Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

wyprawy < 100km

Dystans całkowity:577.15 km (w terenie 113.20 km; 19.61%)
Czas w ruchu:30:59
Średnia prędkość:18.63 km/h
Maksymalna prędkość:67.68 km/h
Suma podjazdów:3198 m
Suma kalorii:17172 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:64.13 km i 3h 26m
Więcej statystyk
  • DST 135.90km
  • Czas 04:40
  • VAVG 29.12km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 43kcal
  • Podjazdy 548m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Napocząć październik...

Niedziela, 1 października 2017 · dodano: 01.10.2017 | Komentarze 3

... się udało. Wyjątkowo ciepły weekend był.




  • DST 52.57km
  • Teren 27.40km
  • Czas 04:13
  • VAVG 12.47km/h
  • VMAX 33.70km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 1943kcal
  • Podjazdy 273m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lider Zielonej Wielkopolski czyli takie lajtowe rowerowanie :)

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Dość nietypowa niedziela. Pojechaliśmy rodzinnie na rajd rowerowy, organizowany przez Lidera Zielonej Wielkopolski, takie stowarzyszenie powołane przez okoliczne gminy. Plan był ambitny :D - 52 km szlakiem drewnianych kościołów ziemi średzkiej. Mimo porannego deszczu i pochmurnej pogody zbieramy całą (no prawie) rodzinkę i pakujemy się do auta. Rowery na bagażniku i już po 9 ruszamy na trasę. Początek - ciut odmienny od planowanego - grupa ucieka nam, zanim się wypakowaliśmy z auta i potem trzeba było ich gonić.



No i dojeżdżamy do nich przy pierwszym kościółku w Mącznikach - faktycznie drewniany, zabytkowy z ... 1700 roku, ładnie położony na wzgórzu. Do środka niestety nie wchodzimy, bo ksiądz pojechał odprawić mszę w pobliskim Bagrowie (gdzie zresztą zmierzamy). Do Bagrowa jedziemy szutrowymi i glinianymi (na szczęście jest sucho) drogami wśród pól - towarzyszą nam typowo wielkopolskie widoki...



W Bagrowie... msza! No jakże by inaczej, skoro ksiądz pojechał ją odprawić :D. Czekamy grzecznie na jej zakończenie, ludzie trochę się dziwią, ale generalnie kościół szybko pustoszeje i można go sobie obejrzeć.



 Kościół pamiętający czasy I Rzeczypospolitej, odnowiono niedawno - z opowieści kościelnego wynika, że ze starej wieży został jedynie szkielet. Mamy szczęście zobaczyć dzwonnicę (dziś już elektrycznie działającą) z dzwonem z 1769 roku. Ech...

Z Bagrowa kierujemy się na Giecz. Jeszcze przed wyruszeniem dowiadujemy się co prawda, że w Grodziszczku (gdzie znajduje się zarówno drewniany kościółek jak i pozostałości dawnego grodu Bolesława Chrobrego) jest dziś msza pierwszokomunijna. No nic, zobaczymy na miejscu. Przejeżdżamy nad autostradą, polami i łąkami dojeżdżamy na miejsce. Sporo samochodów, więc faktycznie komunia, ale... dzięki temu znajdujący się przed wejściem na teren grodziska skansen jest puściutki! Zwiedzamy go za darmo, oglądając wystawę drewnianych rzeźb pt. "Świątki, grajkowie, demony". 



Skansen zachwyca Ludwiczkę, która wchodzi do każdego z tamtejszych domków, może dotknąć, usiąść, poleżeć - słowem - to takie muzeum, które do dziecka idealnie przemawia. Oczywiście sam skansen jest znacznie mniejszy niż np. Lednica czy Biskupin, ale i tak warto tam pojechać. Za wałami obronnymi (dziś stanowiącymi ziemny pas okalający Grodziszczko) zobaczyć można kamienne fundamenty, jest też muzeum, gdzie na chętnych czeka wystawa. Dziś jednak na zwiedzanie nie ma czasu. Ruszamy dalej, łapiąc zdegustowane spojrzenia uczestników mszy komunijnej (nie wiem, co ich tak irytowało - nasze rowery, czy to że objeżdżamy kościół? Sami przecież zamiast uczestniczyć we mszy oddawali się gadulstwu i rozpodziwianiu się na nas dla przykładu). Wyjeżdżamy na pole, a potem jedziemy wzdłuż rzeczki Moskawy (nie mylić z Mozgawą) i ... zaczynam rozumieć, dlaczego Giecz był ważna twierdzą pierwszego króla Polski. 

W centrum wsi romański kościółek (taki kloc, jak mawia znajomy z pewnego forum), zamknięty na 4 spusty (jak wygląda - można sobie zobaczyć w sieci). Obok plac zabaw - taki dla przedszkolaków, więc Ludwika jest wniebowzięta. Muszę jej jednak pilnować, bo zaraz obok za płotem "władza czuwa..."



Z Giecza ruszamy na Gułtowy. Zapomniałem, że stoi tam ładny klasycystyczny pałac z końca XVIII wieku, kiedyś własność Bnińskich, a dziś Dom Pracy Twórczej (cokolwiek to znaczy) UAM w Poznaniu. Pałac świeżo po remoncie, wygląda więc jak spod igły. Podobnież też jest z pozostałymi zabudowaniami w parku - wszystko aż błyszczy od nowości. 



Obok stoi też kościół z końca XVIII wieku, a więc praktycznie rówieśnik pałacu (choć zapewne los był dla świątyni łaskawszy, niż dla domeny Bnińskich). Zaglądamy do środka szachulcowego kościółka przez kratę - proboszcz rzekomo (choć jest też w środku taki obraz, potwierdzający owo spostrzeżenie) jest zapalonym motocyklistą, więc pewnie gdzieś wybył na swoim rumaku.



Zabytkowo to ostatni nasz punkt programu na dziś. Powrót, który właśnie stamtąd zaczynamy na szczęście odbywał się będzie głównie lasami i alejami obsadzonymi drzewami. Ma to zasadniczą zaletę - wiejący bardzo paskudnie wiatr wyhamuje zielenina odgradzająca pola od dróżki, i jedzie się dzięki temu znacznie łatwiej. Przejeżdżamy przez wieś Węgierskie, potem polną, rozmokniętą drogą dojeżdżamy do Janowa, który niczym by się nie wyróżnił, gdyby nie zrzuty lotnicze broni dla AK w 1943 roku.



Z tego też powodu pośrodku lasu stoi monument (widoczny powyżej) upamiętniający nie tylko ową (nieudaną niestety, bo broń i amunicja w większości wpadły w łapy Niemców) operację aliantów, ale także i akowskie poczynania na tych ziemiach.

I to już prawie koniec atrakcji. Prawie, bo najpierw jeszcze czeka nas przejazd przez najtrudniejszy - piaszczysty odcinek trasy. A na sam koniec, już przed samą Środą Wielkopolską widzimy na polu przechadzające się z gracją dwa żurawie...



Dojeżdżamy do Środy, pakujemy rowery na bagażnik, wracamy do Kórnika i ... na S11 dopada nas deszcz. To się nazywa mieć szczęście! A trasa wyglądała tak:

 


Kategoria wyprawy < 100km


  • DST 46.90km
  • Teren 12.20km
  • Czas 02:20
  • VAVG 20.10km/h
  • VMAX 40.70km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • Kalorie 1681kcal
  • Podjazdy 227m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Okruchy majówki

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 05.05.2014 | Komentarze 0

Plan był. Nawet niezły. Ale plany mają ostatnio do siebie to, że się nie realizują. Z różnych względów. 

Dzień zaczęliśmy od ładnej pogody i krótkiej przejażdżki do Zamku w Baranowie Sandomierskim. Krótkie spojrzenie na zabytkowy budynek i już wiadomo było, że trzeba tam się zjawić na dłużej.



Powrót szybki do noclegowni i ruszamy we dwójkę z Grzegorzem do Sandomierza. Najpierw asfaltówką do Tarnobrzegu. Po przekroczeniu drogi nr 9 (tej na Rzeszów) jedziemy Wisłostradą (drogą nr 871) - olewamy - bo w sumie wjazdu nie widać z tej dwupasmówki bezpośrednio - wjazd na drogę rowerową. Po kolejnym otrąbieniu nas przez jadące auto zjeżdżamy jednak przez chaszcze na rowerówkę - to był błąd, bo z równiutkiej jezdni "przesiadamy" się na dziurawą, choć asfaltową ścieżkę biegnącą wzdłuż Jeziora Tarnobrzeskiego. Po kilkuset metrach jednak trasa odbija na nową ścieżynkę wzdłuż jezdni i jedziemy dalej. Wjeżdżamy do miasta i przez rynek docieramy do Pałacu Tarnowskich.



Kilka fotek i ruszamy - tym razem wzdłuż Wisły szutrami.



Droga wyśmienita na szybką, terenową jazdę. Utwardzona, wzdłuż wałów, z sielskimi widokami.



Klasa. Jechało się nam na tyle dobrze, że mimo postojów na zdjęcia dojechaliśmy do Sandomierza szybciej, niż nasza zmotoryzowana reszta ekipy autami :D

Na miejscu trochę kręcenia się po tamtejszych uliczkach, zjazd i podjazd z córeczką na foteliku i takie tam nabijanie statystyki. Plus obowiązkowe foty.



Popołudniowy powrót z Sandomierza do Baranowa po drugiej stronie Wisły (gminami województwa świętokrzyskiego) niestety nie wypalił. Szkoda, strasznie żałuję. Ale czasami tak bywa...

Trasa:


Kategoria wyprawy < 100km


  • DST 60.53km
  • Teren 10.50km
  • Czas 02:34
  • VAVG 23.58km/h
  • VMAX 38.50km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Kalorie 2313kcal
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nad Wartę warto v. 2.0.

Niedziela, 29 września 2013 · dodano: 29.09.2013 | Komentarze 0

Ciężko było w ostatnim tygodniu znaleźć dłuższą chwilę na jazdę rowerem. Do pracy - nie - bo padało, a komp jakoś nie lubi deszczu. Po pracy szybko ciemno, bo jakieś dodatkowe zajęcia. Pozostał weekend. A właściwie niedziela.

Miał być (i był, ale o tym na końcu) w Kórniku wyścig rowerowy. Miałem zabrać nań córcię, ale dziecko znowu złapało przeziębienie. Szkoda. Zamiast dopingować Ludwikę w kategorii 3-4 latków (dystans 100 metrów) pojechałem na trasę sam.

Początek jak zwykle w stronę Zaniemyśla. Pod wiatr, ale w przyjemnym wrześniowym słońcu. Za Zaniemyślem - trochę "na czuja" - ruszyłem w kierunku na Solec. Znaczy się tam, gdzie on powinien być. Asfalt, praktycznie zero ruchu... klasa trasa. W pewnym momencie droga zbiegła się z ... wałami powodziowymi Warty!



Ooo, tego nie planowałem. Ale co tam - wjechałem na nie (owszem, był zakaz wjazdu, ale "nie dotyczył rowerów") i dalej prawie 8 km zrobiłem po offroadzie. Praktycznie po drugiej stronie NSR, który przejechałem latem w lipcu.



Przyjemna trasa. Po 25 km dotarłem do Solca (wieżę kościoła widać było już kilka kilosów wcześniej), dojechałem do tego mostu kolejowego,



... którym spokojnie można przeprawić się na drugą stronę Warty (zamiast jechać na ruchliwy most na DK 15 w miejscowości Lubrze) i do Nowego Miasta n/Wartą dojechać NSR-em.



Ja jednak skręciłem w stronę Solca (panoramę zza Warty można znaleźć we wpisie z lipca).



Przejechałem obok kościoła i następnie poprzez pobliskie wioski asfaltem (z małym 1,5 km odcinkiem szutrowym) dojechałem do skrzyżowania przy stacji Orlenu w Środzie Wlkp. Zanim do tego doszło - na trasie przed miejscowością Kijewo - spotkałem grupkę rowerzystów ubranych w odblaskowe kamizelki. Prawie dwadzieścia osób jadących swoim spokojnym tempem. Niektórzy z sakwami, niektórzy z koszykami. Fajnie. Cieszy się człowiek, że inni też korzystają z tak pięknej pogody.



Przed Środą odbiłem na Słupię, a potem przez Koszuty i Trzebisławki dojechałem do Kórnika. Podjechałem na rynek, zobaczyć co tam na festynie rowerowym i ... napatoczyłem się na wyścig kolarski. Uff.. zasuwali aż miło, a ja musiałem chodnikami przemykać chyłkiem, by im nie przeszkadzać i tak ... popsułem sobie średnią :(

Która w sumie, zważywszy na ponad 10 km offroadu wyszła całkiem całkiem. Aż żal, że ten rok się już powoli dla roweru kończy...

Trasa:




  • DST 76.11km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 16.91km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2780kcal
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ziemiański Szlak Rowerowy cz. 1

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 18.08.2013 | Komentarze 0

Pierwsza część Ziemiańskiego Szlaku Rowerowego. Trasa ta chodziła mi po głowie od dłuższego czasu. Łącznie szlak liczy 245,4 km. Zaczyna się on na skrzyżowaniu trasy 431 (z Mosiny do Kórnika) z drogą wjazdową do Puszczykowa. Tam w sumie zamierzałem moje spotkanie z ZSR zakończyć, niestety z różnych względów plan spalił na panewce, więc ten etap jeszcze przede mną. Natomiast na szlak ruszyłem wspólnie z Witkiem i synem z Kórnika. Pojechaliśmy z Bnina na Jeziory Wielkie, jednak tuż przed miejscowością skręciliśmy w las, żeby - korzystając z żółtego szlaku rowerowego - dojechać do miejscowości Kaleje. Stamtąd przez Luciny dotarliśmy do trasy nr 432 (Zaniemyśl - Śrem) i tymże odcinkiem (chyba najbardziej obłożony ruchem samochodowym fragment planowanej wycieczki tegoż dnia) wjechaliśmy - przecinając "stare koryto Warty" - do Śremu.



Śrem reklamuje się hasłami "no to jazda" - mającymi stanowić reklamę lokalnych tras rowerowych i trzeba przyznać, że całe miasto ścieżkami rowerowymi dało się ładnie pokonać. Wyjazd ze Śremu w kierunku na Leszno, w Nochowie odbijamy na Dolsk (jadąc bokiem unikamy jak ognia trasy nr 434) i całkiem ładnym asfaltem docieramy przez Mełpin do tego kolejnego miasta, które wyznacza odcinki naszej trasy.. Kiedyś pewnie zdecyduję się jechać przez Cichowo, dziś jednak nie było na to czasu. Za to trasa przyjemna, pagórkowata (w sumie to bardziej jazdę utrudniał wiatr), z typowymi jak na Wielkopolskę widokami (o Dolnym Śląsku Sapkowski pisał, że na rozstajach dróg stawiano "kamienne krzyże pokutne" - w Wielkopolsce co kawałek można ujrzeć pomniki "Maryjki" :).



Ani się obejrzeliśmy, gdy do Dolska zjechaliśmy i to całkiem sporą prędkością. Zaraz po wjeździe widać zabytkowy kościół z XV wieku.



Z powagą tej późnogotyckiej budowli kontrastuje leżące u jej stóp jezioro. A skoro jezioro, to i plaża, i plażowicze, i ... bardzo przyjemnie poprowadzona ścieżka rowerowa. Korzystamy z okazji i jedziemy nią w kierunku na Podrzektę, gdzie w Willi Natura pijemy kawę, odpoczywamy i ... tracimy czas.



Może to i dobrze, bo z naszego postoju ruszamy ulicą Gajową w kierunku na miejscowość Gaj i ... zaczyna się. Dotąd asfaltowe drogi rozleniwiły nas zupełnie, teraz piaszczyste i bardzo nierówne dukty leśne i polne drogi dają nam ostro popalić. Na dodatek większość trasy wiedzie w szczerym słońcu. Uff... do Tworzymirek (cóż za nazwa!!) dojeżdżamy szutrową drogą (sam nie wiem, czy piach czy te kamienie były gorsze), potem jeszcze odcinek po nawierzchni wyłożonej polnymi kamieniami i jesteśmy w Kunowie.



W Kunowie przecinamy trasę 434 w kierunku na Skowronki i ... tak naprawdę w tym miejscu wjeżdżamy na Ziemiański Szlak Rowerowy. Uff.. oznaczenia są, choć malowane kolorem zielonym, zaś posiadana przeze mnie mapa - nowa, nawiasem mówiąc - pokazuje szlak oznaczony kolorem czerwonym.



Widać, że niekoniecznie włodarze przywiązują wagę do szczegółów. Szlak wiedzie obok cmentarza w Kunowie. Zaczyna się od podjazdu. Niestety mocno piaszczystą drogą. Po wspięciu się na wzgórze zjazd też do przyjemnych nie należy. Łachy piasku zawalają całą szerokość drogi, więc ciężko jest korzystać z dobrodziejstw jazdy z górki. Przez Skowronki chwilowo się poprawia, potem jednak trzeba jechać właściwie rowem albo polem, żeby jakoś uniknąć prowadzenia roweru. Wjeżdżamy na mostek na Obrze - stamtąd uwaga - trasa wiedzie na wprost (jest mniej widoczna niż pozostałe dwie drogi). Przejeżdżamy przez pola, odbijamy w lewo zgodnie ze szlakiem i ... kto powiedział, że Wielkopolska jest płaska??!!



Wjeżdżam na górę - przewyższenie w tym miejscu ma ponad 90 m, droga jest kręta, polna, pełna piachu w koleinach - jechać się daje jedynie bardzo nierównym środkiem. Reszta ekipy odpuszcza i prowadzi rowery. Na szczycie czeka na nas śliczna panorama Gostynia.



Przez wieś Ostrowo i Bogusławki docieramy - cały praktycznie czas jadąc offroadem - do klasztoru Filipinów na Świętej Górze w Gostyniu. Uff. To oznacza, że skończyły się drogi polne, wracamy na asfalt. Wyjeżdżamy z Gostynia drogą na Jutrosin. Ostatni rzut oka na zabudowania klasztorne i ruszamy w trasę.



Przejazd przez Grabonów zaczyna się od podjazdu, zmęczeni niedawnymi offroadami odpoczywamy w cieniu, oglądając pałac z XIX wieku.



Jedziemy dalej na Bodzewo, gdzie oprócz ZSR okazuje się, że zaczyna się tam Wielkopolski Szlak Wiatraczny. W samym Bodzewie widzimy pozostałości wiatraka.



Wzdłuż nieczynnej trasy kolei PKP docieramy na Biskupiznę, czyli do Domachowa. Chwila na fotkę pięknego kościółka św. Michała Archanioła z XVI wieku i ... skręcamy w kierunku Krobi. Resztę trasy Ziemiańskiego Szlaku Rowerowego przyjdzie dokończyć w innym czasie.



Do Krobi wjeżdżamy obok cmentarza, by po kilkuset metrach minąć kolejną, choć mniejszą tym razem nekropolię, na której znajduje się jedna z najstarszych w Wielkopolsce świątyń, ufundowana przez Władysława Hermana prawdopodobnie w 1140 roku (taka data wybita jest na jednym z kamieni polnych, z których zbudowano ten romański kościółek).



Do Pudliszek docieramy wkrótce i wycieczkę kończymy po przejechaniu 76 km.


Kategoria wyprawy < 100km


  • DST 64.52km
  • Teren 7.20km
  • Czas 02:51
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 41.03km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 2374kcal
  • Podjazdy 443m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Włocławek 2.0

Wtorek, 6 sierpnia 2013 · dodano: 06.08.2013 | Komentarze 0

Pętla włocławska. Ruszyłem z centrum przez deptak ku Wiśle, tam obowiązkowo fota kościoła św. Jana Chrzciciela.



Potem wjazd na most i śmigam przez Wisłę w kierunku na Szpetal Górny. Dla mnie jest on prawdziwie "górny" - podjazd z 50 metrów na 124 nieźle daje mi w kość. Staram się jednak nie spaść średnią poniżej 12 km/h. Docieram na górę i zjeżdżam w stronę tamy. Wjazd na DK 67 to porażka. Jezdnia dziurawa tak, że trzeba jechać prawie środkiem, a chodnik - szkoda czasu na jego opis. Ostatecznie, z uwagi na spory ruch zjeżdżam hamując non stop po chodniku, pamiętającym pewnie jeszcze lata siedemdziesiąte. Przejeżdżam przez tamę i na chwilę, bo na chwilę, ale wjeżdżam na ścieżkę rowerową. Jadąc wzdłuż al. Kazimierza Wielkiego (DK 62 dalej) zaczynam się niecierpliwić, czy aby nie minąłem wjazdu na "czerwony szlak" ... nie, nie minąłem, choć wjechałem nań i ruszyłem dalej bardziej na czuja, niż dlatego, że znalazłem oznaczenia. Gdyby się ktoś zastanawiał, to biegnie lasem on wzdłuż drogi ułożonej z betonowych płyt (więc lepiej jechać ścieżką rowerową). Prowadzi dość daleko, a jak już się kończy, to dalej spokojnie można jechać dość dobrze utwardzoną szutrową drogą.

Po kilku kilometrach zatrzymuję się, by zrobić fotkę (klasyczny krajobraz polski, hehe)



i ... wtedy dogania mnie rowerzysta. Nieopatrznie dla ... "niego" godzę się na wspólną jazdę. W międzyczasie mija nas kolejny koleś na rowerze i jak to zwykle bywa, zaczynamy go gonić. 5-6 km ze średnią powyżej 33 km/h i zaczynam się bać. Zwalniam, zachęcając towarzysza do jazdy dalszej jego tempem bez oglądania się na mnie, ale ... on po prostu zwalnia i dostosowuje jazdę do mnie. Ufff.. co prawda podjazdy w kierunku na Kowal, na pięknej, równej, praktycznie pozbawionej ruchu samochodów asfaltówce pokonujemy każdy swoim tempem, ale na końcu zjeżdżamy na odpoczynek nad jezioro Dzilno. Czyściutka woda, ciepła plus kilka minut odpoczynku pozwala zregenerować mi się na tyle, by do Kowala dojechać całkiem ładnym tempem (jak na mnie).

Z Kowala ruszamy przez wioski. Omijając DK 1 kierujemy się na Wolę Nakonowską, potem Stare Nakonowo i Łagiewniki. Omijamy w ten sposób całkowicie prawie ruch samochodowy, jedynie na fragmencie drogi nr 265 przed Łagiewnikami pakujemy się na ruchliwą trasę (2 tiry i 3 osobowe na odcinku 500 metrów to za dużo, za dużo zdecydowanie). Odbijamy z 265'tki na Warząchewki, potem przez Pińczatę dojeżdżamy do DK 1 i dalej, ścieżką rowerową wjeżdżamy do Włocławka.

Odcinek od Łagiewnik do Warząchewki jedziemy trasą rowerową zieloną, nazwaną na mapie Velomazovią. No proszę... całkiem fajnie.

Koledze z roweru dziękuję za wycieczkę. Co prawda tempo dla mnie było zbyt duże (dla niego pewnie zbyt małe) i praktycznie nie zrobiłem żadnych zdjęć, ale mimo to przejażdżka była rewelacyjna!




  • DST 57.62km
  • Teren 11.90km
  • Czas 02:27
  • VAVG 23.52km/h
  • VMAX 46.19km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 2097kcal
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Włocławek - Nieszawa - Włocławek

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · dodano: 05.08.2013 | Komentarze 0

Z Włocławka wzdłuż trasy toruńskiej - masakryczne stężenie spalin. Potem - obok fabryki i dalej już całkiem przyjemnie. Trochę podjazdów, XVII wieczny kościółek, przeprawa w Nieszawie i powrót przez Bobrowniki. Ruiny krzyżackiego zamku widoczne z trasy. Za miejscowością Stary Bógpomóż lepiej jechać szlakiem rowerowym, bo asfalt za wsią kończy się i jest 7 kilosów piachu. Tyle w skrócie.

Szczegółowo zaś tak:
Z centrum na trasę toruńską jedzie się nieźle. Wzdłuż całej trasy będzie ścieżka rowerowa, całkiem dobrze oznaczona, ino niech skończą się te remonty. Przed Anwilem zjeżdżamy na drogę lokalną - ruch praktycznie żaden, ino widoki i zapachy takie sobie. Fakt, że widać Wisłę, ale widoczne z lewej instalacje Anwilu wywołują chęć jak najszybszego ich pożegnania. Mijane miejscowości sprawiają wrażenie, jakby czas się w nich zatrzymał. Gąbinek, Kucerz, Kocia Górka... mają wspólną cechę - rowerem jedzie się tam super.

W miejscowości Wólne droga odbija na Waganiec, jednak szlak (o rany, to tu są szlaki rowerowe, no coś takiego!!??) PTTK, marnie, bo marnie oznaczony skręca w stronę Wisły. Puściłem się tam i zaczął się offroad. Źle nie było, tylko raz miałem problem z wyborem drogi (znaki jakoś znikły).



W każdym razie – wybieram raczej dobrze, jadę dołem i … po chwili znajduję znak, że na górze jest kościół z XVII wieku. No, takich zabytków nie odpuszczam, wczołguję się do Przypustu (gdzie ten kościółek) po to, by odbić się od znaku że „zakaz wstępu”. Z tej złości nie robię fotki żadnej (po prawdzie miejsce marne na fotę, choć drewniany zabytek zdaje się zacny) i zawracam. Zasięgam języka u gospodarza, że „można zjechać ścieżką w dół”… więc ruszam i prawie zaliczam wywrotkę, tak jest stromo (i zarazem dziurawo!).



Drogą (którą jechałem wcześniej) poniżej docieram do Nieszawy. Z oddali widzę już prom, a że nie przygotowałem się informacyjnie, to nie zostaję w mieścinie, tylko ładuję się na prom i wio na drugą stronę Wisły.



Jedyne 1 zł. Wyjeżdżam na drugi brzeg, robię kilka zdjęć.



Panoramę Nieszawy, potem mojej maszyny i w końcu ruszam na Bobrowniki.



Po drodze z trasy widać ten zamknięty kościółek w Przypuście, ale nie zatrzymuję się, bo następny przystanek w Bobrownikach. A tam - ruiny zamku krzyżackiego nad Wisłą widać z daleka. Nawet nie trzeba oznaczeń, ładną ścieżką zjeżdżam nad sam zamek. Prezentuje się nieźle, jak na tyle lat i tyle wojen.



Zresztą – na zdjęciach prezentuje się znakomicie. Aż żałuję, że nie miałem statywu, by machnąć fotkę w podczerwieni.



Wyjeżdżam szlakiem (czarnym) … tak, nagle się pojawił. Zweryfikować nie ma jak – map rowerowych pani w CIT Włocławek nie chciała oddać (bo „ma jeden egzemplarz nie na sprzedaż”… to po co go ma?), a map powiatu / gminy nie uświadczysz. Więc jadę tym szlakiem, przez miejscowość … jak na zdjęciu i nagle zauważam, że trasa rowerowa odbija w lewo. Pomyślałem, że pojadę drogą dalej prosto, wzdłuż Wisły i … to nie był dobry pomysł.



Od razu praktycznie przekonałem się, że Stary Bóg, pomóż nieprzypadkowo się tak nazywa. Piach, piach, piach w lesie – prawie 10 km w piachu. W końcu jednak wyjeżdżam na asfalt i od razu żałuję. Takie dziury, jakie można spotkać TYLKO we Włocławku. Co oznacza, że w końcu wróciłem.




  • DST 39.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 03:08
  • VAVG 12.45km/h
  • VMAX 67.68km/h
  • Kalorie 1610kcal
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wokół jeziora

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 0

Wyprawa wokół jeziora powidzkiego.

Ruszamy z lasku przy zatoce Zgon. Przejeżdżamy przez rynek, zaliczamy chwilkę na placu zabaw dla naszych pociech. Z Powidza jedziemy na Przybrodzin asfaltem, tak jak prowadzi niebieski szlak rowerowy. Skręcamy w kierunki wsi Ostrowo i przez las, drogami gruntowymi jedziemy wokół jeziora.

Przed Ostrowem pojawia się asfalt, mijamy wiatrak i dalej już przez las, znowu gruntówką i to zrytą przez maszyny drogowe pchamy rowery przez piach.

Dlatego z przyjemnością wyjeżdżamy na asfalt przy krzyżówce na Adamowo, skąd ruszamy drogą na Słupcę. Odbijamy w lewo na Skrzynkę Małą, gdzie przez dziwne oznaczenia zamiast jechać drogą na Kosewo, jedziemy na ... Skrzynkę Wielką. Oddalamy się od szlaku w ten sposób i docieramy do wsi Siernicze Wielkie. Skręcamy na Napruszewo i przez Giewartów - Holendry dojeżdżamy do Giewartowa.

W Giewartowie czekamy na ratunek: Aga przetarła oponę, powietrze zeszło i dziura jest tak duża, że łatanie nie wchodzi w grę. Na szczęście na kempingu ktoś został, więc pomoc dociera i zabiera rower i rowerzystkę. Reszta ekipy przez Kochowo i Polanowo dociera do Powidza.


Kategoria wyprawy < 100km


  • DST 44.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 04:16
  • VAVG 10.31km/h
  • Kalorie 2331kcal
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze

Kazimierski Park Krajobrazowy

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 09.07.2013 | Komentarze 0

Trasa w Wąwolnicy k. Nałęczowa, przez Kazimierz n/Wisłą do zamku Firlejów w Janowcu n/Wisłą. Prosta, acz wymagająca trochę sił, bo biegnie przez wzgórza i jary powiatu puławskiego.


Wyruszamy z Wąwolnicy - miejsce startu to pełniący funkcję rynku plac. Znajdziemy tam mapę z zaznaczonymi szlakami (w tym naszym). Kierujemy się na Stanisławkę (mijamy zlokalizowany na wzgórzu cmentarz wąwolnicki) i zagłębiamy się w pierwszy leśny dukt. Wyłożono go kostką, więc jedzie się przyjemnie, jednak ... jest to odcinek pod górkę, więc trzeba się trochę namęczyć. Charakterystyczy dla okolic Kazimierza wąwóz świetnie osłania przed nadmiarem słońca. Jesienią musi wyglądać porywająco - gdy liście zacznie malować ta złota pora roku (ja niestety byłem tam wiosną).


Trasą naprzemiennie szutrową i asfaltową zmierzamy do Kazimierza. Na miejscu odnajdujemy ścieżkę rowerową biegnącą nad Wisłą i jedziemy na przeprawę promową. Praktycznie cały okres od kwietnia do listopada (choć zależy to od poziomu wody w Wiśle) można przeprawić się do Janowca. Zamek Firlejów widać z promu, jednak największe wrażenie robi z leżącej u jego stóp wioski.


Wjazd na wzgórze zamkowe trochę stromy, na dodatek niestety po drodze wybrukowanej kamieniami polnymi - dla osób nie zaprawionych w bojach jest to spore wyzwanie. Ale to krótki odcinek - ostatecznie można podprowadzić rower.


Zamek dostępny do zwiedzania, obok zamku miejsce na piknik i odpoczynek, choć na zakup czegoś konkretnego do przekąszenia bym nie liczył.



Powrót tą samą drogą do promu, po przeprawie - wracamy do Kazimierza Dolnego. Z rynku wyjazd w kierunku na Doły / Wylągi. Droga asfaltowa, podjazdy 10 - 12%. Dojeżdżamy do m. Skrowieszynek - tam przecinamy drogę nr 824 i ... dalej już polną dróżką jedziemy do Rzeczycy. Stamtąd kontynuujemy podróż do Rąblowa, droga zmienia nam się w asfaltową i tak wracamy do Wąwolnicy.



MAPKA