Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 53.90km
  • Teren 8.20km
  • Czas 05:12
  • VAVG 10.37km/h
  • VMAX 37.30km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • Kalorie 2488kcal
  • Podjazdy 354m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karlskrona

Sobota, 5 kwietnia 2014 · dodano: 07.04.2014 | Komentarze 8

Nie chciała zima przyjść do nas w tym roku, to my przyszliśmy do zimy. Na dodatek już wiosną. No dobra, trochę przesadzam - aż tak zimno nie było. W każdym razie skorzystałem w pierwszą sobotę kwietnia z oferty Stena Line i popłynęliśmy z żoną do Karlskrony. Pojeździć na rowerach, zakosztować tego szwedzkiego "innego, acz rowerowego świata". Losy wyjazdu ważyły się do samego końca: Kamila po raz drugi w ciągu niespełna dwóch miesięcy była na antybiotykach i nie byłem przekonany (zresztą ona też) czy na taki ma siły. Ostatecznie pojechała, choć właśnie te jej pochorobowe kwestie mocno na samym wyjeździe zaciążyły. Ale - po kolei.


Do portu wchodzimy rano, tuż po wschodzie słońca. Jest rześko. Świeci słońce, siedem stopni, lekki wiatr, błękitne niebo - słowem - zapowiada się świetny dzień. Na ląd zjeżdżamy jako pierwsi - bycie rowerzystą w takich przypadkach to same zalety. Okrętują cię przed innymi, wypuszczają z promu również na początku - bajka. Szybkie poprawki sakw i ruszamy do Karlskrony. Oprócz nas są jeszcze dwie inne pary, szybko jednak rozjeżdżamy się w swoich planach by spotkać się dopiero wieczorem.

Wzdłuż drogi wiodącej z terminalu wybudowano ścieżkę rowerową (właściwie dla rowerów i dla pieszych, patrząc na znaki), szeroką, asfaltową i czystą - w ciągu dnia spotykamy na niej nieraz lokalnych rowerzystów na szosowych rowerach - coś, czego u nas nie ma.
Tą ścieżką jedzie się niezwykle przyjemnie - ani zauważamy, jak nadchodzi czas na pierwszą decyzję - gdzie jechać. Nieopatrznie, opierając się na informacjach ze strony Stena Line namawiam żonę na wyjazd do Torhamn. To półwysep, oddalony od Karlskrony o jakieś 35 km. Mamy tam dojechać a potem wrócić do głównego portu promem, który z Torhamn pływa do Karlskrony. Kamila godzi się, choć nie powinna - prawie nie jeździła w tym roku, jeszcze bierze leki... Niewiele brakowało, bym tego ogromnie pożałował.

Dojedziemy tam po bardzo wolnej, ale wyczerpującej jeździe, bo Kamili po chorobie jedzie się te pagórki bardzo ciężko. Na szczęście widoki rekompensują choć trochę zmęczenie i chwilami jest naprawdę ślicznie. Oczywiście te ścieżki rowerowe cały czas nam umilają podróż, tylko raz dotąd zjechaliśmy na drogę i kilka aut, które nas wyprzedziły - minęło nas na centymetry. A ponoć Szwedzi tacy pro-rowerowi są? Widać nie wszyscy.

Pierwszy postój na przekąskę robimy w Lösen, zachwyceni pięknie wznoszącym się na wzgórzu kościółkiem z XIX wieku. 


Dookoła zagrabione ścieżki i drogi. Widząc ślady wydeptane w równych alejkach wchodzę i widzę stary cmentarz, z nagrobkami sięgającymi XVI wieku. I tylko te pograbione ścieżki zastanawiają - wyrównano ziemię, by odnaleźć na niej później ślady tych, co tu nieopatrznie weszli, czy tych, co nie powinni stąd... wyjść?



Ruszamy dalej. A właściwie muszę gonić żonę, bo Kamila nie czekając pojechała w dół, w kierunku na Jämjö. To miejscowość z prawie 2,5 tys. mieszkańców - tego dnia jednak tam chyba nie dojedziemy.



Słońce nam dopisuje, wieje na razie lekko, niestety w twarz, więc zwłaszcza przy podjazdach nie jest to zbyt miłe. Powoli jednak zaczyna do nas docierać, że owo szwedzkie rozreklamowane nastawienie do turystów (także rowerowych) to tylko mit. Po drodze bowiem nie spotykamy właściwie nic, co by - poza ścieżkami - ową infrastrukturę rowerową wsparło. Nie byłoby to w sumie żadnym problemem, gdybyśmy się na coś zupełnie innego nie nastawili. Dobrze, że mamy jakąś herbatę z porannego śniadania, colę i kabanosy z kraju, bo byłoby marnie.

 
Po kilkunastu kilometrach na ścieżkach zjeżdżamy wreszcie na spory kawałek szlaku poprowadzony przez szutry. Jedzie się dobrze - jest równo, bez piachu czy jakichś przeszkód. Mogąc jeszcze zawrócić - decydujemy się jechać dalej.



Do Torhamn dojeżdżamy już lekko znużeni, z ochotą na kawę i jakieś dobre jedzenie. Trafiamy na domową wyprzedaż, niezwykle mili ludzie po krótkim pytaniu o prom patrzą na nas najpierw z niedowierzaniem, a potem powątpiewająco kiwają głowami, że "sezon się jeszcze nie zaczął". Robi się mi wówczas zimno podwójnie - perspektywa powrotu wcale nie jest miła, bo nie tak planowaliśmy ten dzień. Ostatecznie jedziemy na pizzę do pobliskiego baru (smaczną, choć wystrój w środku przypominał późnego Gomułkę jak nic!), obok jest sklep gdzie ponownie zasięgam języka. Okazuje się, że prom nie pływa (i nie będzie pływał do 31 maja... Steno - ładnie ugotujesz swoich klientów w tym maju!), nie jeździ też żaden autobus, bo to sobota i "Torhamn to taka mała wioska zapomniana przez Boga i ludzi" - jak szczerze wyznaje mi na parkingu starszy Pan z zakupami. Lekko już zdesperowany dalej szukać dobrych wieści. Biorą nas tu za nawiedzonych ornitologów, bo na półwyspie Torhamn właśnie sporo ptactwa wczesną wiosną się pojawia. Wyprowadzam ich z błędu i mówię jak jest. Chwila narad, telefon do przyjaciela i nagle starsza babeczka mówi: ok, odwieziemy was, mam takie auto i bagażniki! Wow! Początkowo nie chciała kasy, ostatecznie wzięła skromną zapłatę i zawiozła nas do Karlskrony. Wyłopotani przez wiatr i zirytowani na nasze nieoczekiwane zmiany planów zjawiamy się wreszcie w centrum miasta. Czy zachwyca? Nie bardzo. Raczej nawet powiedziałbym, że rozczarowuje. 



Pijemy herbatę, coś tam jemy (brud w McDonaldzie przekracza wszelkie granice) i powoli zdegustowani wracamy na prom. Kawałek jedziemy poboczem autostrady, dziwnie nawigacja stara się mnie prowadzić jezdnią dla aut. Wolę jednak nie ryzykować i szybko zjeżdżamy z tej drogi. Zaraz też pojawiają się ścieżki rowerowe, wjeżdżamy na nie zadowoleni, że udało nam się uniknąć mandatu.



Dojeżdżamy do portu, jest już paskudnie chłodno, temperatura spadła do jakichś 3 stopni, odczuwalnie jest jeszcze zimniej. Przejechaliśmy trasę białą i żółtą z tzw. Rowerowego Potopu. Wjeżdżamy na statek i następnego dnia wyokrętowujemy się - znów jako pierwsi - w Gdyni. A mapa wycieczki wyglądała tak:





Komentarze
elizium
| 07:14 środa, 9 kwietnia 2014 | linkuj Ja tam nie narzekam. Żona narzekała, ale akurat ją rozumiem. Jest "niedzielnym" rowerzystą, bo nawet jak jeździ do pracy rowerem, to trzeba pamiętać, że w tej naszej nudnej, płaskiej Wielkopolsce taką ilość przewyższeń zalicza się na trasie ponad 100 kilometrowej :)

Natomiast wydaje mi się, że takie ścieżki wizualnie sprawiają lepsze wrażenie, niż wyprofilowana płaska rowerostrada. No i zdecydowanie pozytywne było to, że były a) asfaltowe, b) równe, c) czyste (czyli bez piachu).
Waskii
| 20:11 wtorek, 8 kwietnia 2014 | linkuj A mi to nawet do głowy nie przyszło żeby pomyśleć, że ścieżka powinna być wyprofilowana tak jak droga. Takie profilowanie to potężne koszty i ścieżka była by zbyt droga.
olo
| 16:36 wtorek, 8 kwietnia 2014 | linkuj W Austrii też takie spotkałem i to dość intensywne. Bardzo lubię podjazdy, ale nie bezsensowne. Dla niedzielnych rowerzystów zaś takie hopki urastają do miana katorgi :P
elizium
| 09:09 wtorek, 8 kwietnia 2014 | linkuj No ale też przyznacie, że niektórzy rowerzyści lubią takie górki - pagórki :)
4gotten
| 09:01 wtorek, 8 kwietnia 2014 | linkuj W Niemczech zaobserwowałem podobne sytuacje. DDR nieraz prowadzi góra-dół, narzucając rowerzyście swoiste interwały i wytrącając z tempa jazdy, podczas gdy jezdnia obok trzyma poziom na dłuższym odcinku.
olo
| 22:09 poniedziałek, 7 kwietnia 2014 | linkuj zdjęcie z tabliczką Kalmar 82 jest kwintesencją ścieżek rowerowych. Asfalt równy i pusty, a ścieżka oczywiście niewyprofilowana, góra-dół. WIdzę że nie tylko u nas tak się dzieje.
elizium
| 21:08 poniedziałek, 7 kwietnia 2014 | linkuj I to bardzo. Gdybym był sam, pewnie machnąłbym ręką. Ciekawe co zrobią ludkowie w maju - jak ich pojedzie więcej niż nasza dwójka i więcej osób się na to nabierze. No, chyba że ktoś specjalnie prom dla nich uruchomi... W co przypuszczam, że wątpię.
Waskii
| 20:42 poniedziałek, 7 kwietnia 2014 | linkuj "Wysterowani przez Stenę" - chyba nikt nie lubi takich niespodziewanek
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa egoto
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]