Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

teren

Dystans całkowity:2211.08 km (w terenie 1028.70 km; 46.52%)
Czas w ruchu:118:27
Średnia prędkość:18.67 km/h
Maksymalna prędkość:53.00 km/h
Suma podjazdów:13420 m
Suma kalorii:61085 kcal
Liczba aktywności:33
Średnio na aktywność:67.00 km i 3h 35m
Więcej statystyk
  • DST 29.80km
  • Teren 6.00km
  • Czas 02:35
  • VAVG 11.54km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 806kcal
  • Podjazdy 124m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakręć koło, koło Czmońca

Niedziela, 15 kwietnia 2018 · dodano: 19.04.2018 | Komentarze 1

Nasza impreza organizowana trzeci rok z rzędu, na rozpoczęcie sezonu rowerowego. Finansowana ze środków Budżetu Obywatelskiego Gminy Kórnik (no, zgłosiło się taki projekt i wygraliśmy głosowanie ;) )

Tradycyjnie, jak to w kwietniu - nie byliśmy pewni pogody. Rok temu było zimno i wietrznie, a na tegoroczny rajd prognozy zapowiadały się wyśmienicie. Zapisy ogłosiliśmy w pierwszy dzień wiosny i wkrótce trzeba było zamknąć listę, bo zapisało się ponad 100 osób i prawie 40 dzieciaków. A im bliżej daty rajdu, tym bardziej było pewne, że tym razem pogoda dopisze. I zjawią się wszyscy, którzy zgłosili akces.

Jednak widok rowerzystów na bnińskim rynku przekroczył nasze oczekiwania: wstępnie podliczyliśmy obecnych na około 180 osób!! Zrobiło to wrażenie na wszystkich, nawet burmistrz, który po raz pierwszy wybrał się na naszą imprezę rodzinną (rowerem, żeby nie było) był zaskoczony tak dużą frekwencją. Tradycyjnie poczekaliśmy, aż z pobliskiego kościoła wyjdą napełnieni miłosierdziem wierni... i wypuściliśmy ich spod kościoła tak, aby nie wzbudzać ich niechęci. Niech jadą, po co mają znad kierownicy okazywać nam miłość bliźniego pięściami...

Do Radzewa jedziemy zwartą grupą, w towarzystwie straży miejskiej i straży pożarnej. Zjeżdżamy nad Wartę przy znaku ścieżki bobrowej i natychmiast grupa rozciąga się na całej długości. Zwłaszcza młodsze dzieci mają problem z jazdą po tym wymagającym terenie. Zostaję z najsłabszymi i gdy w końcu docieramy pod wieżę widokową, pałaszowanie drożdżówek i podziwianie widoków trwa już w najlepsze. W oddali, zupełnie nic sobie nie robiąc z naszej dość licznej hałastry, spacerują żurawie, bociany też właściwie udają, że nas nie zauważyły. Jedynie sarny, które nagle wybiegły z pobliskich mokradeł zdecydowały się jednak zawrócić w las. I jedynie bobry mają wszystko w pompie - nie zaszczyciły nas nawet pluśnięciem ogona.

Docieramy na punkt piknikowy, gdzie czeka poczęstunek dla wszystkich, a dla dzieciaków dodatkowo jeszcze dmuchany zamek i wata cukrowa. Jak szaleć, to szaleć.

Zbliżający się powoli powrót powoduje konieczność podjęcia decyzji. Ostatecznie - decydujemy się jednak nie jechać lasami i polami do Kórnika, tylko skorzystać z częściowo przejechanej już trasy asfaltowej. I tak trochę ludków podmęczy wiatr, więc lekko nie będzie, a patrząc na trudności, jakie sprawiły wielu osobom te kawałki terenu, które jechaliśmy - nie ma co ryzykować. Koniec końców, mimo obaw okazuje się to jednak dobrą decyzją. Wracamy do Bnina po godzinie jazdy i wszyscy z zadowoleniem rozjeżdżają się do domów. Albo gdzie tam sobie chcą...

Piękna, przyjemna niedziela. Najlepszy nasz rajd. 




  • DST 28.08km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:29
  • VAVG 18.93km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 753kcal
  • Podjazdy 142m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazd trasy rajdu

Sobota, 14 kwietnia 2018 · dodano: 19.04.2018 | Komentarze 0

W niedzielę 15 kwietnia 2018 KBR organizuje pierwszy rodzinny rajd rowerowy. Wg planów ma być piękna pogoda, zapisało nam się ponad 140 osób, jedziemy nad Wartę do Czmońca... impreza - jeśli prognozy się sprawdzą - będzie... no właśnie... oby się udała.

I właśnie - by się udała - pojechaliśmy małą ekipą (Agata, Szczepan, Norbi i ja) sprawdzić wytyczoną trasę. Pierwsze parę km po asfalcie - luzik, ale gdy tylko zjechaliśmy na gruntówkę za Radzewem - zonk. Piach, mimo i próbowano go przewalcować - skutecznie uniemożliwiał jazdę na węższych oponach, więc chcąc nie chcąc - musieliśmy dokonać pierwszej korekty. 

Za Trzykolnymi Młynami jednak już nie było zmiłuj - nie da się jechać po asfalcie i dojechać nad Wartę, więc siłą rzeczy będziemy musieli tamtędy jechać. Pierwotnie zaplanowana trasa niejako natychmiast się skreśliła: piach, sporo wystających (nawet ze 30 cm) nad ziemię korzeni powoduje, że jechać tamtędy nie możemy. Dzieci i osoby mniej zaawansowane rowerowo będą mieli problem. Nawrotka... i jedziemy do wieży widokowej łąkami. Też nie jest łatwo, ale jakby lepiej. Chyba ludzie dadzą radę. 

Spod wieży powrót do Czmońca, a potem drogami leśnymi do Czmonia. Nawierzchnie dość wymagające, ale da się jechać. Jednak apogeum jest w lesie przy Czmońskich Górach. Najpierw musimy rezygnować z pierwotnie wybranej drogi: woda stoi na 3/4 jej szerokości, a i to, co wygląda na suche lekko zapada się pod kołem roweru. Alternatywnie możemy jechać przez wzniesienia, ale... tu pewnie skończy się prowadzeniem rowerów przez uczestników rajdu. Koniec trasy też nie zachęca - mimo, iż utwardzono część drogi, to pozostałe fragmenty, na których nie ma szutru... zdominował piach. Niby to tylko 100-150 metrów ewentualnego prowadzenia rowerów (no nie dla nas, ale dla naszych niedzielnych rowerzystów z rajdu)... jednak ten odcinek budzi poważne wątpliwości. Wątpliwości, które jakoś będzie trzeba rozwiać jutro. Ale... to już inna opowieść.

Wracamy do Bnina, rozjeżdżamy się z Norbim.


Kategoria KBR, teren


  • DST 29.70km
  • Teren 17.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 19.80km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 780kcal
  • Podjazdy 178m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Terenowe pitolenie

Środa, 21 marca 2018 · dodano: 22.03.2018 | Komentarze 0

Jazda po lesie - wyznaczanie trasy rajdu. Albo w śniegu, albo w bagnie, a czasami w luksusie żwirowej alejki. 


Kategoria teren


  • DST 25.80km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:27
  • VAVG 17.79km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Temperatura 0.0°C
  • Kalorie 405kcal
  • Podjazdy 160m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Objazdówka

Niedziela, 18 marca 2018 · dodano: 19.03.2018 | Komentarze 0

Rajd KBR z BOGK zbliża się wielkimi krokami, trzeba więc objechać trasę i sprawdzić, czy da się tak poprowadzić rowerzystów na naszym rajdzie rodzinnym. Plany były jechać w ekipie, a skończyło się na solówce. Początek z wiatrem do Radzewa, potem przez pola do Czmońca, tam zjazd w lasy ku Warcie i do wieży widokowej. Pierwsza ślepa uliczka w samym Czmońcu (wg mapy OSM powinienem mieć przejazd przez czyjeś gospodarstwo) - na szczęście psy pozamykane ujadały za bramami, a na balkon wyszedł miły miejscowy notabl i poradził jak jechać. Poza niespełna 50 metrami zmarzniętych kolein (za miesiąc to może być problem, ale najwyżej się poprowadzi) reszta drogi do Czmonia po płytach ażurowych lub szutrem, więc jechało się spoko, mimo wmordewindu. Potem przeskok w asfaltową ulicę Polną ku wysypisku, a w lesie... cóż, nie jest najlepiej z drogami. Cięto drzewa, toteż sporo jest rozjechanych duktów i widzę problem... Będę musiał pokręcić jeszcze, by znaleźć bezpieczną drogę do Kórnika. Ostatecznie można wrócić po śladzie dojazdowym, ale szkoda tak ładnych terenów. 

Fakt, mogłem jeszcze się pokręcić po tym lesie, ale... po namyśle wróciłem do domu, odpaliłem szosę i ... pokręciłem się między podmuchami wiatru. Ale to następna opowieść...


Kategoria teren


  • DST 55.00km
  • Teren 24.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 18.33km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Kalorie 1398kcal
  • Podjazdy 257m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Wartę warto...

Niedziela, 4 marca 2018 · dodano: 05.03.2018 | Komentarze 3

... czyli pewnie ostatnia zimówka w tym roku. Choć kto wie, wszak niektórzy jeszcze wieszczą, że pod chwilowym ociepleniu nastąpi nawrót tego cholerstwa?

W niedzielę umówiliśmy się z ekipą... co tam umówiliśmy, zrobiliśmy iwent na fejsie, że jedziemy nad Wartę. Odbiór był raczej (haha) chłodny, nie bardzo rozumiem dlaczego, miało być przeca zauważalnie cieplej niż tydzień temu. Jakieś zainteresowanie jednak było, niedziela nadeszła, słoneczko świeciło - czas start. Gdy dojeżdżam na miejsce zbiórki, pod pochodzącym z czasów I Rzeczypospolitej ratuszem w ... Bninie widzę, że zameldowało się już 7 osób. Z zadeklarowanych brak jeszcze dwójki z poznańskiego TBT... dzwonią, że jadą od Radzewa... to ruszamy, bo to akurat po trasie. Faktycznie, spotykamy się zaraz przy światłach na DW 434, nie ma nawet jak przybić piątek, bo zielone i trzeba gnać...

Za Radzewem zjeżdżamy na off. Jest -6, a na polnych drogach sypki piach... hoho, to się porobiło. Zjeżdżamy nad Wartę... od razu lepiej. Zmarzlina pozwala jechać w miejscach, w których jeszcze niedawno stała woda. Dojeżdżamy do wieży w Czmońcu - obowiązkowa przerwa na foty, zwłaszcza, że chłopaki z TBT nie byli tu jeszcze nigdy (też się dziwię, no ale skoro tak mówią). Kto ma, popija herbatkę, kto nie ma - nie popija. Ruszamy nad Wartę.

Pięknie tam i zimowo. 

Droga do Orkowa mocno zasyfiona. Rozjeździły ją traktory, rozmoczyły deszcze, a potem na to wszystko przyszedł mróz i jedzie się jak po ugorze. Gdy wyjeżdżamy na asfalt robi się zdecydowanie przyjemniej, mimo, iż od tego momentu wiatr postanawia jednak wiatr nam prosto w twarze. Od razu też słabnie nam jeden z uczestników. Jedziemy 20-22 km/h, a i tak musimy do kilka km czekać na niego ładnych kilka minut. Tempo wyjazdu wyraźnie spada i przed Mechlinem żegnamy Rafiego, który musiał wracać do domu. Zjeżdżamy do Dąbrowy, a potem na przystań Kotowo nad Wartą. Jest klimatycznie...

Podjazd z Kotowa w takich mroźnych okolicznościach to przyjemność - nie ma piachu (o dziwo, bo dalej będzie go co niemiara), a i liści, które jesienią potrafią zdradliwie ślizgnąć koło też jakby mniej. Wyjeżdżam na górkę, czekam na ekipę i dalej już do Zaniemyśla. Tam żegnamy się z Maciejem, który odbija na Środę, a my... gonimy ekipę Fanky'ego. Chłopaki doszli do wniosku, że do 14 muszą zdążyć do Kórnika, więc pojechali naprzód. We trójkę: Kinga, Szczepan i ja tniemy jednak ostro i brakuje nam ze 200 metrów, gdy odpada Kinga. Odpuszczam więc, biorę się za holowanie licząc, że jadący z uciekinierami Felini spowolni ich na tyle, byśmy ich doszli. Nic z tego. Felini nie spowolnił ich, tylko odpadł, więc na koniec holuję już dwójkę. Jeszcze tylko zjazd nad promenadę, by sprawdzić, jak tam warunki nad jeziorem.

Jest super, więc śmigam do domu, by zabrać córkę na łyżwy.


Kategoria KBR, teren


  • DST 64.10km
  • Teren 34.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 21.37km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura -10.0°C
  • Kalorie 1750kcal
  • Podjazdy 251m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kórnicki Ring na zimowo

Niedziela, 25 lutego 2018 · dodano: 27.02.2018 | Komentarze 2

Zapowiadano od piątku ub. tygodnia zmianę pogody i mrozy. To nie mogło być inaczej - trzeba było zaplanować wyjazd na nasz pierścień rowerowy wokół Kórnika. To przyjemna, terenowo - asfaltowa trasa, którą właśnie w mroźny dzień da się najlepiej (i najszybciej) przejechać. Czemu? Bo są na niej niestety odcinki, na których latem, w suche dni zalegają łachy piachu, a znowuż w innych miejscach, gdy popada... utonąć można w błocie po łydkę. Tak że ten...

Zaplanowaliśmy więc wypad niedzielny, podobnie jak rok temu przy konkretnym mrozie. Prognozy się sprawdziły, rano było -16, ale potem ociepliło się zauważalnie i koniec wyjazdu to było lajtowe -8 stopni. Trasa zmrożona dokumentnie, słońce świeciło i jechało się naprawdę super. 

Spotykamy się na kórnickim rynku (który Rynkiem nie jest), chwilę czekamy na spóźnialskich, po czym ruszamy na trasę. Już za Kórnikiem, na lipowej alei dzwoni Szczepan... dobra, poczekamy na niego i gdy dojeżdża, ruszamy dalej do Koszut. Sporo zamarzniętych kolein, więc jedzie się mimo wszystko wolniej. W końcu docieramy do wspomnianych Koszut, przekraczamy krajówkę i ruszamy na Lorenkę i Jaszkowo. Gruntowa droga jest w całkiem niezłym stanie, dopiero przed samym Jaszkowem znowu pojawiają się wymrożone koleiny... i motywator pies. To chyba najbardziej irytujące zdarzenie tego dnia - te kejtry biegające sobie luzem po całej wsi, bo gospodarze pojechali na sumę. Ech...

W Jeziorach przystajemy na łyk herbatki..., wykorzystuję okazję i zakładam ogrzewacze do rękawic, bo jakoś chłodno zaczyna mi być w dłonie. Ruszamy przez las w kierunku gazowni, a potem do Kalej. W lesie - błotna zmarzlina i to naprawdę spora. Próbuję ją pokonać inną trasą niż zwykle, to jednak był głupi pomysł. Nierówność terenu musza mnie (i Szczepana, jadącego za mną) do wypięcia się z bloków i dość powolnej jazdy - w międzyczasie Fanky i Zbyszek odjeżdżają nam o jakieś 200 metrów i trzeba ich gonić. Od Kalej... lekko zmienia się wiatr, zaczyna nie przeszkadzać, a nawet pomagać, jednak wszystko co dobre, musi się skończyć. Od Radzewa do Dworzysk, zanim zjedziemy z asfaltu w teren i schowamy się w lesie - dmucha już w twarz elegancko i ciężko jechać powyżej 22-23 km/h. Na szczęście zjeżdżamy w zakrytą drzewami dolinkę, gdzie robi się zauważalnie chłodniej, ale przynajmniej jakby mniej wieje. Wjeżdżamy do Mieczewa, przystajemy na herbatkę i batonika. Fanky doładowuje komórkę, a ja pykam fotkę. 

Dalej przez las do Kamionek - na szczęście drzewa chronią przed wiejącym w twarz wiatrem. Gdy wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń - dostajemy fangę bez taryfy ulgowej, Ciśniemy trochę z Piotrem, by schować się w borówieckim lasku, ale wtedy Szczepan usłużnie donosi, że zgubiliśmy Zbyszka. Trza czekać.

Jazda w lesie pozwala odpocząć, a za Robakowem szeroka leśna droga to jeden z fajniejszych odcinków całego ringu. Dopiero po wyjeździe z lasu znowu wiatr daje nam popalić i w Szczodrzykowie Zbyszek oznajmia, że zostaje w sklepie i mamy na niego nie czekać. Ok, skoro tak, to jedziemy, wszak zostało jakieś 11 km do celu. Halsujemy trochę na odcinku do Pierzchna, ale po nawrotce w kierunku Kórnika ostatnie cztery km to jazda z wiatrem w plecy. Bajka. Wjeżdżamy do Kórnika, przed rynkiem spotykamy Zbyszka, który skrócił trasę i ... koniec. Potem jeszcze powrót promenadą do domu i ciepła kawka z ciachem. 


Kategoria KBR, teren


  • DST 60.20km
  • Teren 31.00km
  • Czas 02:50
  • VAVG 21.25km/h
  • VMAX 37.00km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 1578kcal
  • Podjazdy 336m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Łinta, łinta...

Sobota, 3 lutego 2018 · dodano: 04.02.2018 | Komentarze 1

Od rana po okolicznych drogach śmigali szoszoni. Ale w sobotę rano u mnie zawsze słabo z czasem... dopiero po balecie Ludwiczki zwykle mogę ruszyć na objazd okolic. Dziś umówiliśmy się z Fankym. Na wypad do Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Wyjeżdżam z domu, robi się pochmurno. Rynek w Kórniku, Mościenica i wreszcie lasy, którymi dojedziemy aż do Rogalina. Niektórymi ścieżkami jadę po raz pierwszy... Piotr chyba też, bo przelatujemy przesiekę, z której widać całkiem fajną górkę w lesie. Nawrotka i dzida... no, po piasku całkiem przyjemnie się człowiek zmęczył. Potem - przez ową górkę - trochę kluczenia po lesie, ale ostatecznie wyjeżdżamy na asfalt w Rogalinie, na wysokości "kamienia". Teraz już prosto do Mosiny.
Pożogowo robimy zwykłym podjazdem szosowców, a potem zjeżdżamy w dół brukiem, w kierunku jeziora. Niestety sporo tam błota, więc przynajmniej ja jadę zachowawczo. Piotr ma szersze opony, więc śmiga bez oporów. Zjeżdżamy nad Jezioro Góreckie, sporo tu spacerowiczów jak na taką niezbyt przyjazną pogodę. Aż jestem zdziwiony. Gdy wreszcie wyjedziemy na parking przy WPN... zaczyna kropić. No tak, przecież dawno nie padało.
Kropi coraz mocniej, zawracamy więc i zjeżdżamy do szosy, którą dotrzemy do Puszczykowa. Tam zaliczamy najniebezpieczniejszą sytuację na całym wyjeździe - idiota w dostawczaku mija mnie na centymetry, aż podmuch zrzuca mnie z asfaltu. Śpieszyło się debilowi...
Przed mostem w Rogalinku - korek. Obstawiamy traktor, potem rowerzystów, na koniec policję traktującą kierowców balonikami... a okazuje się, że centralnie na moście motocyklista wpadł pod auto. Nikomu się nic nie stało, co - patrząc na rozbite pojazdy jest bardzo dziwne - jednak ruch się od razu tamuje. Mijamy miejsce zdarzenia i jedziemy w kierunku Rogalina. Już tam, przy dębach mija nas jadąca na sygnale straż pożarna. Ani chybi zasuwają do tego wypadku na moście. W Rogalinie też wreszcie zapadają dwie ważne decyzje.
Najpierw pogoda się decyduje i z nieba, zamiast siąpiącego deszczu zaczyna padać konkretny śnieg z deszczem. Na takie dictum Fanky decyduje się jechać wprost do Kórnika, więc ja odbijam w Świątnikach na Radzewice, bo stamtąd mam jednak bliżej do domu. Wjeżdżam już konkretnie mokry, co w sumie nie powinno mnie specjalnie dziwić. Zima, zima, winter winter... niech ją cholera. Ja już chcę ciepłej, przyjemnej i suchej wiosny.


Kategoria KBR, przejażdżki, teren


  • DST 64.10km
  • Teren 41.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 20.24km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 1811kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rower z cukru

Sobota, 27 stycznia 2018 · dodano: 29.01.2018 | Komentarze 3

To miała być piękna sobota. Taki był plan. Fanky obiecał ładną pogodę, zgadaliśmy się z KBRami na wyjazdową setunię szosową. Jakby było sucho, miałem mieć pierwszą randkę z nową kochanką. Słowem - bajka. I... oczywiście wszystko musiało się zepsuć.

Najpierw rozłożył się (chorobowo) zaklinacz pogody. A skoro on nie jedzie, to... no przecież! Pogoda musiała się spierniczyć. Jeszcze na 15 minut przed wyjazdem wracałem do domu po odstawieniu córki na balet i było spoko. Zacząłem się szykować i ... no, no, właśnie. LEJE. Jak zwykle od kilku miesięcy. Opóźniliśmy wyjazd, a że padać nie przestawało, to wybraliśmy w teren. Tak, wiem. Szkoda nam było brudzić szosy na mokrym asfalcie i pojechaliśmy w las. Nie komentować. Ani słowa.

Ruszamy w deszczu. A niech se pada. Wjeżdżamy w las tuż za nowymi osiedlami przy DW434 i od razu widać, co nasz czeka. Przeszło tędy tornado nawiedzonych leśników. Nie ma całych fragmentów lasu (i to na świeżo), a leśne, niezwykle wdzięczne dukty (jeżdżę wszak tamtędy dość często) zamieniły się w czarne, rozjeżdżone rzeki błota. Przejeżdżamy może z 500 metrów, jadę za Grześkiem, gdy dzwoni Patyczak. Szamocę się z kablem od słuchawki próbując odebrać, więc zwalniam i... kątem oka widzę, jak Grzesiek daje szczupa prosto w błocko. Taaa... nie chcieliśmy być mokrzy... Nic nie mówcie. Ani słowa.

Dojeżdżam, udaje mi się objechać błocko, w które kumpel upadł. Przerzutki zachlastane mazią. Polewam je wodą z bidonu, zgrzyta i zgrzytać już będzie. Jedziemy, w kierunku Czmońskich Gór (serio, tak się nazywają). Im dalej w las (w raczej im dalej od przesieki) tym lepsze drogi. Górki bierzemy z marszu, choć Grzegorzowi nie zrzuca przodu i musi się chłopak namęczyć, żeby podjechać te piachy. Po krótkim, ale intensywnym interwale czeka nas kilka km płaskiej, leśnej drogi, która tu i ówdzie za sprawą quadziarzy zamieniła się zaorane pole. Pod pagórki koło Gazowni dojeżdżamy już przyzwyczajeni do warunków, Grzesiek poprawił przerzutkę i można jechać. 

Odcinek XC "Przy Gazowni" tym razem (pierwszy w sumie raz) nie daje się pokonać. Najpierw przy podjeździe ucieka mi koło, w ostatniej chwili wypinam się i zeskakuję z przewracającego się roweru, a potem... no cóż, wiatry zwaliły w poprzek singletracka drzewo, a w wokół niego jest kopny piach, więc przeskoczyć się nie da. Zjeżdżamy potem z górki i lasem (bo droga zaorana na całej szerokości) wracamy na trasę. W tym czasie dodzwania się do mnie Patyczak - jest w Łęknie - ruszamy mu więc naprzeciw. 

Spotykamy się za Jeziorami. Zawracamy kumpla i razem ruszamy przez Zaniemyśl na Dąbrowę. Zjedziemy sobie nad Wartę, choć Norbi ostrzegał, że rzeka wylała i może być problem. Mamy jednak plan B gotowy - gdyby dojazd na przystań Kotowo był niemożliwy, podjedziemy sobie górkę w lesie. Jedziemy na czuja, okazuje się, że jednak Warta aż tak nie wylała, więc wjazd na parking leśny jest dostępny. Chwila przerwy na banana i zaraz ruszamy tym fajnym podjazdem znad rzeki. Marek zostaje od razu - inwestycja w opony będzie konieczna, bo na tych wąskich niby trekkingowych gumach to on w terenie se nie pojeździ. Czekamy na górze na niego, a potem... dalej w las. 
Trochę błądząc, a trochę zasięgając języka zaliczamy jeszcze jedną górkę - znowu podjazd "Brukiem znad Warty" (chyba jakoś tak się nazywa na stravie) - teraz wiem, gdzie jest, więc przy okazji podjadę sobie poprawić ten czas ;). Potem dojeżdżamy lasami do Zwoli i wtedy okazuje się, że Grzesiek musi jechać do pracy. Koniec zabawy na dziś. 

W Zaniemyślu rozstajemy się z Patyczakiem, ja odprowadzam kolegę do Kórnika, dokręcam małe co-nieco na wiaduktach (haha) i potem już tylko myjka za całe 4 złote. Znaczy rower umyty a ciuchy do pralki. A wszystko przez to, że szosa to rower z cukru...


Kategoria KBR, teren


  • DST 70.30km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:20
  • VAVG 21.09km/h
  • VMAX 53.00km/h
  • Temperatura 9.0°C
  • Kalorie 1985kcal
  • Podjazdy 340m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Osowa Góra

Sobota, 6 stycznia 2018 · dodano: 06.01.2018 | Komentarze 1

Przełożony wyjazd noworoczny TBT Poznań. Chłopaki z zaprzyjaźnionego klubu zamierzali zrobić rowerowe noworoczne spotkanie na Osowej Górze (prawda, jak to fascynująco brzmi?!!), ale 1-go stycznia z rana pogoda była, by tak rzec... do dupy. Przełożyli więc swoją imprezę na 6 stycznia. I dobrze. Piękne słońce, ciepełko (jakieś 9 stopni), prawie nieodczuwalny wiatr - zdecydowanie lepiej jechać w taki dzień. Tośmy, jako KBR pojechali w 11 osób na Dębiec. Na spotkanie z poznaniakami. 

Wyborny, lajtowy, niezwykle przyjemny wyjazd. Nawet wjazd na Osową Górę jakiś taki niezbyt wyczerpujący. W międzyczasie mieliśmy okazję podziwiać, jak bardzo zidiocieli niektórzy kierowcy (pozdrawiamy ozięble tego debila z ciągnika siodłowego, który przed mostem nad A2 zamierzał zabić dwójkę rowerzystów), nowy, bezkolizyjny wiadukt w Luboniu (z paskudnie źle wykonaną ścieżką rowerową), czy jeden zerwany łańcuch w rowerze (no, Fanky nieźle zaczął rok). Plus oczywiście widoki z wieży na Pożegowie.



Powrót niepełną ekipą (bo trójka KBRowców pojechała się zbłocić na WPNie) do Kórnika, a tam kawka i ciacho u MaDy. Pełen serwis.


Kategoria KBR, przejażdżki, teren


  • DST 80.80km
  • Teren 19.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 19.63km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Kalorie 2053kcal
  • Podjazdy 372m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

IV Poznański Przejazd Gwiazdorów

Niedziela, 17 grudnia 2017 · dodano: 02.01.2018 | Komentarze 0

Fajna akcja, organizowana od kilku lat przez zapaleńców z bike-adventure.pl. Dwukrotnie miałem jechać (rok i dwa lata temu), ale zawsze coś wypadło. Tym razem się udało - świetna impreza. Na dodatek dochód z niej przeznaczony na leczenie małego Filipka, więc podwójna przyjemność, raz że na rowerze, a dwa, że w szczytnym celu.


Kategoria KBR, przejażdżki, teren