Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 111.20km
  • Teren 69.00km
  • Czas 06:26
  • VAVG 17.28km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3567kcal
  • Podjazdy 968m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puszcza Notecka cz. 2

Piątek, 29 września 2017 · dodano: 30.09.2017 | Komentarze 0

Ekipą, tym razem powiększoną do czterech osób jedziemy z samego rana (właściwie to startujemy o przedświcie) do Wronek. Dzisiejsze jazdy oparte będą o szlaki wytyczone przez tamtejsze nadleśnictwo, choć Szczepan i ja zamierzamy dokończyć jeszcze brakujące ślady z poprzedniego wyjazdu. Już po wschodzie słońca Rafi wysadza nas w wiosce za Wronkami… matko jedyna, jak zimno. Uzbrajając rower trzęsę się jak galareta i gdy w końcu przypomnę sobie, że mam dodatkową koszulkę w aucie… konstatuję, że ono właśnie odjeżdża. No cóż, trzeba będzie się rozgrzać szybką jazdą. Ruszamy.

Początek - wspólnie ze Szczepanem. Zielonym szlakiem rowerowym do Krucza (tak w ogóle to tego dnia, gdziekolwiek się nie ruszę, widzę ten zielony szlak rowerowy… coś wydaje się jakimś ponurym żartem), a więc najpierw kilka km asfaltu. Zza drzew przebija się słońce i gdy trafiamy na jego promienie robi się jeszcze w miarę, ale zacienione i lekko zamglone miejsca odstraszają chłodem poranka. Wjeżdżamy do Krucza, na terenowy trakt, którym jeździliśmy tydzień wcześniej. Tu Szczepan skręca na swój szlak i tym sposobem zobaczymy się dopiero wieczorem, na Orlenie we Wronkach. Mijam Hamrzysko, wyjeżdżam kawałek za wieś i odhaczam pierwszą tego dnia trasę jako „zrobioną”.

Poukładałem sobie te trasy tym razem na tyle dobrze, że koniec jednej jest zarazem początkiem drugiej. Wracam do Hamrzyska (co jest trochę bez sensu, gdyż poprzednia trasa kończy się pośrodku lasu, a obecna… tamże się zaczyna), wjeżdżam na gruntówkę i jadę w kierunku wsi Biała. Robię pętlę, która od południa omija miejsce startu trasy… będzie wg mnie tego odcinka brakowało na wyznaczonej mapie śladów… ale… ja tu jestem od jeżdżenia, a nie od myślenia. To jadę. Wioska… we wiosce w lewo i zaczyna się. Dobre 3 kilometry zrytego, piaszczystego traktu, w którym koło czasami zapada się do połowy szprych. Nie ma że boli, limit bikewalkingu wyczerpałem tydzień temu. W połowie szlaku przystanek i zmiana kierunku, bo schodzą się tu dwa szlaki. Jadę więc na miejsce startu trasy nr 3… oczywiście ona też została rozpisana tak, że zaczyna się w czarnej d… znaczy się w lesie. Jakby nie szło zrobić pętli ze wsi Biała do wsi Mężyk i potem kawałek przez las. Ale… nie ja tu jestem od wiadomo czego.

Oba szlaki kończę tam, gdzie zaczyna się moja pierwsza tego dnia, wroniecka trasa. Naprzemiennie jest albo fajnie (szutrowa lub co najmniej ubita droga) albo niefajnie (bo piachy i na dodatek jeszcze pod górkę). Odcinki łatwe przeplatają się z wymagającymi… co dla osób mniej zaawansowanych w jeździe na rowerze może być jednak sporym utrudnieniem. Wjeżdżam do Wronek, mam już 50 km za sobą, jest prawie jedenasta. Czas na kawę, tym bardziej że po drodze akurat mam naszego ulubionego dostawcę cateringu na ultramaratonach. Zatrzymuję rejestrowanie śladów, zjeżdżam, kupuję kawkę, ciacho, batonika i … podrażnię teraz kumpli, którzy dygają gdzieś swoje ślady po puszczy.

Dwadzieścia minut lenistwa szybko się kończy, ruszam dalej. Najpierw asfaltem przez Wronki, potem drogą po płytach betonowych i wreszcie lasem. Zbyt długo było łatwo… końcówka znowu daje mi popalić piachami, ale… żadnego prowadzenia. Nawet jakbym miał lasem jechać.

Na szczęście nie musiałem. Spaliłem tylko te batoniki, com je zeżarł na Orlenie i gdy wyjeżdżam na asfalt z radością odnotowuję możliwość przekąszenia bułki z serem. Dojeżdżam na ostatnią tego dnia trasę „kruczową”… dokończenie prostego traktu z Rzecina przez Klempicz. Większość przejechaliśmy ze Szczepanem tydzień temu. Okazuje się, że to była ta terenowa większość, bo mój szlak po dwóch kilometrach wychodzi na asfalt i taką drogą dojeżdżam do wsi Rzecin. Chwalącej się wszem i wobec, że jest najsłynniejszą w okolicy Wioską Grzybową. Tu też zaczynają się dwa moje kolejne ślady. Tzn. najpierw mam do przejechania krótszą trasę leśną (pieszą) a potem dłuższą, jak się wkrótce okaże - w znacznej części asfaltową. Ruszam na ślad, wjeżdżam w las i faktycznie… wioska zasługuje na swoją nazwę. Prawdziwki i podgrzybki można kosić nie zsiadając z roweru. Gdy dojeżdżam do Mokrzu, takiego małego przysiółka pośrodku lasu, mijam kilkunastu grzybiarzy objuczonych wręcz koszami i torbami pełnymi leśnych skarbów. O tak, zdecydowanie warto tu przyjechać na grzyby…

W Mokrzu jest stacja kolejowa (gdyby ktoś pytał, po co o niej wspominam). Jadę dalej, ku Warcie, gdzie mam się przeprawić na drugą stronę promem w Wartosławiu. Taaaa… nie doczytałem wcześniej, że prom pływa, ale od 14. Mam więc dobrą godzinę czasu. Łażę sobie nad rzeką, robię zdjęcia i zastanawiam się, czy jechać dookoła. Ostatecznie rozsądek (i lenistwo) przeważają, rozkładam się na ciepłym podjeździe z betonowych płyt i zajmuję się nic-nie-robieniem.

Pan Promownik pojawia się punktualnie. Prom co prawda stoi po drugiej stronie, ale szybko ogarnięty operator przeprawia się po mnie i tuż przed przybiciem nakazuje mi się ładować na pokład. Zaraz też ruszamy z powrotem, po chwili zjeżdżam z promu, by drałować szutrową dróżką ku wsi. Ładnie z daleka prezentuje się tamtejszy kościół, robię więc szybkie fotki i jadę dalej, z żalem konstatując sympatycznie i zachęcająco wyglądającą restaurację we wsi. Poprawka: hotel i restaurację w starej szkole. Super to wygląda, aż szkoda, że kwitłem tyle czasu nie po tej stronie co trzeba. Gdyby więc ktoś z was planował jazdę przez ten prom, to lepiej spędzać czas na południowym brzegu Warty, niż na północnym. Za Wartosławiem zjeżdzam na gruntówkę, którą dojadę do końca szlaku, w miejscowości Biezdrowo. Tam chwila przerwy pod kościołem (całkiem ładnym), potem wbijam ślad i jadę do Wronek, zgadując się jednocześnie z Rafim co do obiadu. Po drodze jeszcze zauważam ładny pałacyk… niestety prywatny, więc nie da się go sfocić ani obejrzeć. Trudno. Docieram do Wronek, gdzie wcinamy pysznego, świeżutkiego kebaba. Ogromniasta kanapka trochę mnie przytłacza, ale wtranżalam ją do końca, bo bułki już zjedzone, a do zrobienia jeszcze 3 trasy. Jedziemy wspólnie Rafim na początek szlaków pieszych, które okazują się być… biegowymi. Widziałem ich oznaczenia podczas porannego wjazdu do Wronek (moja pierwsza trasa, pamiętacie?), a teraz mam okazję się niektórymi z nich przejechać. To jedźmy…

Pierwszy szlak, prawie 15 km jest baaardzo wymagający. Sporo piachów, zwłaszcza na stromych podjazdach (kwintesencja to kilka ostrych, takich pod 15 % pagórków, zaczynających się od ostrego zakrętu, oczywiście w całości zapiaszczonego). Jest co robić. Przydałaby się taka trasa u nas, w najbliższej okolicy. Podprowadzam raz… na podjeździe koło wymyka mi się w lewo podbite korzeniem i zanim zdążę się podeprzeć, lecę w piach. No cóż… Poza tymi utrudnieniami jest prawie idealnie. Prawie, bo nawigator oczywiście wytyczył szlak inaczej, niż jego terenowe oznaczenia. Szlak to szlak, jadę wg śladu, ignorując znaki i skutek tego jest oczywisty. Zwalone drzewa tarasują przejazd, droga znika zupełnie i… trzeba zawrócić. Wracam, resetuję zapis śladu i jadę wg oznaczeń na drzewach… objeżdżając feralne miejsce lekkim łukiem. I tak to powinno biec. Dojeżdżam do końca, zmieniam ustawienia nawigacji na kolejną trasę i jazda na szlak. Tym razem idzie bez żadnego problemu.

Ostatni odcinek to dróżka dydaktyczna. Ciut ponad trzy kilometry, więc zostawiłem ją sobie na koniec. Co też tu może być takiego trudnego? Aha, no właśnie. Wbijam na trasę tuż za parkingiem leśnym (helloł, jak już robicie ścieżkę dydaktyczną, to warto postawić też tablicę informacyjną NA WJEŹDZIE, ale nie tylko tabliczki na samym szlaku), jadę kawałek utwardzoną leśną dróżką i… ładuję się centralnie w błocko. Wytyczony ślad biegnie groblą między stawami, a to miejsce jest tak nasączone wodą, iż praktycznie nie daje się jechać. Tzn. daje się, ale… gdy wreszcie dokańczam trasę dzwonię do chłopaków i umawiamy się na Orlenie, bo tam powinna być myjka. I na szczęście jest. Dawno się tak nie schlastałem błotem. Już widzę, jak panie nauczycielki wraz z uczniami maszerują tamtą ścieżką dydaktyczną, podziwiając otaczające ich widoki. Hehehehe…

Na Orlenie zjeżdżam się ze Szczepanem, który dojechał ze swoich kruczańskich szlaków, po chwili zjawia się Rafi i Norbi. Pakujemy rowery i wracamy do domu. Kolejne nadleśnictwo załatwione.

Odrobina zdjęć.

i mapka:






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa spluw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]