Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 112.30km
  • Teren 41.00km
  • Czas 05:50
  • VAVG 19.25km/h
  • VMAX 49.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 3277kcal
  • Podjazdy 321m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zielonka

Niedziela, 20 września 2015 · dodano: 20.09.2015 | Komentarze 0

Intro
W nocy lało. Właściwie to nad ranem. Przed szóstą obudził mnie skubany kot, miaucząc o wyjście, ale jak zobaczył, że pada to w połowie skoku na otwarty taras stwierdził "...albo nie..." i zawrócił do domu. Jakoś więc dodrzemałem do siódmej. Wstałem, cały czas kropiło za oknem. Ogarnął mnie leń i dużo nie brakowało, abym się z domu nie ruszył. Koniec końców fejsbukowo zmobilizowali mnie współtowarzysze wycieczki, więc zjadłem śniadanie, kota też wywaliłem za drzwi (czemu miał mieć lepiej niż ja?) no i pojechałem do Kórnika na miejsce zbiórki.

Wyjazd
Trasa z Kórnika do Dąbrówki Kościelnej miała mieć niecałe 90 km. Sporą jej część mieliśmy przejechać w mniejszym, 7 osobowym zespole (do i z Gruszczyna), resztę w ramach tzw. rajdu. Początek spoko - bez napinki (choć nie bez przygód), docieramy do Maka w Swarzędzu, gdzie kawa i ciacho, bo czasu sporo. Przygody? A to najpierw autobus MPK uparł się rozjechać nam kolegę (a dwójce innych zajechać drogę), a potem jeden z uczestników naszej grupy zaliczył glebę pod wiaduktem w Swarzędzu, gdzie ktoś wpadł na genialny pomysł zwężenia DDR-u za pomocą barierek. Na szczęście nikomu nic się nie stało, zjedliśmy i wypiliśmy co trzeba i dalej na szlak. Ze Swarzędza do Gruszczyna bliziutko przemknęliśmy się bokami i sporo przed 10 (a start miał być właśnie o tej godzinie, jak dojedzie grupa z Poznania) zameldowaliśmy się na szkolnym boisku.

Falstart
W końcu poznańska ekipa dotarła. Ruszyliśmy... i od razu przerwa, bo... zaczęło się odhaczanie listy obecności. Wrrrr... No nic, postaliśmy tak z 20 minut, w końcu doliczyli się kogo mieli (a kogo nie mieli, tego nie) i wreszcie czas na jazdę. Szutrami i piachami w kierunku Uzarzewa... jedziemy i nagle, po dwóch km czoło grupy wyhamowuje tuż przed zjazdem. Wszyscy stają, dziwiąc się, co tym razem, a tu, proszę, jakie klasa zagranie. Zatrzymaliśmy się, bo wszak nie ma to jak na lekko piaszczystym zjeździe puścić jednocześnie prawie 100 osób - na pewno będzie bezpieczniej, niż gdybyśmy zjeżdżali mniejszymi grupami... No dobra, trochę czepiam się, ale pomyślcie sami.

Całe szczęście, że zjazd i wjazd idzie jednak dość sprawnie (nikt się nie wyrżnął). Wjeżdżamy do Uzarzewa i... na górze znowu przystanek. Znowu stanie na jakieś 30 minut. Ech... po TRZECH km??!! Nosz kurde...

Ring Poznański
Dalej jedziemy prawie po śladzie poznańskiego ringu rowerowego. Tzn. przynajmniej teoretycznie. Trasę kojarzę, jechałem nią kiedyś w styczniu robiąc setkę... teraz prowadzi organizator(ka), więc grzecznie podążamy za czołówką. Przed Kołatą jednak nasza przewodniczka daje ciała na całego - prowadzi nas w kierunku oględnie mówiąc dla niej zupełnie obcym - wjeżdżamy w las zdecydowanie nie tam, gdzie powinniśmy. Początkowo jeszcze nie orientujemy się, że tak jest, ale potem... brnąc coraz bardziej w knieję... droga kończy się po kilka razy. No dobra, lubię offroady, ale nie grupie 100 osób. Nie w sytuacji, w której trzeba zawracać, bo droga się skończyła...

Ucieczka

W końcu, na którymś z kolei przystanku (techniczny!! - czyli znowu odpoczynek na siku maskujący brak sił i brak wiedzy odnośnie drogi) decydujemy, że ich zostawiamy. A niech szczezną sobie w tym lesie :) Odjeżdżamy im i błyskawicznie znajdujemy właściwą drogę, mijamy środkiem oba Jeziora Wronczyńskie, by w końcu dotrzeć via płyty betonowe do Dąbrówki Kościelnej. Generalnie - żeby organizator nie miał pojęcia, którędy ma jechać to jakaś masakra... A już szczytem wszystkiego było, jak przewodniczka poszła pytać o drogę w środku lasu (a stała taka posesja), gdy dookoła ludzie mieli mapy, nawigacje, smartfony, tablety... Ja kursu dla facetów w zakresie pytania o drogę nie ukończyłem, ale... występ prowadzącej tylko upewnił mnie w przekonaniu, że to była dobra decyzja...

Dąbrówka i Ranczo
Do wsi wjeżdżamy trasą obok kościoła. Szybko fotografujemy zabytek, robimy grupową focię i ruszamy na poszukiwanie "rancza w dolinie". A ono faktycznie położone jest w dolinie. Przyjemne miejsce, choć tego dnia sporo rowerzystów tam zajechało (takich grup jak nasza przybyło więcej, ale tylko nasza - znaczy poznańska - pokpiła drogę). Docieramy, jemy obiad (lub co kto ma) robimy pamiątkowe fotki i ... po jakichś 45 minutach w końcu docierają nasze zguby. Trochę rzutem na taśmę, bo kuchnię już zamykali :P

Powrót stamtąd
Ruszamy wg trasy wytyczonej wzdłuż poznańskiego ringu. Zaraz na początku odjeżdża nam - w stronę nie uzgodnionej trasy jeden z uczestników - więc dalej jedziemy w szóstkę. Leśnymi duktami mijamy bokiem te paskudne płyty betonowe, na których ruch samochodowy był jak na Św. Marcinie w poniedziałek rano i tak docieramy do Wronczyna. Mijamy jezioro, dojeżdżamy do Jerzykowa / Biskupic i dalej mkniemy w stronę Paczkowa. Po drodze niedziela w pełni - czyli wszystkie sklepy pozamykane (a niektórym skończyło się "paliwo"). Licząc cały czas na łut szczęścia docieramy w końcu do Kleszczewa, gdzie wiatr w twarz i deszcz wyganiają nas pod stację benzynową.  Kto musi, robi zakupy, kto nie musi, ubiera przeciwdeszczówkę.

Deszcz w twarz
I słusznie, bo do samego Kórnika docieramy w padającym deszczu. W mieście kończy się triathlon, więc chcąc nie chcąc - muszę nadłożyć drogi. Przez kórnickie Błonia jadę do domu i docieram tam 20 minut przed końcem dyspensy od żony. Hallelujah!  

Trochę fotek z wyjazdu.



Kategoria wyprawy > 100km



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa pokoj
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]