Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 80.10km
  • Teren 2.30km
  • Czas 05:13
  • VAVG 15.35km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2397kcal
  • Podjazdy 290m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Berlin Trip 1

Piątek, 19 maja 2017 · dodano: 22.05.2017 | Komentarze 2


Pomysł na wyjazd do Berlina zrodził się spontanicznie w ub. roku. Krótko trwała dyskusja, czy zdobywać Berlin w maju, czy też wracać z niego na rowerach... ostatecznie przeważyła (z wielu względów) opcja powrotu rowerowego ze stolicy Niemiec. I, jak się okazało finalnie była to zdecydowanie dobra decyzja. Ale, cytując klasyka KBR'owego - nie uprzedzajmy faktów.

Spotykamy się przed 7 rano przy kórnickiej Oazie. Ładujemy rowery do auta, bo do Berlina zawozi nas firma Politowicz. Dlaczego? Raz, że taniej niż kolejami EIC, a dwa... że do pociągu wejdzie max 8 rowerów (pod warunkiem, że dostaniemy wszystkie miejscówki), a nas wybiera się w trasę dziewięcioro. Pakowanie idzie sprawnie, nawet Jędrzej łamie tradycję i... NIE SPÓŹNIA się na start. Wypas. 3,5h jazdy i wyładowujemy się naprzeciwko Bramy Brandenburskiej. Ku przygodzie, jak mawia córuś...

Ciepło. Nawet powiedziałbym - gorąco. Termometry pokazują przy asfalcie 32 stopnie (a jeszcze nie ma południa). Do tego tradycyjnie zaduch wielkiego miasta... hałas, cóż, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na szczęście jednak szybko godzimy się z aglomeracyjnym spleenem i, by tak rzec... ekipa dostosowuje się do okoliczności, toteż pozostałe kwestie są bez zarzutu. Pierwsza, zauważalna sprawa to skomunikowanie ciągów rowerowych, które jest po prostu znakomite. Do tego  kierowcy... zachowują się niewyobrażalnie uprzejmie, aż nie da się na nich nic złego powiedzieć. Wymyślona naprędce, mająca urozmaicać jazdę w miejskim zgiełku, gra rowerowa polegająca na zbieraniu punktów za każdego ochrzanionego lub obdzwonionego samochodziarza czy pieszego zostaje unieważniona pierwszego dnia z powodu... zebrania ujemnej liczby punktów przez każdego uczestnika gry. Ujemnej, bo tak uprzejmych, miłych i spokojnych kierowców dawno nie spotkaliśmy. Ale... nie uprzedzajmy faktów, jak mawia nasz KBRowy kancelista, Jarek.

Póki co jednak mijamy Kreuzberg i... zaliczamy obiad u Mustafy, na wyśmienitym kebabie (fakt, trzeba czekać w kolejce prawie pół godziny, ale WARTO!!).

Dalej... obowiązkowo Mur Berliński, piwko nad Sprewą, Alexanderplatz i na koniec wjazd rowerami wzniesienie przy Märchenbrunnen. I wyjeżdżamy z Berlina późnym popołudniem.

Podobnie jak tysiące Niemców. Co jednak różni to miasto od naszych aglomeracji... to znakomicie zaplanowana sieć ścieżek rowerowych. Szerokie, asfaltowe i jakby tego było mało - z pierwszeństwem (na światłach osobna sygnalizacja dla aut, rowerów i pieszych i ta dla rowerów zapala się jako pierwsza!!). Jedziemy sobie na północ, ku Eberswalde, gdzie mamy nocleg, przemykamy przez coraz bardziej wyludnione ulice dzielnic Berlina i tak docieramy do Bernau. Maleńkie miasteczko (właściwie jakby się ktoś uparł to pewnie nawet część niemieckiej stolicy), centrum otoczone murami obronnymi, a pośrodku, przy samym ryneczku przypominająca zamek brama wjazdowa z dwiema basztami.

No i najważniejsze: knajpa ze znakomitym piwem. Nosz nie mogłem sobie odmówić kufelka w takim miejscu...

Ruszamy po krótkim odpoczynku i nawet nie zauważamy, jak wyjeżdżamy w całkowitą dzicz. Zaskakujące kilka km offoradu (no patrzcie, nie wszystko u nich takie super, bo na drodze leżą wiatrołomy i trzeba przenosić rowery), a potem zaraz znowu ścieżka rowerowa.

W końcu jednak wyjeżdżamy na szosę, ale w jeździe niewiele się zmienia. Nadal auta mijają nas z dużym spokojem, a gdy tu i ówdzie droga zwęża się do szerokości dwóch samochodów - jadące z przeciwka auto zatrzymuje się i grzecznie czeka, aż je miniemy. Nie do wiary! Szczytem wszystkiego jest akcja z samego końca trasy. Gdzieś tak z 5 km przed Eberswalde dogania nas na trasie dostawczak, który trzyma się (jest trochę zakrętów i wzniesień, ale dla polskiego kierowcy to byłaby pestka, by minąć tych cholernych rowerzystów) z tyłu i nawet, gdy daję mu sygnały, że może nas wyprzedzić... kierowca dziękuje ręką, uśmiecha się i pokazuje, że pojedzie za nami, bez spiny. Rzecz nie do pomyślenia w naszym kraju. 
Na miejsce docieramy już o zmroku. 80 km za nami.

Trasa poniżej.


Kategoria KBR, wyprawy > 100km



Komentarze
elizium
| 09:44 środa, 24 maja 2017 | linkuj Ależ skąd, wcale się nie wyłgałem. Widzimy się za niecałe 2 tygodnie wszak...
Hipek
| 07:06 środa, 24 maja 2017 | linkuj Pięknie wyłgałeś się od piwa ze mną w Krzętowie.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ceobs
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]