Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2015

Dystans całkowity:580.83 km (w terenie 35.30 km; 6.08%)
Czas w ruchu:26:25
Średnia prędkość:21.72 km/h
Maksymalna prędkość:74.50 km/h
Suma podjazdów:4954 m
Suma kalorii:20968 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:64.54 km i 3h 18m
Więcej statystyk
  • DST 292.38km
  • Czas 15:16
  • VAVG 19.15km/h
  • VMAX 74.50km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Kalorie 10743kcal
  • Podjazdy 4123m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Maraton Podróżnika 2015

Sobota, 13 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 6

Maraton Podróżnika 2015 czyli anatomia klęski.

Jechało się znowu. W długą trasę. Po zupełnie nieznanych drogach. W świetnym towarzystwie. Mimo strachu, czy da się radę. Na dystansie „dla cipek”. Jak w kwietniu. Ba, jak rok temu…

Nie. Nie jak w kwietniu, ani tym bardziej jak rok temu. Ale… po kolei.

Dlaczego tegoroczna trasa MP biegła po Tatrach (500 km) lub w stronę Tatr (300 km) z podkrakowskich Będkowic specjalnie nie ma co analizować. Tak wybrali uczestnicy poprzedniej edycji Maratonu Podróżnika, uznając w swej większości, że właśnie takiej ciężkiej trasy nam trzeba. Nie, nie byłem z tego powodu szczęśliwy, bo bardzo zależało mi na przejechaniu trasy 500 km, a ta oferowałaby taką ilość przewyższeń, że mógłbym jej zwyczajnie nie ukończyć. Wybrałem więc nieco z musu trzysetkę, dochodząc w swej naiwności do wniosku, że jak dobrze pójdzie, to sobie coś tam dokręcę jeszcze… Ech, jaki ja głupi byłem.

Baza.
Dotarliśmy tam w piątek wieczorem, przed 22, bo korki na A4 musiały oczywiście się nam przytrafić. Ludzie już właściwe się rozchodzili po namiotach lub pokojach, a ja sam też najwyższej świeżości nie byłem, bo z Hipkiem to przywitałem się chyba dwa razy… W każdym razie – zrezygnowałem z rozbijania namiotu i poszedłem spać. Albo raczej usiłować spać, bo duchota w pokojach była nieziemska. Budzik nastawiłem na 6.15…

Ranek.

Był rześki. Od 5 i tak już nie spałem, bo się nie dało. Sprawdziłem relacje online: Kot ruszyła na swoją pięćsetkę solo krótko po czwartej. Z zewnątrz dobiegało już krzątanie maratończyków… rowery, toaleta (znowu nie poznałem kolejnego znajomego – sorry Faja, ja tak mam niestety), śniadanie… dokładnie tak to szło. Szybko się ogarnąłem, dopakowałem lustrzankę (nie Olo, to nie były zapasy na tydzień), wypakowałem kurtkę-wiatrówkę (miałem tego jeszcze pożałować) i … zaczęły się starty grup. Moja, piąta ruszyła prawie dwadzieścia minut po ósmej. Już było bardzo ciepło. Ku przygodzie! - jak mawia Ludwiczka... :)

Kraków.

Wjechaliśmy do niego całą grupą, za nic mając sobie trąbiących na nas kierowców (skąd taka nerwowość w narodzie??!!). Na Moście Zwierzynieckim lekko zmroził mnie widok policji (obok jezdni szła ścieżka rowerowa, którą zlekceważyliśmy), okazało się jednak, że policjanci „mierzyli” do nas z radaru i gdy ich mijaliśmy, usłyszeliśmy gromkie „34!!” oraz śmiech… Miło. Zdjęć nie było jak robić prawie… ani się obejrzałem, a tu Wieliczka i pierwsze pagórki. Został na nich Storm jadący na poziomce i tak już miało być przez jakiś czas. Na wyjeździe z Krakowa zobaczyłem znak z temperaturą przy jezdni: po dziewiątej rano było już 46 stopni. Zapowiadała się rzeź…

Wieliczka.

A właściwie pole za nią. Tam spotykamy grupę Księgowego – czyli nr 4. Krótkie uzupełnienie bidonów, czwarta rusza, my czekamy… a potem za nimi w trasę. Od razu – podjazd. Storm znowu zostaje, my jedziemy, co jakiś czas oglądając się na niego za siebie. Gdzieś na 55 km przystajemy, czekając, a kto może – łapie cień; w końcu zguba dojeżdża by zaraz zostać na kolejnym podjeździe.

Upał.

Kolejne podjazdy i zjazdy, a upał robi się coraz bardziej nieznośny. W słońcu temperatura przekracza 40 stopni, przy asfalcie dochodzi do 50. Sprawdzam relację smsową – skwar miażdży wszystkich. W Łapanowie mylimy trasę, na szczęście niewiele i zaraz wracamy na szlak.

Szlak.

Ciężki. Podjazdy pod Górę Św. Jana dobijają, na domiar złego muszę w trakcie podjeżdżania ustalać telefonicznie szczegóły remontu… taka jazda wykańcza dokumentnie i w Zegartowicach muszę złapać oddech na dłużej. Gdzieś tam właśnie odjeżdża nam część grupy piątej i nie zobaczymy się już aż do mety. W końcu docieramy na szczyt (czemu wydawało mi się, że ciężkie będą dwa podjazdy, czyli Rdzawka i Krowiarki?)… jest sklep, cień i dwójka rowerzystów z grupy czwartej. Odpoczywamy, wcinamy lody, MarkaR łapią skurcze…

Wyjście z cienia.

Graniczy z samobójstwem. Leżymy pod sklepem i każdy w samotności się zastanawia, po co mu to... Sklepowa patrzy na nas z politowaniem.

Znowu w drodze.

W końcu ruszamy. Góra – dół, góra dół. Widoki przednie, gorąco jak w piekle. Wypijam chyba 6 bidonów i… nic, jakbym wcale nie pił. Przed Rabką na którejś z górek łapię zgon… koniec wody, puls w skroniach, dreszcze… jestem na dobrej drodze, by dostać porażenia. Ratuje mi życie Włod, dzieląc się resztą soku, chwilę później znajdujemy sklep, gdzie opijam się jak diabli i od razu mi się poprawia. Z resztą ekipy wjeżdżamy na Statoil i jemy po hot-dogu. Niebo w gębie. Potem się dowiem, że nie tylko mnie tak odcięło i niektórzy właśnie z tego powodu się wycofali. Uff... blisko było.

Przed atakiem.

Czeka nas Rdzawka, a już po 16. Matko jedyna, a myślałem, że w tym miejscu będę ze 4h wcześniej… W Rabce jemy pizzę. Pijemy piwo (pół piwa w sumie, i dopiero to powoduje, że idę do toalety; wlałem wcześniej w siebie ze 4 litry izotoników i nic!!). Ociągamy się z ruszeniem na trasę. Udaje mi się nawet zrobić kilka fot.

W końcu jednak czas na nas. Polska remisuje z Gruzją, więc jedziemy. Na Rdzawkę. Jest pod górę, ale znośnie. Jest też wyraźnie chłodniej. Gdy pojawia się znak ścianki (20% na 1,8 km) walczę jakiś czas, a potem po prostu zsiadam. Prowadzę. Paweł jedzie. Pół kilometra szybciej, niż ja prowadzę. Masakra. Próbuję wjazdu. Prowadzę, w końcu – ruszam na ostatni odcinek. Hańba… i jeszcze musimy ją potwierdzić smsem z PK1.

Gmina.

Nie wiem, dlaczego odpoczywamy. Przecież prowadziliśmy rowery, choć fakt, że pod górę. Ekipa stoi, więc ruszam do gminy Nowy Targ. Jest za zakrętem. Jedziemy we dwóch z MarkiemR. Fotka na przełęczy i wracamy na zabójczo szybki zjazd do Chabówki. 74,5 km/h pokazuje mi licznik i jest to 2,5 km/h szybciej niż na Kaszubach. Szaleństwo.

Krowiarki.

Są ponoć ciężkie. Pamiętam je z profilu trasy – są ciężkie. Zanim do nich docieramy – wykrusza się Bartek. Coraz trudniej mu było, w końcu zrezygnował. Jedziemy. Wjeżdżamy!!! Wcale nie było tak strasznie. Niestety na górze już ciemno. Połowa trasy za nami. Chyba ta trudniejsza połowa… Tak mi się wtedy zdawało. Ruszamy w dół. Droga to masakra. Jadę pierwszy, na dwóch światłach 750 lm, widzę ten patchwork zamiast asfaltu i chrypnę od krzyków. Cud, że nikomu nic się nie stało. Gdzieś przed Zawoją ubieram się jeszcze w koszulkę dodatkową – zmarzłem paskudnie na tych zjazdach za Krowiarkami. A trzeba było kurde zabrać tę wiatrówkę…

Przysłop.

Wg sprzedawcy na stacji benzynowej – do Makowa jest z górki. Szkopuł w tym, że trasę kreślił Wax. Więc zamiast w dół, jedziemy pod górę. Na przełęcz Przysłop. Nie poddaję się i wjeżdżam. Na raty, ale udaje się. I znowu w dół. Do Suchej, a potem do Makowa Podhalańskiego. Który wita nas błyskami burzy, lekkim deszczem i porykiwaniem lokalnej młodzieży. Przejeżdżamy miasto… nie, wcale nie jak Riders of the Storm… raczej jak zgraja duchów.

Makowska.

Podjazd na przełęcz zaczyna się zaraz za kościołem. Ciągnę za TomymliDżonsem, który błyska przede mną lampkami. W końcu staje, mijam go i dalej jadę do góry. Właściwie pod koniec podjazdu dogania mnie auto; wyprzedza i... niech to diabli - widzę, co jeszcze przede mną. Ten widok odbiera mi motywację i ostatni odcinek prowadzę jak wszyscy. Szlag!!

Lot.

Droga w dół jest kręta. Ciemna. Wąska. Stroma. I ma bardzo dobry asfalt. Jadę, na dwóch lampkach. Jako pierwszy. Zalegającą na łuku drogi łachę nagarniętego przez opady deszczu piasku zauważam w ostatniej chwili. Hamuję ostro… zdecydowanie za ostro. Tylne koło łapie poślizg, mimo to próbuję się ratować. Przednie minimalnie niestety zagarnia ten cholerny piach i to przechyla szalę. Wylatuję z drogi, uderzam przednim kołem w pobocze (tym samym je rozcentrowując, choć tego jeszcze nie wiem), wyrywam prawą nogę z bloków i lecę w ciemność przerażony, że rower trzyma się lewej stopy. Uderzenie wybija mi powietrze z płuc, blok puszcza stopę (ufff) i gdy chłopaki do mnie krzyczą „Eli”, „Krzysiek”, „Kris”… leżę na ziemi i mogę se tylko porzęzić…

Decyzja.

Koło krzywe. Bark boli, ale ruszać ręką mogę. Wysyłam smsa do Ola, by mieć nr do Średniego (gdybym nie mógł jechać jednak) i ruszamy. Na zjazdach – mega wolno: 25-27 km/h, bo koło bije jak cholera, na podjazdach – wiadomo.

Wstaje świt.

Jest pięknie, jedzie się nieźle. Stajemy nawet na jakieś fotki, żałuję, że nie tak często, jakbym chciał. Ręka boli, więc robienie zdjęć w trakcie jazdy odpada, a szkoda, bo przed Kalwarią Zebrzydowską widoki są przednie. Za Chrzęstowicami przekraczamy Wisłę… znowu bez zdjęć. Ech…

Alwernia i koniec.

Zaliczam tę gminę wg planu. Ekipa czeka przed Zabierzowem, a ja jadę spełnić fanaberie. Zbity bark (tak wtedy myślałem) i krzywe koło to jeszcze żaden powód, by z planu rezygnować. Potem już tylko kręcenie. Mamy czas… bez szarpania zmieścimy się w limicie i tak faktycznie jest. Po 23h 25 min meldujemy się na mecie maratonu. Staję. Zdejmuję kask i … dzwoni telefon.

Kamila: Ty jeszcze jedziesz??!!
Ja: Nie. Właśnie dojechałem. Idę spać…

Czy było warto? A po co takie pytanie w ogóle zadawać...

Fotki:
Poranek w bazie

Na trasie przed Krakowem.

Krakowskie widoki.


Miejsce startu ostrego - 250 km do mety.

Radzimy sobie z upałem jak się da...


Kościół w Łapanowie - z żalem rezygnuję z wizyty w środku.


Widoki przed Górą Św. Jana.


Zdychamy pod sklepem.

Widok przed zgonem.


Rabka Zdrój.

Gdzieś tam w Tatrach biją się z upałem maratończycy dystansu 535 km.


Podjazd pod Makowską.


Świta



Gdzieś na trasie - sam się zastanawiam, jak utrzymałem lustrzankę w tej ręce...



W bazie po powrocie...


Kategoria wyprawy > 100km


  • DST 7.00km
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Miasto

Czwartek, 11 czerwca 2015 · dodano: 15.06.2015 | Komentarze 0

Załatwiłem bazę na kolejny maraton...




  • DST 40.30km
  • Czas 01:24
  • VAVG 28.79km/h
  • VMAX 41.40km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Kalorie 1279kcal
  • Podjazdy 65m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Już zapomniałem...

Wtorek, 9 czerwca 2015 · dodano: 09.06.2015 | Komentarze 0

... jak to jest przyjemnie śmigać na oponach szosowych :D Ostatnie tygodnie to tylko terenowe kółka, więc jazda była zupełnie inna. Dziś założyłem cienkie szosówki, wszak już w sobotę Maraton Podróżnika. 


Kategoria trening


  • DST 75.10km
  • Teren 5.50km
  • Czas 02:55
  • VAVG 25.75km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 2276kcal
  • Podjazdy 208m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po gminy w Wielkopolsce i nie tylko :)

Niedziela, 7 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 2

Wczorajszy dzień - 6 czerwca 2015 - to była kwintesencja lata. Gorąco, bardzo gorąco... stojące powietrze... spędzaliśmy czas nad Jeziorem Powidzkim i w sumie nawet żal mi było tych wszystkich, których flauta zatrzymała na środku jeziora. Woda jak lustro... żadnej chmury. Prognozy na kolejny dzień - czyli niedzielę też zapowiadały upał. Zaplanowałem więc sobie trasę z samego rana - rodzinka jeszcze w łóżku, a ja nakręcę ciut kilometrów, odhaczę nowe gminy. 

Wstałem rano przed szóstą, wyszedłem na zewnątrz... kurde zimno?! A ja nie mam uszykowanej bluzy z długim rękawem, ani nawet samych rękawków. Jak tu jechać? Na krótko - nie ma mowy - przeziębię się i z MP 2015 nic nie wyjdzie. Nie chcąc budzić najmłodszych członków ekipy postanawiam ruszyć w trasę w kurtce przeciwdeszczowej. Wyjeżdżam z lasu do Powidza... wieje. Paskudnie w twarz?! Komu przeszkadzała wczorajsza flauta? No komu?!!

Pierwsza gmina to Orchowo - mam do niej około 14 km. Walczę z wiatrem - gdy chowam się w lasach jest nieźle, ale na otwartej przestrzeni dmucha paskudnie. Mijając Orchowo widzę panoramę powiatu słupeckiego... wyraziście ciemniejąca burzowa chmura czai się gdzieś na krawędzi, na horyzoncie. Nie jest dobrze - myślę - nie jest dobrze. Będę wracał z wiatrem, ale w deszcz. Postanawiam jednak się nie martwić zawczasu - w końcu jadę w kurtce przeciwdeszczowej, która już zapewniła mi samopoczucie parówki wrzuconej do garnka z ciepłą wodą. Raz maty rodyła - jedziemy ku przygodzie.

Walcząc z wiatrem docieram do Ostrowa (ale nie tego w Wielkopolsce). To gmina Strzelno, planowany punkt nawrotki. Zanim jednak to zrobię - szybki rzut oka na nawigację... przecież 4 km stamtąd jest już gmina Mogilno. A może by tak...??!! No pewnie, co mi tam. Machnąłem 25 pod wiatr, to kolejne cztery przecież mnie nie zabiją. Docieram, robię pamiątkową fotę i słyszę głęboki grzmot za plecami. Burza. Praktycznie zaraz za mną. Spadamy stąd, spadamy Jeff, psiakrew...

Znowu Ostrowo, potem Przyjezierze... gnam z prędkością powyżej 30 przez jakieś 10 km. Przed Wilczynem widzę, że uciekłem spod ulewy i zdaje się, że Jezioro Ostrowskie zatrzymało burzę na dłużej. Robię więc fotkę, bo całkiem ładnie prezentuje się wspomniana wieś w późnowiosennym krajobrazie. Banan na przekąskę... przy okazji wyciągam z kieszeni na plecach krówki. Krówki - potówki chciałoby się rzec teraz. Kolejna gmina... jeszcze jedna... i docieram już w znane mi rejony, do Giewartowa mam już mniej niż 5 km, a to już południowy skraj Jeziora Powidzkiego. 

Z Giewartowa niestety do Powidza pojadę po szutrze i - wszystko na to wskazuje - znowu pod wiatr. Słońce niby grzeje, ale wieje tak, że bez kurtki jechać się nie da. Wykorzystuję chwilę przerwy na fotkę i ruszam za rowerzystami, którzy mignęli mi na jednej z leśnych dróżek. Doganiam ich dopiero na asfalcie na podjeździe pod Polanowem... przede mną zaś niebo ciemnieje coraz gwałtowniej więc dokręcam by zdążyć ostatecznie przed deszczem.

Sześć nowy gmin zaliczonych: Orchowo, Strzelno, Mogilno, Jeziory Wielkie, Wilczyn, Kleczew. Latem muszę machnąć trasę z Radziejowa Kujawskiego, to połączę sobie gminy wielkopolskie i kujawskie. 




  • DST 22.45km
  • Teren 6.30km
  • Czas 01:01
  • VAVG 22.08km/h
  • VMAX 38.70km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 823kcal
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Z bratową po okolicy...

Sobota, 6 czerwca 2015 · dodano: 07.06.2015 | Komentarze 0

Gorąco było, więc nikomu nie chciało się wyjść na rower.


W końcu zdecydowaliśmy się we dwójkę: bratowa na swoim nowym Krossie i ja. Objechaliśmy powidzkie jednostki wojskowe, trochę pokluczyliśmy po bezdrożach i w końcu - z zakupami wróciliśmy na wieczornego grilla. Dystans szału nie robi, ale dla usprawiedliwienia powiem, że dodatkowo to w sumie 11 kilometrów rowerem wodnym zrobiłem :D




  • DST 54.00km
  • Czas 01:57
  • VAVG 27.69km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Kalorie 2300kcal
  • Podjazdy 174m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Po dwie gminy

Piątek, 5 czerwca 2015 · dodano: 05.06.2015 | Komentarze 0

Trasa jakich nie lubię - tam i z powrotem po śladzie. Trudno, nie było czasu kombinować kółka - pojechałem do Trzemeszna i z powrotem. Dlaczego pojechałem tak, jak nie lubię? Bo nie było czasu zaplanować trasy - ot, po prostu szybkie dwie godzinki do przeznaczenia na rower. Dojechałem do Trzemeszna, nie chciało mi się kombinować, jakby tu dotrzeć z powrotem inną drogą, więc zawróciłem. I właśnie podczas powrotu nagle zauważyłem dość charakterystyczny znak...

Tak - Wielkopolski Szlak św. Jakuba. Zdecydowanie trzeba go zaplanować na lato...

A po powrocie - zakupy.


Kategoria przejażdżki


  • DST 33.25km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:37
  • VAVG 20.57km/h
  • VMAX 54.40km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Kalorie 1350kcal
  • Podjazdy 221m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy OTB w sezonie

Czwartek, 4 czerwca 2015 · dodano: 04.06.2015 | Komentarze 0

Objazd Jeziora Powidzkiego po ofrroadach. Dwie kraksy, w tym jedno OTB. Szkód rowerowych nie ma - starałem się ratować rower kosztem skóry ;)

Tak sobie myślę, że ja to bym tych urzędników samorządowych puścił rowerami po tych wytyczonych szlakach powidzkich. Zobaczylibyśmy, jak im idzie jazda w piachu głębokim na 20 cm. A za te zapiaszczone "gumy", które ktoś rozłożył na drodze, żeby przykryć piach, tobym chętnie wybatożył. Na takiej właśnie gumie zaliczyłem lot przez kierownicę. Koło spadło w piasek i poleciałem. Ech...

Ale widoki przednie :)


Kategoria przejażdżki


  • DST 25.20km
  • Teren 5.50km
  • Czas 01:06
  • VAVG 22.91km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 950kcal
  • Podjazdy 35m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wioskowe kółko

Wtorek, 2 czerwca 2015 · dodano: 02.06.2015 | Komentarze 0

Po okolicznych wioskach - trzeba było kilka fotek zrobić...


Kategoria przejażdżki


  • DST 31.15km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:09
  • VAVG 27.09km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 1247kcal
  • Podjazdy 43m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

I dobrze, i źle...

Poniedziałek, 1 czerwca 2015 · dodano: 01.06.2015 | Komentarze 3

Wąski mnie minął (co w sumie było do przewidzenia) dorzucając wczoraj jakieś marne 60 km do sobotniej wyrypy. Chciałem dziś choć tyle dokręcić, by się z nim zrównać, ale córka nie chciała zasnąć i zanim wyszedłem na rower zachmurzyło się i zrobiło się ciemno. I tak do 25 km było ok, a potem zaczęło lać. I nic nie wyszło z pościgu...


Kategoria przejażdżki