Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 90.50km
  • Czas 04:14
  • VAVG 21.38km/h
  • VMAX 49.00km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Kalorie 2674kcal
  • Podjazdy 414m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Annaberg

Wtorek, 31 marca 2015 · dodano: 01.04.2015 | Komentarze 0

No cóż, to miała być wisienka na torcie. Koniec miesiąca i kwartału, Wąski mnie wyprzedził, bo pojeździł długie trasy, a ja tylko - jak on to mówi - "wokół komina" (w Kórniku co prawda nie ma komina, ale co tam, też może być). Plan był taki, że miałem w ubiegłym tygodniu przyjechać do Zdzieszowic na trzy dni, więc dwa z nich byłyby przewidziane na rowerowanie. Krótsze, takie tam po 50 km, bo po pracy, ale zawsze coś. Niestety plany się często komplikują, więc ostatecznie wylądowałem na Opolszczyźnie w ostatni dzień marca. Już po zmianie czasu (alleluja) ale też i po załamaniu pogody (łeee...) i tylko na jeden rowerowy dzień.

Nie zrażając się jednak zaprojektowałem trasę po okolicznych gminach, tak by sobie ładnie podsumować miesiąc. Ruszyłem z Góry Św. Anny, którą tu wszyscy nazywają Annabergiem (zresztą ten rejon to same dwujęzyczne nazwy miejscowości) w kierunku na Gogolin. Krótki rzut oka na okolicę - pogoda, mimo wiatru zapowiadała piękne widoki. I tak też było.

Najpierw spory odcinek pod paskudny wiatr. Ciężko utrzymać prędkość powyżej 20 km/h, porywy spychają z drogi. Ale jakoś docieram do Gogolina, gdzie na chwilę przystaję pod zabytkowymi wapiennikami. Robią wrażenie. Na początku myślałem, że to jakiś zamek, dopiero po opisie dowiedziałem się, że to piece do wypalania wapna.

Karolinki żadnej nie spotkałem – widać jeszcze tu nie doszła, więc przez Krapkowice ruszyłem do Moszny. Urokliwe widoki, stare kościoły, zadbane wsie, ruch średni – gdyby nie wmordewind – byłoby cudnie. Przystanąłem w Dobrau czyli Dobrej, focąc fragment zabudowań pałacowych. Do samego pałacu nie zjeżdżałem, wiedząc, że remont trwa, a rusztowania są wszędzie takie same :).

Przed Strzeleczkami pięknie zaprezentował się mi widok na Góry Opawskie, aż przystanąłem by zrobić fotkę. Wzdłuż drogi biegnie stare, rozebrane torowisko kolejowe, byłem więc przekonany, że robią ścieżkę rowerową (wzorem innych polskich gmin). A jednak nie – już za Moszną okazało się, że po prostu odbudowują tory. No proszę, a ponoć lokalne pociągi nie mają już racji bytu.

Strzeleczki to był ostatni przystanek przed Moszną.

A ta… no piękna jest. Dojechałem z przeświadczeniem, że chmury właśnie zasłonią mi słońce. Złapałem ostatnie promienie, a potem trzeba już było uciekać – i przede mną, i za mną szły ciężkie chmury opadowe.
Dojechałem do miejscowości Krobusz ścieżką rowerową (ładnie: asfalt, kawałek od szosy… tyle że ruchu prawie nie ma, więc po co ta ścieżka?) a potem via Gostomia i Wilków (nie, wilków nie było, za to był podjazd skromny, jeden z wielu na trasie) dotarłem do Głogówka. Wiatr przyjemnie pchał, jechało się lekko, tylko… te chmury po obu stronach jakby zaciskały pazury na moim celu. Nie zatrzymywałem się na zdjęcia w Głogówku, bo słońca już jak na lekarstwo, wyjechałem zeń ścieżką rowerową marnej kostkowej jakości, z ciągłymi odwołaniami na krzyżówkach z drogami osiedlowymi (samorządy nas nienawidzą, mówiłem już?).
Teraz droga przez Rozkochów i Walce do Straduni, gdzie miałem podjąć decyzję, co dalej. No i decyzję za mnie podjęła pogoda. Przed Stradunią, w polu dopadła mnie w końcu burza. Boczny wiatr, taki, że jechałem pochylony w jego kierunku niczym ci kolarze z filmiku w Holandii, do tego grad (na szczęście niezbyt duży, jak widać nie zabił mnie) a potem ostry deszcz zmoczyły mnie dokumentnie. Tzn. kurta rewelacja przetrzymała, gorzej z butami i nogami. Chlupało w butach, jak w Odrze, więc zrezygnowałem z jazdy do Kędzierzyna i ruszyłem na prom w Mechnicy. Pływał, ale… spóźniłem się nań 10 minut i … wrrr… całe 50 min czekania. Pajacyki, machanie rękami, przysiady… jakoś wytrzymałem to zimno – zwłaszcza, że przestało wiać i padać, ale w końcu głodny jak diabli przeprawiłem się przez Odrę i ruszyłem do Annabergu. Naszła mnie myśl, by zjeść coś na zdzieszowickim Orlenie, ale po namyśle jednak pojechałem dalej. I wjechałem na górę bez żadnych problemów.

I tak sobie myślę, że Wąskiemu już nie jest przykro, że do wczoraj prowadził w naszej małej rywalizacji :)

No i 10 (a nie, jednak 11) nowych gmin przybyło za jednym razem :D

I trasa:


Kategoria przejażdżki



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa wczes
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]