Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 224.80km
  • Czas 08:56
  • VAVG 25.16km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Kalorie 4375kcal
  • Podjazdy 860m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Jakby klęska*

Sobota, 16 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 7

W końcu udało mi się wybrać na dłuższą trasę. Po ciągłych docinkach z różnych stron (odkąd pomyślałem sobie, że przejedziemy się naszą trasą ubiegłorocznego KMT minęło już kilka miesięcy) w końcu trzeba było ruszyć tyłek gdzieś dalej. Starszapani zaproponowała tę krótszą trasę KMT z ub. roku. Czemu nie... trochę się zgadywaliśmy, bo kilku chętnych było, kilku się wymiksowało w ostatniej chwili, pogoda bywała różna. W końcu padło: 16 kwietnia. Ta sobota. I pojechaliśmy.

Start z rynku, więc najpierw pamiątkowa fota i pierwsze 25 km do Mosiny mało ruchliwymi asfaltami, które znam z cotygodniowych kółek. Na prowadzeniu zwykle mój sąsiad Darek, z którym kręcimy sobie od czasu do czasu koksowe kilometry. Pierwszy postój w Będlewie, gdzie jako pierwszy zostawia nas właśnie sąsiad, dla którego tempo jest jednak za wolne. Ciekawe skąd wiedział, skoro jeździ bez licznika? ;) Mijamy go potem jeszcze w trasie, gdy wraca z Granowa. 

Z Będlewa... zanim wyruszymy, sprawdzam informacje. Jelona i Czerkaw jadą do Kościana, mamy się spotkać na trasie. Jelona już załapała kapcia, ale do tego momentu nie traktujemy faktu jakoś złowieszczo. Dopóki przypadkiem nie łamię mocowania od podsiodłówki! Kurr... zsiadłem jak taki baran i pozamiatane. Na szczęście Starszapani ma miejsce w sakwie, więc opróżniam podsiodłówkę ze wszystkiego i wrzucam na plecy, a pusty kuferek ląduje w sakwie Starszej jako pudełko na placek. Druga awaria - to już zaczyna pachnieć czarami kogoś złośliwego. No nic, to, najwyżej rozjedziemy mu potem czarnego kota. Póki co - jedziemy dalej.

Wiatr w plecy, średnia jakby tego nie pokazuje. Za Granowem dzwoni Jelona - pociąg Czerkawa ma spóźnienie... chwilę się dogadujemy, w końcu ustalam, że poczekamy na nich w Grodzisku Wlkp. Dojeżdżamy tam po 10... dobry czas (przynajmniej tak mi się wydaje). Żegnamy się też w tym miejscu z Grzegorzem, który na więcej czasu nie ma. Odtąd pojedzie z nami już tylko jedna "poziomka". Czas na kawkę w... "Motelu XXI wieku" (cóż za nazwa!) i oczekiwanie na resztę ekipy... w końcu są. Jelona, Czerkaw i Obis. Zwłaszcza Obis, z dwiema torbami naramiennymi przewieszonymi na krzyż wygląda "ciekawie". Bardzo ciekawie, jak na kogoś, kto zamierza jechać 300 km :) No nic. Dopompowujemy powietrza Jelonie, i już mamy ruszać, gdy okazuje się, że jeszcze znajomy Starszej, Jurek, też do nas jedzie. Drużyna straciła jednego, powiększyła się o czworo, pogoda dopisuje, nastroje też... jedziemy. 

Klucząc gminami dojeżdżamy do Wąsowa, pod pałac wyznawcy Hakaty. Budowla taka sobie, neogotyk szału nie czyni, od raz widać nuworyszyzm von Hardtów. Gdy bowiem ogląda się pałace polskiej szlachty z tamtego okresu, jest w nich jakaś taka architektoniczna lekkość i swoboda, a zarazem piękno. A Wąsowo, cóż, brzydkie nie jest, ale... No dobra, może jestem uprzedzony do niemieckich Niemców ;)

W każdym razie - do Wąsowa dojeżdżamy bardzo fajną, asfaltową ścieżką rowerową. Ciągnie się ona wzdłuż lokalnej drogi, więc jakby ciśnie się od razu pytanie o jej sens... ano jest takowy, widzimy i czujemy go w kościach. Biegnąca obok asfaltowa droga jest paskudna. Dziurawa, połatana i bardzo złej jakości. A DDR? Miodzio. Dobra, dość o Wąsowie. Zwłaszcza, że właśnie tam pierwszy raz kapie na mnie z nieba. Oj...

Ruszamy i po kilku km znowu stajemy - pada już całkiem mocno i trzeba się ubrać. Do Lwówka wjeżdżamy w padającym deszczu, a na DK92 w kierunku Pniew mkniemy w regularnej ulewie, bryzgani naprzemian przez deszcz z nieba i fontanny spod kół tirów. Masakra. W Pniewach stajemy na BP i naradzamy się, co dalej. Część ekipy otwarcie deklaruje skrócenie trasy, część jakby się zastanawia. W odpowiedzi deszcz znowu zaczyna gnoić, a na horyzoncie, nad Sierakowem, dokąd mamy jechać widać kolejną, czarną i zalegającą aż do ziemi chmurę. Nie zamierza przestać zatem. Decydujemy się zatem pożegnać i skracamy trasy. Starsza ze znajomym jedzie do siebie, my z Witkiem (na poziomce) oraz Jeloną i Czerkawem jedziemy przez Pniewy do Maka, zjeść coś i ... się zobaczy. 

W Maku okazuje się, że prognozy deszczowe są do co najmniej 17. Trzy godziny czekania. Nie uśmiecha się to nam. Wokół ciężkie chmury, to leje, to tylko pada. Jemy i w końcu decyzja - wracamy przez Buk i Stęszew. Drogę znam, więc ruszamy od razu ostro, mimo wiatru w twarz. Po kilku km muszę zatrzymać się i zdjąć worki z butów, które niebezpiecznie zaczynają się ocierać o napęd... odtąd jadę już bez nich i to, co przed chwilą jeszcze jakoś było tylko mokre, teraz pływa w wodzie po całości. Tniemy jednak ostro, chyba chwilami za ostro, ale dzięki temu do Buku udaje nam się dojechać w miarę szybko i sprawnie. Tam na Orlenie rozstajemy się z Jeloną i Czerkawem, oni jadą prosto do Poznania, a my z Witkiem na Stęszew. Najpierw jednak wzdłuż obwodnicy Buku wjeżdżamy na idącą tam ścieżkę - im. mściwego samorządowca - rowerową. Klasyka: oczywiście pozbruk, oczywiście źle ułożony, oczywiście z dziurami, koszmarnymi zjazdami... masakra. Mówię wam, samorządy rowerzystów nienawidzą!
W końcu docieramy do Stęszewa. Krótki postój przy sklepie i czas na ostatni odcinek. Mosina i via Radzewice, Bnin wracamy do Kórnika. Nad którym - jak w chwili wyjazdu pojawia się w końcu błękitne niebo...

Wszystkim dziękuję. Mimo pogodowej masakry było świetnie. Szczególne podziękowania dla chłopaków z Bractwa, którzy już już chcieli po nas jechać z ratunkiem ;)

*tytuł narodził się z wirtualnej rozmowy ze znajomym w trakcie wyjazdu. Na hasło, że leje i chyba skrócimy trasę, padła odpowiedź, żebym ciągnął sam, to mnie ominą szyderstwa. Oczywiście miał rację ;) i ma za to piwo :D





Komentarze
rmk
| 18:07 wtorek, 19 kwietnia 2016 | linkuj Chociażby dla ostatniej fotki warto było jechać :)
starszapani
| 18:16 poniedziałek, 18 kwietnia 2016 | linkuj I ja dziękuję za wspólną trasę. Atmosfera (mimo pogody) była przesympatyczna :) Pozdrawiam.
Kot
| 14:36 poniedziałek, 18 kwietnia 2016 | linkuj Oj tam, żadna klęska, a zwykła zmiana planów :)
Jurek57
| 17:46 niedziela, 17 kwietnia 2016 | linkuj Pierwsze "koty za płoty" ! Do następnego !
Walery
| 17:25 niedziela, 17 kwietnia 2016 | linkuj E tam szyderstwa... Przejażdżka była i to się liczy, a deszcz dodał trochę więcej mokrego koloru i doświadczenia.
Bitels
| 16:54 niedziela, 17 kwietnia 2016 | linkuj Mimo pogody widać, że wyjazd udany. A szyderstwami nie ma się co martwić. Jakbyście coś jeszcze organizowali przed KMT to się piszę :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa aludz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]