samej rzeki nie przekraczamy.

Jarek co prawda nieśmiało pyta, czy to już koniec? Nie, nic z tego, jedziemy do Ciążenia, by zobaczyć pałac biskupi, gdzie mieści się jeden z największych zbiorów pism masońskich w Polsce. 

Do samego pałacu nie wchodzimy jednak - zamknięte. Rzut oka na nadwarciańskie łąki... tamtędy pojedziemy już wkrótce, jak tylko przekroczymy Wartę z pomocą lokalnego promu. Przewoźnik patrzy na nas dziwnie, widząc osakwione rowery... kręci głową i twierdzi, że po drugiej stronie czekają nas "takie piochy, że traktory nie dają rady...". Oj, se myślę - próbuje mi zniechęcić wycieczkowiczów. Spadamy stąd. 

Druga strona Warty - już tym razem faktycznie po Szlaku św. Jakuba wcale nie jest taka piaszczysta. Owszem, trzeba uważać - zwłaszcza Skfar, który jednak okazuje się, że jedzie na zbyt cienkich oponach, ale generalnie jest pięknie. Widokowo. 

Gdzieś pośrodku niczego robimy postój, z offroadów na asfalt wyjedziemy bowiem dopiero przed samymi Pyzdrami. Jedziemy dość spokojnie, wszak nie dla średniej wybraliśmy właśnie taką drogę. Niewątpliwie zaletą jazdy po bezdrożach jest mniejsza uciążliwość jazdy pod wiatr. Docieramy w końcu do wspomnianych Pyzdr, gdzie najpierw oglądamy panoramę miasta zza rzeki, a potem objeżdżamy rynek i miasto w poszukiwaniu jakiegoś obiadu.

Słabo to jednak wygląda jak na takie miasto, ostatecznie więc lądujemy na Orlenie, gdzie wcinamy po hot-dogu i wzdłuż Nadwarciańskiego Parku Krajobrazowego, jednak tym razem na północnym brzegu rzeki jedziemy do Miłosławia. Wiatr nas ostro wymęczy podczas tego odcinka, przystajemy jednak tylko na chwilę, bo celem jest Winna Góra.

Pałac Jana Henryka Dąbrowskiego jak zwykle zastajemy zamknięty (jak zwykle, bo tyle raz tam byłem i zawsze wszystko było pozamykane na cztery spusty), za to udaje nam się zobaczyć wnętrze późnobarokowego kościoła, gdzie znajduje się grób słynnego Generała.

Wracamy następnie do Miłosławia, gdzie na rynku robimy sobie przerwę na lody. I obowiązkowe fotki. Co ciekawe - patronem tego kościoła - jak przystało na Szlak, którym jedziemy -  jest św. Jakub. 

Na wyjeździe z miasta przystajemy jeszcze na chwilę pod ładnym pałacem Mielżyńskich: niestety mieści się w nim dziś szkoła i jakieś instytucje, więc wizerunkowo to szału nie ma. I - tym razem z wiatrem (jeden z niewielu takich odcinków tego dnia) docieramy na prom w Czeszewie.

Czekać nie musimy - przypływa i przeprawia nas od razu, po czym ruszamy na... najpiękniejszą część trasy. Co prawda to nie szlak jakubowy, a Nadwarciański Szlak Rowerowy, ale patrząc na te widoki aż się dusza w człowieku raduje...

Jedziemy tak kilkanaście kilometrów kierunku na Śmiełów, gdzie w końcu docieramy z nadzieją na kawę.

Niestety - pałac i kawiarnia zamknięte. Pałac - bo jesteśmy po 16, a do tej godziny jest on czynny w soboty, a kawiarnia... nie wiadomo dlaczego. Nici z kawy. Dojadamy resztę prowiantu i teraz czeka nas najwyższy podjazd tego dnia. Górka przed Żerkowem, skąd rozpościera się piękny widok na nadwarciańską dolinę, kościół w Brzostkowie i śmiełowski majątek. Wjeżdżamy tam tylko we dwójkę - reszta ekipy robi sobie na dole przerwę na papierosa. Ech, sportowcy...

To już ostatni punkt programu, na miejsce noclegowe mamy ciut ponad 10 km, więc ruszamy do Hermanowa. Po drodze jeszcze przystajemy w Wolicy Koziej, gdzie w ubiegłym roku był Olo podczas podróży na zlot. Wieża stoi jak stała, przycięto jednak drzewa i gałęzie i widok na okolicę jest całkiem całkiem...

Docieramy na miejsce prze 18... dystans 95 km zrobiony i choć próbuję namówić kogoś na dokręcenie do pełnej setki, to jakoś nie ma chętnych. Dzień kończy się zatem jak przystało - piwkiem i kiełbaską przy ognisku.

Trasa:


Kategoria wyprawy > 100km


  • DST 33.22km
  • Teren 17.00km
  • Czas 01:38
  • VAVG 20.34km/h
  • VMAX 34.79km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 1219kcal
  • Podjazdy 107m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jeszcze trochę terenu...

Środa, 27 maja 2015 · dodano: 27.05.2015 | Komentarze 2


W sumie byłem pewny, że dziś na rower nie zdążę. Remont to remont - trza się nim zająć na poważnie. Ale wracając do domu dostałem info od Pawła, że wybiera się na rower. Cóż było robić - też się wybrałem. Pojechaliśmy w las - generalnie pokręcić trochę w trudnym terenie. I łatwo nie było, bo tak ogólnie to strasznie piaszczyste są te wielkopolskie dróżki w lasach. 

Za to spotkaliśmy sporo dzikich zwierząt, w  tym sarnę z młodym, 4 -  5 dniowym  maleństwem. I całe stado jeleni.


Kategoria przejażdżki


  • DST 53.10km
  • Czas 02:00
  • VAVG 26.55km/h
  • VMAX 46.80km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 1676kcal
  • Podjazdy 168m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wreszcie!

Wtorek, 26 maja 2015 · dodano: 26.05.2015 | Komentarze 4

Ano, w końcu przekroczyłem 1000 km na rowerze w jednym miesiącu. Ostatnio chyba tyle miałem wykręcone w ubiegłym tysiącleciu. Bez wyścigu szczurów zaproponowanego przez Wąskiego pewnie by się to nie udało. A jest git. I co ciekawe - średnią sobie wykręciłem zupełnie bez wysiłku... Hm...


Kategoria trening


  • DST 106.51km
  • Teren 12.50km
  • Czas 03:54
  • VAVG 27.31km/h
  • VMAX 40.90km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 3981kcal
  • Podjazdy 120m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Wartę warto - czyli offroad (trochę) cz. 3

Niedziela, 24 maja 2015 · dodano: 25.05.2015 | Komentarze 4

Na sobotni rajd rowerowy zdjąłem spd-y. Wiedziałem, że powiozę córkę w foteliku, że piachu tam będzie od groma (i było, zwłaszcza po tym, jak przewaliło się trasą ponad 300 rowerzystów), więc nie było sensu kombinować z zapinaniem butów. Założyłem więc stare platformówki i pojechaliśmy. 

W niedzielę nie chciało mi się grzebać przy rowerze. Skoro opony mam terenowe, pedały też w sumie, widok za oknem zachęcał wręcz do wyjazdu w teren - to pojechałem nad Wartę. W końcu uzupełnić zdjęcia wieży widokowej w Czmońcu, na potrzeby naszej forumowej mapki z wieżami widokowymi. Najpierw co prawda asfaltem, ale tuż za Trzykolnymi Młynami zjechałem w las. Leśną drogę przegrodziła mi bariera.... ominąłem ją jakąś ścieżynką wydeptaną chyba przez zwierzęta i ... wylądowałem na łące.

Drogi jakby to powiedzieć - nie zauważyłem, ale przecież znam te tereny, więc pojechałem na zachód - tam musiała być ścieżka. Była, ino że za strumykiem...

... do którego nie wpadłem (spoko, ta fota jest pozowana, choć faktycznie musiałem się przeprawić). A potem lasem, po piachach pojechałem w kierunku wieży.

Stoi - jak widać - jak stała.

Można na nią wejść, da się nawet wnieść rowery i przenocować w 4 osoby. Widok - jak na obrazku, zachód słońca musi wyglądać rewelacyjnie. 

Polnymi dróżkami ruszyłem dalej... minął mnie jakiś endurowiec na motorze i teraz już wiem, dlaczego te drogi to taka masakra. Nie dość, że hałasował jak diabli, nasmrodził tym swoim pierdzącym motorkiem, to jeszcze rozjechał trasę tak, że koło roweru wcinało się w piach aż za obręcz. Ech...

Mając dość zapiaszczonych duktów wyjechałem na asfalt, przez Śrem i Mechlin dojechałem do Zwoli a potem do Zaniemyśla. Skręciłem na Słupię i Koszuty i wróciłem do Kórnika, po drodze zaliczając spotkanie z jelonkiem. 

Przyjemne popołudnie.


Kategoria przejażdżki


  • DST 21.97km
  • Teren 4.00km
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rowerowanko z córką

Niedziela, 24 maja 2015 · dodano: 25.05.2015 | Komentarze 0

Oczywiście nie na raz. Wokół jeziora, potem po osiedlu a na koniec wyjazd na Dni Kórnika na rynek.

W nagrodę lody :)




  • DST 30.37km
  • Teren 16.30km
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

III Rodzinny Rajd Rowerowy

Sobota, 23 maja 2015 · dodano: 23.05.2015 | Komentarze 1

Jak w temacie. Rajd rowerowy organizowany przez niezwykle aktywną grupę rowerową ze Szczytnik i Koninka. Ponad 300 rowerzystów, wszystko swietnie zorganizowane. Klasa. Pojechaliśmy rodzinnie, choć z uwagi na piachy Ludwika tym razem w foteliku. Może trochę spanikowałam - tak przynajmniej pomyślałem na początku  widząc te wszystkie dzieciaczki w wieku Ludki, jadące na swoich rowerkach - ale koniec końców okazała się to być dobra decyzja. Zmordowalbym dziecko dokumentnie, a tak mieliśmy jeszcze wspólny wyjazd wieczorny promenadą na rynek w Kórniku. 

No i ta oranżada :D




  • DST 64.56km
  • Teren 8.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 20.60km/h
  • VMAX 44.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 2368kcal
  • Podjazdy 372m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śląsk... czyli wolę Wielkopolskę...

Środa, 20 maja 2015 · dodano: 21.05.2015 | Komentarze 8

Plan był niezły - jechałem na Śląsk na dwa dni do pracy, więc jedno popołudnie chciałem poświęcić na zaliczenie okolicznych gmin. Wytyczyłem więc sobie trasę około 100 km, gmin miało być w sumie ponad 10 - miodzio. Pierwszym jednak symptomem, że coś może się nie udać była burza pod koniec dnia pracy. Zanim jednak dotarłem do hotelu przestało padać, więc zapakowałem się na rower i i hajda na Wołmontowicze. 

Z Mysłowic do Sosnowca, potem na Czeladź i Będzin... jechało się tak sobie. W większości drogi lokalne, o kiepskiej jakości, dodatkowo zalane na poboczu wodą... słabo. Czasami ścieżki rowerowe, czasami chodniki - starałem się na nie wjeżdżać jak często się dało, a i tak mijanek na kartkę papieru, gdy jechałem po drodze miałem kilka. W Będzinie dojechałem pod Zamek...

...a potem objeżdżając go natrafiłem na pozostałości kirkutu. Dziwne, że u stóp zamku leży całkiem pokaźny cmentarz (już nawet nie chodzi o to, że żydowski) - pewnie tak drzewiej bywało, ale po upływie wieków ten zwyczaj grzebania ludzi zaraz za murami grodu zanikł, a takie cmentarze po prostu znikły. W Będzinie jak widać nie...

Z Będzina kolejne gminy. Dąbrowa Górnicza, Sławków... było nieźle, choć zaczynało się znowu chmurzyć i grzmieć. Burza dorwała mnie gdzieś przed Jaworznem. Przeczekałem ją pod wiatą przystanku autobusowego,

a potem ruszyłem w drogę i dojechałem do Jaworzna. Niestety znowu zaczęło lać i tym razem nic nie zapowiadało poprawy. Zjadłem więc hot-doga, ciacho, wypiłem herbatę... deszcz cały czas lał. Do końca trasy miałem jeszcze 50 km - w deszczu nie uśmiechała mi się taka jazda. Wbiłem więc w nawigację adres powrotny i ... ruszyłem w ulewę. Pierwsze 10 km jakoś poszło, a potem... no cóż - droga się skończyła.

Obok co prawda szła ekspresówka, ale na niej zakaz jazdy rowerem i na dodatek ten deszcz, w którym nie chciało mi się ryzykować jazdy po jezdni. Pojechałem więc dalej - mimo przeświadczenia, że kto drogi skraca, ten w domu nie nocuje... Gdzieś tam pojawiła się najpierw wąska ścieżynka...

a potem nawet jakaś cywilizacja...

Wróciłem na trasę, dojechałem do hotelu i przestało padać. Wniosek? Muszę sobie kupić zapasowe buty :D bo w mokrych źle się jeździ.
Trasa..


Kategoria przejażdżki


  • DST 38.43km
  • Czas 01:22
  • VAVG 28.12km/h
  • VMAX 38.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 1555kcal
  • Podjazdy 132m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Umyłem rower...

Wtorek, 19 maja 2015 · dodano: 19.05.2015 | Komentarze 2

... więc żadnych offroadów. Bez zmiany opon pojechałem tradycyjną trasę wokół jezior. Plus mała dokrętka po zakupy. Znowu zupełnie bez napinki wykręciłem taką średnią - jak dla mnie miodzio. 


Kategoria trening