Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 85.65km
  • Teren 62.00km
  • Czas 05:03
  • VAVG 16.96km/h
  • VMAX 38.90km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 2313kcal
  • Podjazdy 209m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

OFF Jesienny

Niedziela, 8 listopada 2015 · dodano: 09.11.2015 | Komentarze 0

Plan trasy offroadowej pojawił się jakiś czas temu. Ciągle tylko szosa i szosa, średnia i średnia, km i km... ileż można? Jesień to tak piękna pora roku, że nastrajać winna człowieka optymistycznie. A tu tylko koks i koks. Wiem, wszystko przez Wąskiego.

Wracając - niedziela miała być offroadowa na maxa. Gdziekolwiek się da, to jedziemy NIE-PO-ASFALCIE. I to się nam prawie udało. "Prawie", bo na koniec trzeba było skrócić trasę i wybrać odcinek szosy zamiast leśnych duktów. Ale... nie uprzedzajmy faktów.

Ruszamy po 10 spod Ratusza w Bninie. To drugi ratusz w Kórniku, odkąd Bnin stracił prawa miejskie mamy tu taką "dwoistość". Fajna ekipa - w sumie 10 osób. Śmigamy przez moje osiedle i wjeżdżamy na polne drogi wiodące do Zaniemyśla. Ten pierwszy odcinek mocno daje nam w kość bocznym wiatrem i ... piachem. Zanim dotrzemy do lasu każdy już jest po kilku łykach pociągniętych z bidonu - słowem - zdążyliśmy się już spocić. Zanim dotrzemy do Zaniemyśla zdarzy się wszystkim przejść kilkaset metrów, bo... koła zapadające się w piach po szprychy zdecydowanie nie ułatwiały jazdy.

W podzaniemyskiej Zwoli czekamy na dwóch rowerzystów ze Środy... ostatecznie okazuje się, że jednak nie dojadą, więc dalej jedziemy w dziesiątkę. Znowu odkryte przestrzenie na których hula wiatr... i tak zmagając się z piachem i wiatrem dojeżdżamy w końcu do Dąbrowy. Tu odłącza się jeden z rowerzystów. "Jazda po piachu mnie nie interesuje" - ok - nie ma sprawy, pomyślałem sobie, że niby czego oczekiwał. Offroad. Ciężko znaleźć kilkudziesięciokilometrową trasę pozbawioną asfaltu, na której nie byłoby piasku. Zwłaszcza, że jak się patrzy na tę naszą Wielkopolskę, to widać jej stepowienie.

Ruszając z Dąbrowy wbijamy lasem do Kotowa, na kemping leśny, gdzie ostatnio znajomym nie udało się zanocować za sprawą rozimprezowanej młodzieży.

Potem, po chwili ładnych widoczków nad Wartą trzeba się jeszcze wskrobać na górkę. Trasa biegnie obok ogromnych dębów, a potem piaszczystym jarem. Podjeżdżam spory kawałek, ale potem i tak nie daje się jechać i prowadzę, jak wszyscy. Na szczęście to tylko kilkanaście metrów i już ruszamy dalej.

Przez las, tylko po to, by takim samym duktem jaki był na podjeździe zjechać ponownie w dół, ku Warcie. Tu wreszcie przeprawiamy się przez mostek na Mozgawie...

...i docieramy do wreszcie wałów nadwarciańskich. Odtąd pojedziemy nimi przez jakieś skromne 40 km, więc takich widoków będzie co niemiara.

Pogoda dopisuje, humory też, jest ciepło i wiatr wieje w plecy. Mocno wieje, ale póki co nikt się tym nie przejmuje. Jadąc zatem wzdłuż Warty przez ponad 20 km w końcu "lądujemy" w Solcu, gdzie korzystając z dobrodziejstw cywilizacji obkupujemy się w sklepie (jedyna "knajpka" nieczynna była), po czym przekraczamy rzekę mostem kolejowym i... dalej ku przygodzie.

O ile dotąd było różnie jeśli chodzi o wiatr, to po zmianie kierunku jest po prostu masakra. Wiatr w twarz, i to całkiem spory, podmuchy spychają z wałów. Jeśli to tylko jest możliwe - staramy się jechać po ich jednej lub drugiej stronie, ale niewiele to pomaga.

Realna prędkość mocno spada, kontemplowanie przyrody zastępuje jej komentowanie (często lekko niecenzuralnie :) - dzięki Yoshko).
Chwilę odpoczynku łapiemy w Gogolewie, obok osiemnastowiecznego kościółka, który stoi tam, jakby czas dla niego nie miał znaczenia.

Do środka jednak nie można wejść. Jak zwykle - zamknięte...

Do Śremu - a właściwie do obwodnicy - mamy jeszcze ładnych kilkanaście kilometrów. Wiatr wieje paskudnie, a osłony brak...

Gdy więc docieramy wreszcie do w pobliże jakichś lasów, to słońce powoli chyli się już ku zachodowi.

Mijamy wsie Bystrzek i Łęg, po czym ordynarnie, bo schodami wynosimy rowery na trasę 434 i już asfaltem jedziemy w kierunku Lucin. Jest już ciemno, auta mijają nas jak zwykle - na kartkę papieru - więc z przyjemnością w Kalejach znowu zjeżdżamy w las. Po zmroku w lesie robi się ryzykancko, na szczęście jednak wszyscy bezpiecznie dojeżdżają z powrotem do Bnina.

Elegancka i bardzo wymagająca wycieczka. Zwłaszcza dla dwóch naszych dziewczyn, które taki tras po offie jeszcze nie jechały.


Kategoria przejażdżki



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iechc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]