Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 120.00km
  • Teren 46.00km
  • Czas 06:52
  • VAVG 17.48km/h
  • VMAX 44.17km/h
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

TTR-S & NSR-E

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 0

Szwajcaria Żerkowska i NSR czyli przyjemne z przyjemnym…

Każdy, kto lubi sobie pojeździć na rowerze, a przy okazji pofocić różne ciekawe, już to historyczne czy krajobrazowo miejsca do Szwajcarii Żerkowskiej wybrać się powinien. Z Poznania to całkiem niedaleko, można dojechać i wrócić rowerem (choć wtedy na drogę w obie strony plus krążenie po okolicach Śmiełowa wyjdzie ze 200 km), można pociągiem do Środy Wlkp. podjechać, a stamtąd już zaczynają się bardzo malownicze i wdzięczne dla rowerowania tereny. Ja z mojego Kórnika mam te 20 kilosów mniej niż z Poznania. Więc bez korzystania z dobrodziejstw PKP wybrałem się wczoraj na wycieczkę.

Że pogoda do jazdy będzie dopisywać, wiadomo było, natomiast jeszcze rano, przed siódmą, gdy zaliczyłem pierwszą myśl o wyjeździe niebo do wyprawy nie zachęcało. Na zdjęciach takie błękitno przejrzyste cuś wychodzi marnie, a że chciałem trochę zdjęć zrobić, to czekałem jeszcze dwie godziny. Opłaciło się, pojawiły się fotogeniczne białe pierzaste cumulusy, więc o 9 byłem na trasie. Z Kórnika do Środy Wlkp. Jechałem bocznymi drogami, bo droga nr 11 do przyjemnych dla jazdy rowerem nie należy. W Słupii Wielkiej – przed Środą zaliczyłem pierwszy pałacyk, niestety zdjęć nie zrobiłem, bo dobrze oświetlony słońcem był akurat ten fragment który chluby mu nie przynosi. Zakonotowałem, że muszę tam podjechać o innej porze i hajda do Środy. Ruszam najpierw Koszut, gdzie wjeżdżam na fragment południowy Transwielkopolskiej Trasy Rowerowej oznaczonej zielonym kolorem, wcześniej oczywiście obowiązkowa fota Dworu w Koszutach. Polecam też zajrzeć do tego Muzeum Ziemi Średzkiej (ja sobie odpuszczam zwiedzanie, tylko foty i kilometry). 3 km i jestem w Środzie.

Ze Środy - dalej na „zielonym szlaku” po asfaltowych drogach i mało ruchliwych drogach kieruję się na Winną Górę. Chwilami czuję się jak na offroadzie, bo stan nawierzchni jest delikatnie rzecz ujmując tragiczny. Ale są też odcinki przyjemne, gdzie jedzie się szybko i bez wysiłku. Mimo, iż tereny zdecydowanie rowerowe, spotykam przez te niecałe 30 kilometrów od wyruszenia tylko trzech rowerzystów. W Winnej Górze obowiązkowa fota pałacu Jana Henryka Dąbrowskiego (niestety, wejść do parku nie można w niedziele, zwiedzanie możliwe tylko w określone dni i godziny).
Oglądam też barokowy kościół pw. Św. Michała Archanioła w pobliżu pałacu, gdzie znajduje się kaplica grobowa naszego słynnego generała.

Ruszam do Miłosławia. Na wjeździe spotykam dwóch sakwiarzy, ale tylko kiwamy do siebie i rozjeżdżamy się w przeciwnych kierunkach. Miłosławski „zespół pałacowo – parkowy” Mielżyńskich to taki eufemizm, pałac jest w złym stanie, park zresztą nie lepiej. Robię zdjęcia, próbując ukryć faktyczny stan zabytku, który świetności pewnie już nigdy nie odzyska.
Kościoła z XVII wieku nie fotografuję – jest niedziela, trwa akurat msza, więc wiadomo… Od Miłosławia zaczyna się tzw. Żerkowsko – Czeszewski Park Krajobrazowy. Od razu zaznacza mi się on na zdjęciach – wyjeżdżając z Miłosławia w kierunku Pyzdr zaliczam ostre hamowanko – po lewej piękna panorama miasta z wieżami kościołów i niebem odbitym w wodzie.
TTR-S’em dojeżdżam do Mikuszewa. Tam… niestety natykam się na tabliczkę „prom nieczynny”. Prom w Pogorzelicy pływał jeszcze niedawno, ale wody w Warcie przybyło, więc mogło się to zmienić. Zasięgam języka u lokalsów pod sklepem – nie wiedzą, czy pływa, czy też nie. Rezygnuję z niego, ruszam w stronę Czeszewa, gdzie jest kolejny prom, pływający tylko w sezonie letnim.

Okazuje się to dobrym pomysłem. W Czeszewie prom jest czynny (przy okazji okazuje się, że ten w Pogorzelicy rowerzystów przeprawia, samochodów ponoć nie), przeprawiam się na drugą stronę Warty.
Leśnymi duktami dojeżdżam do drogi Śmiełów – Dębno: planowałem kawkę w pałacu w Śmiełowie i nie zamierzam tego odpuszczać. Częściowo po płytach betonowych, częściowo po asfalcie docieram do Śmiełowa, rozmijając się z rowerzystami biorącymi udział w zawodach MTB. W Śmiełowie – błoga cisza. Praktycznie pustki: dwójka rowerzystów, dwójka zmotoryzowanych, którzy znikną zanim przyniosą mi kawę. Aż chciałoby się posiedzieć… Robię foty, zjadam rewelacyjny sernik i hajda na trasę.

Kilka kilometrów jadę po „swoich śladach”. Docieram do Nowego Miasta nad Wartą – przecinam drogę nr 11 i obok „Baru pod Sosną” wjeżdżam na Nadwarciański Szlak Rowerowy, oznaczony niebieskim kolorem. Od razu pojawia się pewna dwoistość: zgodnie z mapą szlak powinien biec nad samą Wartą (głównie wałami) a tu oznaczenia wiodą przez las. No nic, jadę męcząc się trochę na podjeździe w piachu. Na wspomniane wały szlak kieruje dopiero przed Roguskiem. Wjeżdżam na nie i od razu zaliczam sesję widoków, które towarzyszyć mi będą przez najbliższe ponad trzydzieści kilometrów.
Droga jest niezła. Zgubić się raczej nie sposób, choć co i rusz pojawia się wspomniana wyżej dwoistość. NSR-E powinien prowadzić wałami, a oznaczenia wiodą inaczej. Tak czy siak jednak jedzie się w dobrym kierunku i to chyba najważniejsze. Zjeżdżam z wałów i przez las (ale szlakiem) docieram do Gogolewa (w Wielkopolsce to obok nazwy „Brzezie” chyba drugie w kolejności popularne oznaczenie miejscowości!). Tam, praktycznie nad samą Wartą stoi skryty między drzewami osiemnastowieczny, drewniany kościół wraz z zabytkową, również drewnianą dzwonnicą. To taka Wielkopolska, jakiej próżno szukać gdzie indziej. Oczywiście focę i ruszam wałami dalej.

Za miejscowością Sroczewo popełniam błąd. Zjeżdżam z wałów, na wiodącą wzdłuż nich drogę asfaltową, która oddala się od nich na tyle, że wrócić nań nie sposób. Asfalt też nagle kończy się i ... wpadam w piach. Gdybym wiedział wtedy, co mnie czeka, zawróciłbym – całe 4 kilometry drogi leśnej to piach i jeszcze raz piach. Zły na siebie, w końcu to pchając to jadąc lasem docieram do wsi Bystrzek i przez Łęg ląduję przy obwodnicy Śremu. Nie widać wjazdu nań, więc korzystam ze schodów i wnoszę rower na estakadę, przy okazji płosząc żurawie, które brodziły w pobliskiej Warcie.

Drogą 434 i potem 432 dojeżdżam do skrzyżowania na Luciny, gdzie skręcam i poprzez Kaleje znowu ląduję na gruntówce. Tym razem – mimo braku oznaczeń trafiam na zielony szlak rowerowy biegnący do Jezior Wielkich. To już właściwie koniec, bo przez Błażejewko dojeżdżam do Bnina i kończę wycieczkę pod Zamkiem w Kórniku.



Mapka


Kategoria wyprawy > 100km



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zwina
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]