Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 64.10km
  • Teren 41.00km
  • Czas 03:10
  • VAVG 20.24km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 6.0°C
  • Kalorie 1811kcal
  • Podjazdy 360m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rower z cukru

Sobota, 27 stycznia 2018 · dodano: 29.01.2018 | Komentarze 3

To miała być piękna sobota. Taki był plan. Fanky obiecał ładną pogodę, zgadaliśmy się z KBRami na wyjazdową setunię szosową. Jakby było sucho, miałem mieć pierwszą randkę z nową kochanką. Słowem - bajka. I... oczywiście wszystko musiało się zepsuć.

Najpierw rozłożył się (chorobowo) zaklinacz pogody. A skoro on nie jedzie, to... no przecież! Pogoda musiała się spierniczyć. Jeszcze na 15 minut przed wyjazdem wracałem do domu po odstawieniu córki na balet i było spoko. Zacząłem się szykować i ... no, no, właśnie. LEJE. Jak zwykle od kilku miesięcy. Opóźniliśmy wyjazd, a że padać nie przestawało, to wybraliśmy w teren. Tak, wiem. Szkoda nam było brudzić szosy na mokrym asfalcie i pojechaliśmy w las. Nie komentować. Ani słowa.

Ruszamy w deszczu. A niech se pada. Wjeżdżamy w las tuż za nowymi osiedlami przy DW434 i od razu widać, co nasz czeka. Przeszło tędy tornado nawiedzonych leśników. Nie ma całych fragmentów lasu (i to na świeżo), a leśne, niezwykle wdzięczne dukty (jeżdżę wszak tamtędy dość często) zamieniły się w czarne, rozjeżdżone rzeki błota. Przejeżdżamy może z 500 metrów, jadę za Grześkiem, gdy dzwoni Patyczak. Szamocę się z kablem od słuchawki próbując odebrać, więc zwalniam i... kątem oka widzę, jak Grzesiek daje szczupa prosto w błocko. Taaa... nie chcieliśmy być mokrzy... Nic nie mówcie. Ani słowa.

Dojeżdżam, udaje mi się objechać błocko, w które kumpel upadł. Przerzutki zachlastane mazią. Polewam je wodą z bidonu, zgrzyta i zgrzytać już będzie. Jedziemy, w kierunku Czmońskich Gór (serio, tak się nazywają). Im dalej w las (w raczej im dalej od przesieki) tym lepsze drogi. Górki bierzemy z marszu, choć Grzegorzowi nie zrzuca przodu i musi się chłopak namęczyć, żeby podjechać te piachy. Po krótkim, ale intensywnym interwale czeka nas kilka km płaskiej, leśnej drogi, która tu i ówdzie za sprawą quadziarzy zamieniła się zaorane pole. Pod pagórki koło Gazowni dojeżdżamy już przyzwyczajeni do warunków, Grzesiek poprawił przerzutkę i można jechać. 

Odcinek XC "Przy Gazowni" tym razem (pierwszy w sumie raz) nie daje się pokonać. Najpierw przy podjeździe ucieka mi koło, w ostatniej chwili wypinam się i zeskakuję z przewracającego się roweru, a potem... no cóż, wiatry zwaliły w poprzek singletracka drzewo, a w wokół niego jest kopny piach, więc przeskoczyć się nie da. Zjeżdżamy potem z górki i lasem (bo droga zaorana na całej szerokości) wracamy na trasę. W tym czasie dodzwania się do mnie Patyczak - jest w Łęknie - ruszamy mu więc naprzeciw. 

Spotykamy się za Jeziorami. Zawracamy kumpla i razem ruszamy przez Zaniemyśl na Dąbrowę. Zjedziemy sobie nad Wartę, choć Norbi ostrzegał, że rzeka wylała i może być problem. Mamy jednak plan B gotowy - gdyby dojazd na przystań Kotowo był niemożliwy, podjedziemy sobie górkę w lesie. Jedziemy na czuja, okazuje się, że jednak Warta aż tak nie wylała, więc wjazd na parking leśny jest dostępny. Chwila przerwy na banana i zaraz ruszamy tym fajnym podjazdem znad rzeki. Marek zostaje od razu - inwestycja w opony będzie konieczna, bo na tych wąskich niby trekkingowych gumach to on w terenie se nie pojeździ. Czekamy na górze na niego, a potem... dalej w las. 
Trochę błądząc, a trochę zasięgając języka zaliczamy jeszcze jedną górkę - znowu podjazd "Brukiem znad Warty" (chyba jakoś tak się nazywa na stravie) - teraz wiem, gdzie jest, więc przy okazji podjadę sobie poprawić ten czas ;). Potem dojeżdżamy lasami do Zwoli i wtedy okazuje się, że Grzesiek musi jechać do pracy. Koniec zabawy na dziś. 

W Zaniemyślu rozstajemy się z Patyczakiem, ja odprowadzam kolegę do Kórnika, dokręcam małe co-nieco na wiaduktach (haha) i potem już tylko myjka za całe 4 złote. Znaczy rower umyty a ciuchy do pralki. A wszystko przez to, że szosa to rower z cukru...


Kategoria KBR, teren



Komentarze
Hipek
| 14:31 wtorek, 30 stycznia 2018 | linkuj Jakbyś nie mógł węża z piwnicy pociągnąć...
elizium
| 11:22 wtorek, 30 stycznia 2018 | linkuj Mam "psikawę". Ale jest zima. Więc woda na zewnątrz jest zakręcona :P
Hipek
| 09:26 wtorek, 30 stycznia 2018 | linkuj Jakbyś tak, panie, kupił sobie psikawę, to byś pod domem od razu rower poczyścił, a nie, że co weekend cztery zeta wydajesz.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa emobs
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]