Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2013

Dystans całkowity:572.42 km (w terenie 92.85 km; 16.22%)
Czas w ruchu:29:08
Średnia prędkość:19.65 km/h
Maksymalna prędkość:47.80 km/h
Suma podjazdów:3127 m
Suma kalorii:21395 kcal
Liczba aktywności:12
Średnio na aktywność:47.70 km i 2h 25m
Więcej statystyk
  • DST 123.05km
  • Teren 21.00km
  • Czas 05:29
  • VAVG 22.44km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 4606kcal
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i z powrotem

Czwartek, 29 sierpnia 2013 · dodano: 29.08.2013 | Komentarze 0

Jak ostatnio - zebrałem się rano, i parę minut po szóstej ruszyłem na trasę. Akurat po wyjeździe za jezioro słońce zaczęło pięknie wschodzić, jechało się naprawdę przyjemnie.



Cisza, praktycznie żadnego ruchu. Pierwszy samochód spotkałem po chyba 15 kilometrach. Normalnie, jakby to nie była Wielkopolska. Do Miłosławia dojechałem wcześniej niż ostatnio, a że znałem drogę, to nie traciłem czasu na błądzenie, tylko od razu ruszyłem w kierunku na Wygodę. Czekało mnie 8 km piachu i ... mniej więcej w połowie poczułem nagle, że jedzie mi się coś za "miękko".

Spojrzenie w dół wyjaśniło wszystko.



Na szczęście miałem zapasową dętkę, ale wymiana trochę trwała niestety. Trzeba było rozebrać rower ze wszystkich bagaży, zdjąć koło i wymienić co trzeba. W oponie tkwił mały metalowy kolec (jak z drucianej szczotki), na szczęście go znalazłem i wyciągnąłem. Więcej nie było. Na miejsce dojechałem z 10 minutowym spóźnieniem.

Powrót przebiegał już bez takich niespodzianek.

Mając trochę czasu podczas powrotu zwalniam trochę w Grabowie Królewskim. Już poprzedni mój przejazd przez tę miejscowość zwrócił moją uwagę na niesamowitą architekturę wioski. Na wjeździe neobarokowy kościół, a wcześniej figury i ładny, otoczony polami Krzyż. Im dalej zaś w wieś, tym ciekawiej. Budynki wzdłuż drogi - kilkurodzinne, ze spadzistymi dachami, każdy z wstawionym w przednią ścianę i całkiem ładnie się komponującym kolumnowym ornamentem.

Jednak najważniejsze czeka nas przy wyjeździe w kierunku na Zieliniec.



Najpierw ruina, niestety bardzo mocno posunięta w rozpadzie - pałacu / dworu z początków XX wieku. To wówczas majątek należał do Witolda Wilkoszewskiego. On to właśnie, zafascynowany architekturą francuską (a ściślej koncepcją francuskich ogrodów) postanowił sobie, iż jego majątek w środku Wielkopolski stanie się "małym Wersalem". Trójnawowy pałacyk, ogród francuski, a w szczególności cały szereg figurek i rzeźb stojących w kluczowych miejscach miał właśnie tę "namiastkę" luksusu stworzyć.



Dziś niestety praktycznie nic z tego dzieła nie pozostało. Brama prowadząca do parku pałacowego, na której widnieją dla jednych pretensjonalne, dla innych przepiękne rzeźby postaci rodem z greckich mitów. I pałac. Równie mocno zdewastowany, z oknami zabitymi dechami, przypomina nam, że ustrój, w którym wszystko należało do wszystkich potrafił zostawić po sobie właśnie tego typu zgliszcza.

Szkoda...




  • DST 15.44km
  • Czas 00:53
  • VAVG 17.48km/h
  • VMAX 30.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 564kcal
  • Podjazdy 14m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dożynki z rodzinką

Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 24.08.2013 | Komentarze 0




  • DST 129.33km
  • Teren 14.60km
  • Czas 05:40
  • VAVG 22.82km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 4877kcal
  • Podjazdy 512m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tam i z powrotem...

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 22.08.2013 | Komentarze 0

Wybrałem się dziś do pracy rowerem. Owszem, zdarzyło mi się już niejednokrotnie w tym roku pojechać do mojej innej pracy rowerkiem, ale tam mam nieporównywalnie "bliżej". Jak zaplanowałem trasę na dziś na bikemap.pl, wyszło w jedną stronę 60 km z jakimś małym hakiem. Faktycznie jednak - po przejechaniu okazało się, że tych kilka kilosów się dodało samo w sobie. A to gdzieś skręciłem, a to pobłądziłem lekko... ale, po kolei.



Ruszyłem tuż po wschodzie słońca. Co zresztą widać na zdjęciu. Z Bnina, przez Bożydar i Winną do Śniecisk i później Słupii Wielkiej, by ostatecznie, po jakichś 40 minutach dojechać do Środy Wlkp. Chłodno z rana, jakieś 12 stopni, plus praktycznie zerowy wiatr powodowało, że jechało się bardzo przyjemniej.



Od Środy Wielkopolskiej zaczynał się TTR odcinek południowy, który już opisywałem przy okazji pętli wzdłuż Warty. W każdym razie zielonym szlakiem TTR dojechałem do Winnej Góry i następnie Miłosławia. Pięknie przez otaczające drogę drzewa i lasy przebijało się słońce, ale zamiast dobrej foty tych wpadających promieni wyszła mi ... fotografia nawierzchni. Wklejam, bo miłe te dziury nie są. A niestety tak jest na praktycznie całym odcinku ze Środy do Miłosławia. Ech...



W Miłosławiu jestem po 1,5h od wyjazdu. Wiem gdzie jechać, ale nie mogę znaleźć wjazdu na tę drogę do Sokolnik. Lokalsi podpowiadają drogę główną, ale primo to zrujnuje mi zaplanowaną trasę, a sekundo - jechać z nawalającymi tirami na plecach to żadna przyjemność. Ostatecznie jednak drogę odnajduję i ruszam na Lipie oraz Krzywą Górę (prawie 6 km offroadu niestety) i potem przez Wygodę wjeżdżam do Grabowa Królewskiego.



Na wejściu do tej miejscowości piękny kościół, a w środku zabytkowe zabudowania pałacowe, ale w takiej ruinie, że aż szkoda gadać. Kościół focę (co widać) choć dopiero popołudniem, podczas powrotu, natomiast ruin nie, gdyż po prostu nie mam czasu.

Z Grabowa wyjeżdżam i odbijam na Zieliniec, co oznacza, że niepotrzebnie nadkładam kilka kilometrów drogi (jadą DO Strzałkowa, bo z powrotem tego błędu nie popełniam). Ale dzięki temu robię fotkę zabytkowego kościółka w Zielińcu.



Skręcam na Sokolniki i nad autostradą przebijam się do gminy Strzałkowo. Przez Graboszewo i Paruszewo docieram do Strzałkowa i game over.

Powrót przebiega podobnie. Zatrzymuję się jednak na chwilę w Graboszewie (gdzie fotografuję kościół drewniany z ... XIII wieku!!).



Tym razem w do Grabowa Królewskiego jadę prawidłowo i ... w ten sposób nabijam statystyki offroadu.

Miłosław, Winna Góra... gdzie staję na chwilę pod pałacem J.H. Dąbrowskiego - po raz pierwszy brama do parku jest otwarta, nikogo nie ma, więc dziękując Bogu za piękną pogodę i ładne niebo w tle fotografuję pałac z bliska.



Po czym ruszam do Środky, by przez Śnieciska i ... dla odmiany Jeziory Wielkie wrócić do domu. Uff...




  • DST 15.36km
  • Teren 5.30km
  • Czas 01:27
  • VAVG 10.59km/h
  • VMAX 32.60km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Kalorie 571kcal
  • Podjazdy 46m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popołudnie

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0

z rodzinką po Krobi i okolicach.




  • DST 76.11km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 16.91km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2780kcal
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ziemiański Szlak Rowerowy cz. 1

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 18.08.2013 | Komentarze 0

Pierwsza część Ziemiańskiego Szlaku Rowerowego. Trasa ta chodziła mi po głowie od dłuższego czasu. Łącznie szlak liczy 245,4 km. Zaczyna się on na skrzyżowaniu trasy 431 (z Mosiny do Kórnika) z drogą wjazdową do Puszczykowa. Tam w sumie zamierzałem moje spotkanie z ZSR zakończyć, niestety z różnych względów plan spalił na panewce, więc ten etap jeszcze przede mną. Natomiast na szlak ruszyłem wspólnie z Witkiem i synem z Kórnika. Pojechaliśmy z Bnina na Jeziory Wielkie, jednak tuż przed miejscowością skręciliśmy w las, żeby - korzystając z żółtego szlaku rowerowego - dojechać do miejscowości Kaleje. Stamtąd przez Luciny dotarliśmy do trasy nr 432 (Zaniemyśl - Śrem) i tymże odcinkiem (chyba najbardziej obłożony ruchem samochodowym fragment planowanej wycieczki tegoż dnia) wjechaliśmy - przecinając "stare koryto Warty" - do Śremu.



Śrem reklamuje się hasłami "no to jazda" - mającymi stanowić reklamę lokalnych tras rowerowych i trzeba przyznać, że całe miasto ścieżkami rowerowymi dało się ładnie pokonać. Wyjazd ze Śremu w kierunku na Leszno, w Nochowie odbijamy na Dolsk (jadąc bokiem unikamy jak ognia trasy nr 434) i całkiem ładnym asfaltem docieramy przez Mełpin do tego kolejnego miasta, które wyznacza odcinki naszej trasy.. Kiedyś pewnie zdecyduję się jechać przez Cichowo, dziś jednak nie było na to czasu. Za to trasa przyjemna, pagórkowata (w sumie to bardziej jazdę utrudniał wiatr), z typowymi jak na Wielkopolskę widokami (o Dolnym Śląsku Sapkowski pisał, że na rozstajach dróg stawiano "kamienne krzyże pokutne" - w Wielkopolsce co kawałek można ujrzeć pomniki "Maryjki" :).



Ani się obejrzeliśmy, gdy do Dolska zjechaliśmy i to całkiem sporą prędkością. Zaraz po wjeździe widać zabytkowy kościół z XV wieku.



Z powagą tej późnogotyckiej budowli kontrastuje leżące u jej stóp jezioro. A skoro jezioro, to i plaża, i plażowicze, i ... bardzo przyjemnie poprowadzona ścieżka rowerowa. Korzystamy z okazji i jedziemy nią w kierunku na Podrzektę, gdzie w Willi Natura pijemy kawę, odpoczywamy i ... tracimy czas.



Może to i dobrze, bo z naszego postoju ruszamy ulicą Gajową w kierunku na miejscowość Gaj i ... zaczyna się. Dotąd asfaltowe drogi rozleniwiły nas zupełnie, teraz piaszczyste i bardzo nierówne dukty leśne i polne drogi dają nam ostro popalić. Na dodatek większość trasy wiedzie w szczerym słońcu. Uff... do Tworzymirek (cóż za nazwa!!) dojeżdżamy szutrową drogą (sam nie wiem, czy piach czy te kamienie były gorsze), potem jeszcze odcinek po nawierzchni wyłożonej polnymi kamieniami i jesteśmy w Kunowie.



W Kunowie przecinamy trasę 434 w kierunku na Skowronki i ... tak naprawdę w tym miejscu wjeżdżamy na Ziemiański Szlak Rowerowy. Uff.. oznaczenia są, choć malowane kolorem zielonym, zaś posiadana przeze mnie mapa - nowa, nawiasem mówiąc - pokazuje szlak oznaczony kolorem czerwonym.



Widać, że niekoniecznie włodarze przywiązują wagę do szczegółów. Szlak wiedzie obok cmentarza w Kunowie. Zaczyna się od podjazdu. Niestety mocno piaszczystą drogą. Po wspięciu się na wzgórze zjazd też do przyjemnych nie należy. Łachy piasku zawalają całą szerokość drogi, więc ciężko jest korzystać z dobrodziejstw jazdy z górki. Przez Skowronki chwilowo się poprawia, potem jednak trzeba jechać właściwie rowem albo polem, żeby jakoś uniknąć prowadzenia roweru. Wjeżdżamy na mostek na Obrze - stamtąd uwaga - trasa wiedzie na wprost (jest mniej widoczna niż pozostałe dwie drogi). Przejeżdżamy przez pola, odbijamy w lewo zgodnie ze szlakiem i ... kto powiedział, że Wielkopolska jest płaska??!!



Wjeżdżam na górę - przewyższenie w tym miejscu ma ponad 90 m, droga jest kręta, polna, pełna piachu w koleinach - jechać się daje jedynie bardzo nierównym środkiem. Reszta ekipy odpuszcza i prowadzi rowery. Na szczycie czeka na nas śliczna panorama Gostynia.



Przez wieś Ostrowo i Bogusławki docieramy - cały praktycznie czas jadąc offroadem - do klasztoru Filipinów na Świętej Górze w Gostyniu. Uff. To oznacza, że skończyły się drogi polne, wracamy na asfalt. Wyjeżdżamy z Gostynia drogą na Jutrosin. Ostatni rzut oka na zabudowania klasztorne i ruszamy w trasę.



Przejazd przez Grabonów zaczyna się od podjazdu, zmęczeni niedawnymi offroadami odpoczywamy w cieniu, oglądając pałac z XIX wieku.



Jedziemy dalej na Bodzewo, gdzie oprócz ZSR okazuje się, że zaczyna się tam Wielkopolski Szlak Wiatraczny. W samym Bodzewie widzimy pozostałości wiatraka.



Wzdłuż nieczynnej trasy kolei PKP docieramy na Biskupiznę, czyli do Domachowa. Chwila na fotkę pięknego kościółka św. Michała Archanioła z XVI wieku i ... skręcamy w kierunku Krobi. Resztę trasy Ziemiańskiego Szlaku Rowerowego przyjdzie dokończyć w innym czasie.



Do Krobi wjeżdżamy obok cmentarza, by po kilkuset metrach minąć kolejną, choć mniejszą tym razem nekropolię, na której znajduje się jedna z najstarszych w Wielkopolsce świątyń, ufundowana przez Władysława Hermana prawdopodobnie w 1140 roku (taka data wybita jest na jednym z kamieni polnych, z których zbudowano ten romański kościółek).



Do Pudliszek docieramy wkrótce i wycieczkę kończymy po przejechaniu 76 km.


Kategoria wyprawy < 100km


  • DST 23.87km
  • Teren 4.60km
  • Czas 01:50
  • VAVG 13.02km/h
  • VMAX 33.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 877kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka wieczorna

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 15.08.2013 | Komentarze 0



Popołudniowy wyjazd rodzinny zdominowały kolejne place zabaw, jakie moja trzylatka chciała odwiedzić. Najpierw zaliczyliśmy plac w Mościenicy, leżący zupełnie na uboczu miejscowości (nie wiem, jakoś nie przekonuje mnie usytuowanie tego placu zabaw) potem przez las wjechaliśmy do Borówca, by podjechać nad Jezioro Skrzyneckie i zaliczyć - tym razem - siłownię pod chmurką (też w sumie w Mościenicy).



Stamtąd ruszyliśmy przez Borówiec, by odwiedzić ostatni z nich, po czym przez Skrzynki, drogą obok obserwatorium pojechaliśmy do Dziećmierowa. Jako że słońce zaczęło już zachodzić, wróciliśmy do Kórnika i promenadą pojechaliśmy do domu. I Wyszło tyle fajnych rodzinnych kilometrów.




  • DST 12.70km
  • Teren 4.25km
  • Czas 00:29
  • VAVG 26.28km/h
  • VMAX 38.60km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 506kcal
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka wieczorna

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · dodano: 13.08.2013 | Komentarze 0


Kategoria przejażdżki


  • DST 25.56km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 23.96km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 982kcal
  • Podjazdy 69m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwa jeziora

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Ot, przejażdżka wieczorna wokół (no prawie wokół) dwóch jezior: Kórnickiego i Skrzyneckiego.


Kategoria przejażdżki


  • DST 64.52km
  • Teren 7.20km
  • Czas 02:51
  • VAVG 22.64km/h
  • VMAX 41.03km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 2374kcal
  • Podjazdy 443m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Włocławek 2.0

Wtorek, 6 sierpnia 2013 · dodano: 06.08.2013 | Komentarze 0

Pętla włocławska. Ruszyłem z centrum przez deptak ku Wiśle, tam obowiązkowo fota kościoła św. Jana Chrzciciela.



Potem wjazd na most i śmigam przez Wisłę w kierunku na Szpetal Górny. Dla mnie jest on prawdziwie "górny" - podjazd z 50 metrów na 124 nieźle daje mi w kość. Staram się jednak nie spaść średnią poniżej 12 km/h. Docieram na górę i zjeżdżam w stronę tamy. Wjazd na DK 67 to porażka. Jezdnia dziurawa tak, że trzeba jechać prawie środkiem, a chodnik - szkoda czasu na jego opis. Ostatecznie, z uwagi na spory ruch zjeżdżam hamując non stop po chodniku, pamiętającym pewnie jeszcze lata siedemdziesiąte. Przejeżdżam przez tamę i na chwilę, bo na chwilę, ale wjeżdżam na ścieżkę rowerową. Jadąc wzdłuż al. Kazimierza Wielkiego (DK 62 dalej) zaczynam się niecierpliwić, czy aby nie minąłem wjazdu na "czerwony szlak" ... nie, nie minąłem, choć wjechałem nań i ruszyłem dalej bardziej na czuja, niż dlatego, że znalazłem oznaczenia. Gdyby się ktoś zastanawiał, to biegnie lasem on wzdłuż drogi ułożonej z betonowych płyt (więc lepiej jechać ścieżką rowerową). Prowadzi dość daleko, a jak już się kończy, to dalej spokojnie można jechać dość dobrze utwardzoną szutrową drogą.

Po kilku kilometrach zatrzymuję się, by zrobić fotkę (klasyczny krajobraz polski, hehe)



i ... wtedy dogania mnie rowerzysta. Nieopatrznie dla ... "niego" godzę się na wspólną jazdę. W międzyczasie mija nas kolejny koleś na rowerze i jak to zwykle bywa, zaczynamy go gonić. 5-6 km ze średnią powyżej 33 km/h i zaczynam się bać. Zwalniam, zachęcając towarzysza do jazdy dalszej jego tempem bez oglądania się na mnie, ale ... on po prostu zwalnia i dostosowuje jazdę do mnie. Ufff.. co prawda podjazdy w kierunku na Kowal, na pięknej, równej, praktycznie pozbawionej ruchu samochodów asfaltówce pokonujemy każdy swoim tempem, ale na końcu zjeżdżamy na odpoczynek nad jezioro Dzilno. Czyściutka woda, ciepła plus kilka minut odpoczynku pozwala zregenerować mi się na tyle, by do Kowala dojechać całkiem ładnym tempem (jak na mnie).

Z Kowala ruszamy przez wioski. Omijając DK 1 kierujemy się na Wolę Nakonowską, potem Stare Nakonowo i Łagiewniki. Omijamy w ten sposób całkowicie prawie ruch samochodowy, jedynie na fragmencie drogi nr 265 przed Łagiewnikami pakujemy się na ruchliwą trasę (2 tiry i 3 osobowe na odcinku 500 metrów to za dużo, za dużo zdecydowanie). Odbijamy z 265'tki na Warząchewki, potem przez Pińczatę dojeżdżamy do DK 1 i dalej, ścieżką rowerową wjeżdżamy do Włocławka.

Odcinek od Łagiewnik do Warząchewki jedziemy trasą rowerową zieloną, nazwaną na mapie Velomazovią. No proszę... całkiem fajnie.

Koledze z roweru dziękuję za wycieczkę. Co prawda tempo dla mnie było zbyt duże (dla niego pewnie zbyt małe) i praktycznie nie zrobiłem żadnych zdjęć, ale mimo to przejażdżka była rewelacyjna!




  • DST 57.62km
  • Teren 11.90km
  • Czas 02:27
  • VAVG 23.52km/h
  • VMAX 46.19km/h
  • Temperatura 33.0°C
  • Kalorie 2097kcal
  • Podjazdy 750m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Włocławek - Nieszawa - Włocławek

Poniedziałek, 5 sierpnia 2013 · dodano: 05.08.2013 | Komentarze 0

Z Włocławka wzdłuż trasy toruńskiej - masakryczne stężenie spalin. Potem - obok fabryki i dalej już całkiem przyjemnie. Trochę podjazdów, XVII wieczny kościółek, przeprawa w Nieszawie i powrót przez Bobrowniki. Ruiny krzyżackiego zamku widoczne z trasy. Za miejscowością Stary Bógpomóż lepiej jechać szlakiem rowerowym, bo asfalt za wsią kończy się i jest 7 kilosów piachu. Tyle w skrócie.

Szczegółowo zaś tak:
Z centrum na trasę toruńską jedzie się nieźle. Wzdłuż całej trasy będzie ścieżka rowerowa, całkiem dobrze oznaczona, ino niech skończą się te remonty. Przed Anwilem zjeżdżamy na drogę lokalną - ruch praktycznie żaden, ino widoki i zapachy takie sobie. Fakt, że widać Wisłę, ale widoczne z lewej instalacje Anwilu wywołują chęć jak najszybszego ich pożegnania. Mijane miejscowości sprawiają wrażenie, jakby czas się w nich zatrzymał. Gąbinek, Kucerz, Kocia Górka... mają wspólną cechę - rowerem jedzie się tam super.

W miejscowości Wólne droga odbija na Waganiec, jednak szlak (o rany, to tu są szlaki rowerowe, no coś takiego!!??) PTTK, marnie, bo marnie oznaczony skręca w stronę Wisły. Puściłem się tam i zaczął się offroad. Źle nie było, tylko raz miałem problem z wyborem drogi (znaki jakoś znikły).



W każdym razie – wybieram raczej dobrze, jadę dołem i … po chwili znajduję znak, że na górze jest kościół z XVII wieku. No, takich zabytków nie odpuszczam, wczołguję się do Przypustu (gdzie ten kościółek) po to, by odbić się od znaku że „zakaz wstępu”. Z tej złości nie robię fotki żadnej (po prawdzie miejsce marne na fotę, choć drewniany zabytek zdaje się zacny) i zawracam. Zasięgam języka u gospodarza, że „można zjechać ścieżką w dół”… więc ruszam i prawie zaliczam wywrotkę, tak jest stromo (i zarazem dziurawo!).



Drogą (którą jechałem wcześniej) poniżej docieram do Nieszawy. Z oddali widzę już prom, a że nie przygotowałem się informacyjnie, to nie zostaję w mieścinie, tylko ładuję się na prom i wio na drugą stronę Wisły.



Jedyne 1 zł. Wyjeżdżam na drugi brzeg, robię kilka zdjęć.



Panoramę Nieszawy, potem mojej maszyny i w końcu ruszam na Bobrowniki.



Po drodze z trasy widać ten zamknięty kościółek w Przypuście, ale nie zatrzymuję się, bo następny przystanek w Bobrownikach. A tam - ruiny zamku krzyżackiego nad Wisłą widać z daleka. Nawet nie trzeba oznaczeń, ładną ścieżką zjeżdżam nad sam zamek. Prezentuje się nieźle, jak na tyle lat i tyle wojen.



Zresztą – na zdjęciach prezentuje się znakomicie. Aż żałuję, że nie miałem statywu, by machnąć fotkę w podczerwieni.



Wyjeżdżam szlakiem (czarnym) … tak, nagle się pojawił. Zweryfikować nie ma jak – map rowerowych pani w CIT Włocławek nie chciała oddać (bo „ma jeden egzemplarz nie na sprzedaż”… to po co go ma?), a map powiatu / gminy nie uświadczysz. Więc jadę tym szlakiem, przez miejscowość … jak na zdjęciu i nagle zauważam, że trasa rowerowa odbija w lewo. Pomyślałem, że pojadę drogą dalej prosto, wzdłuż Wisły i … to nie był dobry pomysł.



Od razu praktycznie przekonałem się, że Stary Bóg, pomóż nieprzypadkowo się tak nazywa. Piach, piach, piach w lesie – prawie 10 km w piachu. W końcu jednak wyjeżdżam na asfalt i od razu żałuję. Takie dziury, jakie można spotkać TYLKO we Włocławku. Co oznacza, że w końcu wróciłem.