Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 120.49km
  • Czas 04:45
  • VAVG 25.37km/h
  • VMAX 56.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 4699kcal
  • Podjazdy 1067m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobotnie przedpołudnie

Sobota, 24 maja 2014 · dodano: 24.05.2014 | Komentarze 4

Koniec maja, a ja prawie nie jeżdżę. Remonty, pierdoły, takie tam rzeczy i skutek tego - zupełnie marne statystyki. A MP zbliża się wielkimi krokami, łatwo nie będzie, jak nie potrenuję. 

Wyjechaliśmy z rana z Grzegorzem. Prognozy były takie, że rano miał się lekki deszczyk pojawić, pierwsze kilometry do Dolska miały być pod wiatr (słaby, ale jednak przeciwny) a potem miało się rozpogodzić i od Jarocina dmuchać nam w plecy. Taaa... prognozy. Wyjechałem w kurtce przeciwdeszczowej, i od Śremu wiozłem ją w podsiodłówce, bo ani kropelki deszczu nie uświadczyliśmy. Dodatkowo wiatr do Dolska niby przeciwny, ale przez te "górki" (tak tak, wiem, to Wielkopolska, nie traktujmy tych podjazdów poważnie) przemknęliśmy ze średnią bliską 30 km/h. Wyłączając spory ruch na trasie 434 z Kórnika do Śremu (gdzie ci wszyscy ludzie jadą w sobotę rano tymi autami??!!) jechało się rewelacyjnie. Przed Dolskiem dogoniła nas kawalkada aut marki BMW... w sumie nic więcej nie muszę chyba pisać, bo kierowcy tych samochodów zbytnio rozgarnięci nie są. Zdziwiło nas na moment, że ktoś w starym kopcącym i pierdzącym BMW poprzyczepiał sobie flagi z symbolem tego auta, ale jak zaczęły nas wyprzedzać kolejne takie - dotarło do nas co się dzieje. Ot, w Dolsku jest punkt odbioru i składowania buraków dla pobliskiej cukrowni... :)

Zmiana trasy za Dolskiem na drogę nr 437 (mieliśmy dziś sporo takimi drogami jechać) na Borek przyniosła złagodzenie ruchu. Pogorszyła się też nawierzchnia, ale tylko chwilowo - za Borkiem (a właściwie na wysokości miasta) wskoczyliśmy na nową obwodnicę i tak dojechaliśmy do Jaraczewa. Spokojnej, cichej, leniwie budzącej się w sobotni poranek siedziby tamtejszej gminy (no, i tak zaliczyłem nową gminę). Zamiar popasu na rynku spełzł na niczym - w kilku sklepach nie dało się kupić schłodzonej wody mineralnej, a temperatura na zewnątrz zdecydowanie warunkowała skorzystanie z takowej. Trochę  rozczarowani - nie powiem, że nie - ruszyliśmy do Jarocina. Tam już nie było bata - McDonald, kawa, cola, lody... bardzo zasłużona przerwa. Po prostu "Jaaaaaroooociiiiiiiiiiiiiiiiiiiin" jak to kiedyś krzyknął Marek Piekarczyk :)

Stamtąd po przerwie czekała nas  droga do Nowego MIasta n/Wartą. Wybraliśmy trasę przez okolice Szwajcarii Żerkowskiej.



Wilkowyje (skądś kojarzę tę nazwę) a potem Radlin (ha, nawigacja jak wbiłem jej tę nazwę skierowała mnie na Śląsk, tam, gdzie ten słynny maraton rowerowy się odbywa) i Klękę dojechaliśmy do Nowego Miasta.

Zanim jednak tam dotarliśmy, najpierw w Radlinie na wzgórzu pokazały nam się ruiny pałacu Opalińskich z XVI wieku (niewiele z niego zostało jak widać) a potem po wjechaniu na wzgórze z kościoła pobliskiego dobiegł nas anielski wręcz śpiew. Co w sumie nie byłoby niczym dziwnym, gdyby nie fakt, iż kościelna pieśni śpiewana pięknie sopranem wybrzmiewała na melodię... The Winner takes at all Abby!! Cóż, ani chybi podróże kształcą. 



Z Klęki do Nowego Miasta jest żabi skok. Wyjeżdżając Grzegorz ruszył asfaltem, a ja nieopatrznie wjechałem na ścieżkę rowerową (wyjeżdżając wcześniej z Jarocina zupełnie zlaliśmy zakaz jazdy rowerów i nakaz korzystania z tamtejszej ścieżki przed Annopolem - dobrze, bo zabilibyśmy się na pierwszym zaparkowanym na ścieżce aucie jakichś cholernych działkowców ;). Za Klęką szybko naprawiłem błąd, wyskoczyłem na "jedenastkę" i zjechaliśmy na dół w kierunku Warty. Tu już nie było wyjścia - auta stały przed remontowanym mostem, więc ... minęliśmy je z prawej strony, wskoczyliśmy na chodnik dla pieszych i pognaliśmy na drugą stronę Warty. 

Te kilka km gnaliśmy ostro, bo do zjazdu na Krzykosy non stop dymiły nam w twarze mijające nasz samochody. Gdybym miał jechać tak do Kórnika, to finał wycieczki skończyłby się namiotem tlenowym. Raz że tempo, a dwa - że ten smród aut był nie do zniesienia. 



Niestety od Krzykosów zaczęła się walka z samym sobą. Raz ja, raz Grzegorz mieliśmy kryzysy, zażegnaliśmy je dopiero bananem i lodami w Zaniemyślu. Stamtąd już blisko do domu gdzie dojechaliśmy z rewelacyjną, jak na mnie średnią. Pierwsze 100 km ze średnią powyżej 25 km/h, a Grzegorz druga setka w tym roku (i w ogóle od wielu wielu lat). Miodzio. 

A wieczorem przyszła w końcu burza....





Komentarze
4gotten
| 04:51 poniedziałek, 26 maja 2014 | linkuj Zachwycająca jest ta "płaskostołowatość" Twoich terenów. Chociaż wykres wysokości wygląda na dość "górski" ;-)
jammiq
| 17:21 niedziela, 25 maja 2014 | linkuj Średnia wzbudzająca szacunek jak na dwuosobowy wypad :)
Na podjazdach też widzę specjalnie obijania nie było :)
Już wiem - przed tymi BMW tak uciekaliście - jak najdalej i jak najszybciej ;)
elizium
| 22:28 sobota, 24 maja 2014 | linkuj haha, i kto to mówi??!!

stówka z taką średnią to jak na razie max, na co mnie stać :(
Waskii
| 21:57 sobota, 24 maja 2014 | linkuj Ładny dystans i ładna średnia. Ktoś Cię gonił ? :P
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa iniem
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]