Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 52.57km
  • Teren 27.40km
  • Czas 04:13
  • VAVG 12.47km/h
  • VMAX 33.70km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 1943kcal
  • Podjazdy 273m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Lider Zielonej Wielkopolski czyli takie lajtowe rowerowanie :)

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Dość nietypowa niedziela. Pojechaliśmy rodzinnie na rajd rowerowy, organizowany przez Lidera Zielonej Wielkopolski, takie stowarzyszenie powołane przez okoliczne gminy. Plan był ambitny :D - 52 km szlakiem drewnianych kościołów ziemi średzkiej. Mimo porannego deszczu i pochmurnej pogody zbieramy całą (no prawie) rodzinkę i pakujemy się do auta. Rowery na bagażniku i już po 9 ruszamy na trasę. Początek - ciut odmienny od planowanego - grupa ucieka nam, zanim się wypakowaliśmy z auta i potem trzeba było ich gonić.



No i dojeżdżamy do nich przy pierwszym kościółku w Mącznikach - faktycznie drewniany, zabytkowy z ... 1700 roku, ładnie położony na wzgórzu. Do środka niestety nie wchodzimy, bo ksiądz pojechał odprawić mszę w pobliskim Bagrowie (gdzie zresztą zmierzamy). Do Bagrowa jedziemy szutrowymi i glinianymi (na szczęście jest sucho) drogami wśród pól - towarzyszą nam typowo wielkopolskie widoki...



W Bagrowie... msza! No jakże by inaczej, skoro ksiądz pojechał ją odprawić :D. Czekamy grzecznie na jej zakończenie, ludzie trochę się dziwią, ale generalnie kościół szybko pustoszeje i można go sobie obejrzeć.



 Kościół pamiętający czasy I Rzeczypospolitej, odnowiono niedawno - z opowieści kościelnego wynika, że ze starej wieży został jedynie szkielet. Mamy szczęście zobaczyć dzwonnicę (dziś już elektrycznie działającą) z dzwonem z 1769 roku. Ech...

Z Bagrowa kierujemy się na Giecz. Jeszcze przed wyruszeniem dowiadujemy się co prawda, że w Grodziszczku (gdzie znajduje się zarówno drewniany kościółek jak i pozostałości dawnego grodu Bolesława Chrobrego) jest dziś msza pierwszokomunijna. No nic, zobaczymy na miejscu. Przejeżdżamy nad autostradą, polami i łąkami dojeżdżamy na miejsce. Sporo samochodów, więc faktycznie komunia, ale... dzięki temu znajdujący się przed wejściem na teren grodziska skansen jest puściutki! Zwiedzamy go za darmo, oglądając wystawę drewnianych rzeźb pt. "Świątki, grajkowie, demony". 



Skansen zachwyca Ludwiczkę, która wchodzi do każdego z tamtejszych domków, może dotknąć, usiąść, poleżeć - słowem - to takie muzeum, które do dziecka idealnie przemawia. Oczywiście sam skansen jest znacznie mniejszy niż np. Lednica czy Biskupin, ale i tak warto tam pojechać. Za wałami obronnymi (dziś stanowiącymi ziemny pas okalający Grodziszczko) zobaczyć można kamienne fundamenty, jest też muzeum, gdzie na chętnych czeka wystawa. Dziś jednak na zwiedzanie nie ma czasu. Ruszamy dalej, łapiąc zdegustowane spojrzenia uczestników mszy komunijnej (nie wiem, co ich tak irytowało - nasze rowery, czy to że objeżdżamy kościół? Sami przecież zamiast uczestniczyć we mszy oddawali się gadulstwu i rozpodziwianiu się na nas dla przykładu). Wyjeżdżamy na pole, a potem jedziemy wzdłuż rzeczki Moskawy (nie mylić z Mozgawą) i ... zaczynam rozumieć, dlaczego Giecz był ważna twierdzą pierwszego króla Polski. 

W centrum wsi romański kościółek (taki kloc, jak mawia znajomy z pewnego forum), zamknięty na 4 spusty (jak wygląda - można sobie zobaczyć w sieci). Obok plac zabaw - taki dla przedszkolaków, więc Ludwika jest wniebowzięta. Muszę jej jednak pilnować, bo zaraz obok za płotem "władza czuwa..."



Z Giecza ruszamy na Gułtowy. Zapomniałem, że stoi tam ładny klasycystyczny pałac z końca XVIII wieku, kiedyś własność Bnińskich, a dziś Dom Pracy Twórczej (cokolwiek to znaczy) UAM w Poznaniu. Pałac świeżo po remoncie, wygląda więc jak spod igły. Podobnież też jest z pozostałymi zabudowaniami w parku - wszystko aż błyszczy od nowości. 



Obok stoi też kościół z końca XVIII wieku, a więc praktycznie rówieśnik pałacu (choć zapewne los był dla świątyni łaskawszy, niż dla domeny Bnińskich). Zaglądamy do środka szachulcowego kościółka przez kratę - proboszcz rzekomo (choć jest też w środku taki obraz, potwierdzający owo spostrzeżenie) jest zapalonym motocyklistą, więc pewnie gdzieś wybył na swoim rumaku.



Zabytkowo to ostatni nasz punkt programu na dziś. Powrót, który właśnie stamtąd zaczynamy na szczęście odbywał się będzie głównie lasami i alejami obsadzonymi drzewami. Ma to zasadniczą zaletę - wiejący bardzo paskudnie wiatr wyhamuje zielenina odgradzająca pola od dróżki, i jedzie się dzięki temu znacznie łatwiej. Przejeżdżamy przez wieś Węgierskie, potem polną, rozmokniętą drogą dojeżdżamy do Janowa, który niczym by się nie wyróżnił, gdyby nie zrzuty lotnicze broni dla AK w 1943 roku.



Z tego też powodu pośrodku lasu stoi monument (widoczny powyżej) upamiętniający nie tylko ową (nieudaną niestety, bo broń i amunicja w większości wpadły w łapy Niemców) operację aliantów, ale także i akowskie poczynania na tych ziemiach.

I to już prawie koniec atrakcji. Prawie, bo najpierw jeszcze czeka nas przejazd przez najtrudniejszy - piaszczysty odcinek trasy. A na sam koniec, już przed samą Środą Wielkopolską widzimy na polu przechadzające się z gracją dwa żurawie...



Dojeżdżamy do Środy, pakujemy rowery na bagażnik, wracamy do Kórnika i ... na S11 dopada nas deszcz. To się nazywa mieć szczęście! A trasa wyglądała tak:

 


Kategoria wyprawy < 100km



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa zymni
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]