Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 72.00km
  • Czas 02:20
  • VAVG 30.86km/h
  • VMAX 68.00km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Kalorie 1467kcal
  • Podjazdy 321m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Niedzielne korzystanie z pogody...

Niedziela, 15 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 1

... bo żal było nie przejechać się. Z racji porannych obowiązków (basen z córką), pojechałem sam (moje koksy kręciły się po okolicy). Przestało wiać tak mocno, to i nawet przyjemnie się jechało. Wszedłem do domu, a żona na to "Już?". No to odwróciłem się i... pojechałem umyć wszystkie rowery.


Kategoria przejażdżki


  • DST 8.00km
  • Czas 00:28
  • VAVG 17.14km/h
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Myjka x4

Niedziela, 15 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 0




  • DST 66.90km
  • Czas 02:12
  • VAVG 30.41km/h
  • VMAX 59.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1365kcal
  • Podjazdy 199m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Sobotnie kółko...

Sobota, 14 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 0

... z Grześkiem. Co z tego, że wiało? Jak ktoś jeździ (nie ja) na F10, to raczej nie da się wolno jechać. Koniec końców jednak średnia nam spadła, bośmy przed Błażejewkiem dogonili Agatę (nie, nie tę Agatę, tej bym nie dogonił) z Dorotą. I chwilkę się przejechaliśmy jak ludzie... A potem już ciśnięcie do końca. Aż się zmęczyłem normalnie...


Kategoria KBR


  • DST 100.30km
  • Czas 04:00
  • VAVG 25.07km/h
  • VMAX 43.00km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1943kcal
  • Podjazdy 447m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Operacja Warpno by Skrzysie.k

Piątek, 13 października 2017 · dodano: 16.10.2017 | Komentarze 4

... a właściwie jej część. Parę dni temu znajomy z forum, Krzysiek zaanonsował swój przejazd przez Wielkopolskę. Ba, nawet przez moje miasto. Bo zaplanował sobie trasę z Krakowa do Szczecina (a potem pętelkę, by zaliczyć gminę Nowe Warpno) - żal by było nie spotkać się na trasie. Szybko zatem zgadaliśmy się, ustalając co i jak, nadszedł piątek i voila!, w drogę.

Rano szybko sprawdzam, dokąd dojechał. Pleszew. Hm... Dobre warunki do jazdy skończyły się praktycznie od razu, gdy Krzysiek ruszał - czyli we czwartek po południu. Takoż jak w Wielkopolsce, również i na południu ostro dmuchnęło, i to z kierunku północno-zachodniego. Pleszew to jeszcze kawałek do mnie. Zawożę córkę do szkoły, a sam podjeżdżam rowerem na dworzec PKP. Pociągiem do Jarocina lub bliżej, w zależności, dokąd się mój towarzysz dokula. Ostatecznie ląduję w Chociczy, k. Nowego Miasta. Ruszam na kołach do Klęki, zdzwaniamy się, Krzysiek czeka na parkingu przed Nowym Miastem. Dojeżdżając do Klęki widziałem, że auta wolno jadą, ale myślałem, że to wynik tamtejszej zmiany świateł i spapranej nawierzchni. Okazało się, że to był koreczek za kolegą...

Ruszamy. Wieje... sakramencko. Prosto w twarz. Mój towarzysz deklaruje, że nie jest zbyt mocno związany z zaplanowaną trasą, toteż lekko modyfikuję jej przebieg. Pojedziemy ile się da lasami, raczej w dolinie Warty, niż na otaczających ją zwyższeniach terenu, po których pierwotnie mieliśmy się kulać. Widać, że Krzycha wymęczyła całonocna walka z wiatrem - jedziemy średnio 25 km/h, a i tak chwilami (nawet dłuższymi) wiszę przed nim kilkanaście - kilkadziesiąt metrów. W końcu wjeżdżamy do mojego miasteczka... chwila odpoczynku dobrze nam zrobi. Po kawce startujemy do Poznania - prowadzę go via promenada, gdzie obowiązkowo stajemy przy pomniku Wiśki z kotem (btw. kto był w Kórniku na rowerze i nie ma tam zdjęcia, ten... nie był w Kórniku na rowerze, ot, co!). Potem już tylko wiatr i wiatr... zanika dopiero, gdy lądujemy na Łęgach Dębińskich w Poznaniu. Podprowadzam go na miejsce kolejnego spotkania i ... to by było na tyle. Zawracam do domu i śmigam przez Maltę do Kórnika. Rany, ale bajka. Wieje w plecy tak, że 30 można jechać bez pedałowania...


Kategoria przejażdżki


  • DST 52.30km
  • Czas 02:09
  • VAVG 24.33km/h
  • VMAX 36.00km/h
  • Temperatura 11.0°C
  • Kalorie 1401kcal
  • Podjazdy 137m
  • Sprzęt Viper
  • Aktywność Jazda na rowerze

No więc...

Wtorek, 10 października 2017 · dodano: 11.10.2017 | Komentarze 3

... stało się tak, że ekipa KBR próbowała cały dzień umówić się na popołudniowy rower. Mieliśmy jechać grupą, toteż od razu, z założenia porzuciłem myśli o szosie (niech odpocznie sobie biedaczka, a tak w ogóle, to te wszystkie maratony jakoś ją bardzo zużyły, więc może... malowanko?). Mój ulubiony cross ma za to szerokie laczki - jak się jeździ po terenie, to raczej na wąskich paputkach nie da się pomykać. No dobra, da się, ale potem nóżki bolą. Jak Norbisia po ostatnich piachach nadnoteckich. Wracając... wybór był zatem jeden. Viper. Mój pierwszy (po latach odstawki) rower, zanabyty w dniu kiedy urodziła się córka, a oni polecieli i spadli. Obecnie podarowany synowi, który tak bardzo go lubi, że... nim nie jeździ. Znaczy się szanuje i oszczędza.

Zmawiamy się się do końca, a potem okazuje się, że gdy ze Szczepanem zajeżdżamy na kórnicki rynek (dla spokoju przyjmijmy, że to rynek, a nie Plac Niepodległości)... nikogo więcej nie będzie. Jak to tak? Miało byc kilka osób, a tu nikogo. Się porobiło...

Ruszamy zatem we dwóch, klasycznie wokół komina. Wieje jakby nieprzyjemnie, ale nie pada, więc jakąś dłuższą chwilę biję się z myślami, czy aby nie zatrzymać się i nie rozebrać z tej ceratki, co to mam ją na sobie. Na tych przemyśliwaniach schodzi mi dwadzieścia kilometrów, mijamy Słupię i... głupie myśli o zdejmowaniu kurteczki znikają natychmiast. Gdy tylko zaczyna kropić. Coraz mocniej kropić. Jeszcze bardziej kropić... by wreszcie przejść w zupełnie nieczuły na nasze protesty deszcz. Pada tak do Zaniemyśla i gdy coraz bardziej skłaniam się do myśli, by jechać do domu... przestaje. No to dokręcimy kolejną pętelkę. Na Zwoli jakby mniej tego zrzuconego z drzew igliwia, ale dalej ślisko i nieprzyjemnie. Ciekawe, ile czasu będziemy czekać, aż się włodarze ulitują i zlecą posprzątanie tej, bądź co bądź obleganej przez rowerzystów i biegaczy trasy.  

Wyjeżdżamy ze Zwoli, mijamy Zaniemyśl i postanawiamy dokręcić pętelkę przez Polwicę. Aha, ino wjechaliśmy w tę drogę, zaraz znowu zaczyna padać. A właściwie to nawet lać. No, przecież nie zawrócimy? Twardy trza być...

Deszcz - sreszcz odpuszcza przed Błażejewkiem. Potem nawet jezdnia zdaje się jakaś taka bardziej sucha, jakby sugerowała... "to może jeszcze kilka km...". Może, ale innym razem. Dość chlupotania w butach...


Kategoria KBR


  • DST 62.30km
  • Czas 02:07
  • VAVG 29.43km/h
  • VMAX 45.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 1289kcal
  • Podjazdy 222m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Między chmurami

Niedziela, 8 października 2017 · dodano: 09.10.2017 | Komentarze 1

Wyjechałem na 30 km, bo na tyle zapowiadało się okno pogodowe (jakoś nie chciało mi się moknąć). Po tej trzydziestce, okazało się, że do domu mam jeszcze dziesięć, ale dalej nie zapowiada się, by mnie sreszcz złapał, to dokręciłem jeszcze piętnaście i gdy zawracałem, zaczęło kropić. A że wiało akurat sakramencko w twarz tak, że się 30 nie dało jechać*, to przestałem się bawić i wróciłem do domu. Akurat na początek ulewy i meczu...

* pewnie by się dało, ale wtedy bym się spocił niepotrzebnie...


Kategoria przejażdżki


  • DST 40.40km
  • Czas 01:24
  • VAVG 28.86km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 831kcal
  • Podjazdy 183m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

P02

Środa, 4 października 2017 · dodano: 05.10.2017 | Komentarze 0

Wieje. Coraz bardziej wieje. Jesień jak cholera...


Kategoria przejażdżki


  • DST 45.00km
  • Czas 01:30
  • VAVG 30.00km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Kalorie 929kcal
  • Podjazdy 154m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

P01

Wtorek, 3 października 2017 · dodano: 05.10.2017 | Komentarze 0

Wokół komina, zupełnie bez napinki. Jakoś tak lekko się jechało...


Kategoria przejażdżki


  • DST 135.90km
  • Czas 04:40
  • VAVG 29.12km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Kalorie 43kcal
  • Podjazdy 548m
  • Sprzęt Rossi
  • Aktywność Jazda na rowerze

Napocząć październik...

Niedziela, 1 października 2017 · dodano: 01.10.2017 | Komentarze 3

... się udało. Wyjątkowo ciepły weekend był.




  • DST 111.20km
  • Teren 69.00km
  • Czas 06:26
  • VAVG 17.28km/h
  • VMAX 39.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Kalorie 3567kcal
  • Podjazdy 968m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Puszcza Notecka cz. 2

Piątek, 29 września 2017 · dodano: 30.09.2017 | Komentarze 0

Ekipą, tym razem powiększoną do czterech osób jedziemy z samego rana (właściwie to startujemy o przedświcie) do Wronek. Dzisiejsze jazdy oparte będą o szlaki wytyczone przez tamtejsze nadleśnictwo, choć Szczepan i ja zamierzamy dokończyć jeszcze brakujące ślady z poprzedniego wyjazdu. Już po wschodzie słońca Rafi wysadza nas w wiosce za Wronkami… matko jedyna, jak zimno. Uzbrajając rower trzęsę się jak galareta i gdy w końcu przypomnę sobie, że mam dodatkową koszulkę w aucie… konstatuję, że ono właśnie odjeżdża. No cóż, trzeba będzie się rozgrzać szybką jazdą. Ruszamy.

Początek - wspólnie ze Szczepanem. Zielonym szlakiem rowerowym do Krucza (tak w ogóle to tego dnia, gdziekolwiek się nie ruszę, widzę ten zielony szlak rowerowy… coś wydaje się jakimś ponurym żartem), a więc najpierw kilka km asfaltu. Zza drzew przebija się słońce i gdy trafiamy na jego promienie robi się jeszcze w miarę, ale zacienione i lekko zamglone miejsca odstraszają chłodem poranka. Wjeżdżamy do Krucza, na terenowy trakt, którym jeździliśmy tydzień wcześniej. Tu Szczepan skręca na swój szlak i tym sposobem zobaczymy się dopiero wieczorem, na Orlenie we Wronkach. Mijam Hamrzysko, wyjeżdżam kawałek za wieś i odhaczam pierwszą tego dnia trasę jako „zrobioną”.

Poukładałem sobie te trasy tym razem na tyle dobrze, że koniec jednej jest zarazem początkiem drugiej. Wracam do Hamrzyska (co jest trochę bez sensu, gdyż poprzednia trasa kończy się pośrodku lasu, a obecna… tamże się zaczyna), wjeżdżam na gruntówkę i jadę w kierunku wsi Biała. Robię pętlę, która od południa omija miejsce startu trasy… będzie wg mnie tego odcinka brakowało na wyznaczonej mapie śladów… ale… ja tu jestem od jeżdżenia, a nie od myślenia. To jadę. Wioska… we wiosce w lewo i zaczyna się. Dobre 3 kilometry zrytego, piaszczystego traktu, w którym koło czasami zapada się do połowy szprych. Nie ma że boli, limit bikewalkingu wyczerpałem tydzień temu. W połowie szlaku przystanek i zmiana kierunku, bo schodzą się tu dwa szlaki. Jadę więc na miejsce startu trasy nr 3… oczywiście ona też została rozpisana tak, że zaczyna się w czarnej d… znaczy się w lesie. Jakby nie szło zrobić pętli ze wsi Biała do wsi Mężyk i potem kawałek przez las. Ale… nie ja tu jestem od wiadomo czego.

Oba szlaki kończę tam, gdzie zaczyna się moja pierwsza tego dnia, wroniecka trasa. Naprzemiennie jest albo fajnie (szutrowa lub co najmniej ubita droga) albo niefajnie (bo piachy i na dodatek jeszcze pod górkę). Odcinki łatwe przeplatają się z wymagającymi… co dla osób mniej zaawansowanych w jeździe na rowerze może być jednak sporym utrudnieniem. Wjeżdżam do Wronek, mam już 50 km za sobą, jest prawie jedenasta. Czas na kawę, tym bardziej że po drodze akurat mam naszego ulubionego dostawcę cateringu na ultramaratonach. Zatrzymuję rejestrowanie śladów, zjeżdżam, kupuję kawkę, ciacho, batonika i … podrażnię teraz kumpli, którzy dygają gdzieś swoje ślady po puszczy.

Dwadzieścia minut lenistwa szybko się kończy, ruszam dalej. Najpierw asfaltem przez Wronki, potem drogą po płytach betonowych i wreszcie lasem. Zbyt długo było łatwo… końcówka znowu daje mi popalić piachami, ale… żadnego prowadzenia. Nawet jakbym miał lasem jechać.

Na szczęście nie musiałem. Spaliłem tylko te batoniki, com je zeżarł na Orlenie i gdy wyjeżdżam na asfalt z radością odnotowuję możliwość przekąszenia bułki z serem. Dojeżdżam na ostatnią tego dnia trasę „kruczową”… dokończenie prostego traktu z Rzecina przez Klempicz. Większość przejechaliśmy ze Szczepanem tydzień temu. Okazuje się, że to była ta terenowa większość, bo mój szlak po dwóch kilometrach wychodzi na asfalt i taką drogą dojeżdżam do wsi Rzecin. Chwalącej się wszem i wobec, że jest najsłynniejszą w okolicy Wioską Grzybową. Tu też zaczynają się dwa moje kolejne ślady. Tzn. najpierw mam do przejechania krótszą trasę leśną (pieszą) a potem dłuższą, jak się wkrótce okaże - w znacznej części asfaltową. Ruszam na ślad, wjeżdżam w las i faktycznie… wioska zasługuje na swoją nazwę. Prawdziwki i podgrzybki można kosić nie zsiadając z roweru. Gdy dojeżdżam do Mokrzu, takiego małego przysiółka pośrodku lasu, mijam kilkunastu grzybiarzy objuczonych wręcz koszami i torbami pełnymi leśnych skarbów. O tak, zdecydowanie warto tu przyjechać na grzyby…

W Mokrzu jest stacja kolejowa (gdyby ktoś pytał, po co o niej wspominam). Jadę dalej, ku Warcie, gdzie mam się przeprawić na drugą stronę promem w Wartosławiu. Taaaa… nie doczytałem wcześniej, że prom pływa, ale od 14. Mam więc dobrą godzinę czasu. Łażę sobie nad rzeką, robię zdjęcia i zastanawiam się, czy jechać dookoła. Ostatecznie rozsądek (i lenistwo) przeważają, rozkładam się na ciepłym podjeździe z betonowych płyt i zajmuję się nic-nie-robieniem.

Pan Promownik pojawia się punktualnie. Prom co prawda stoi po drugiej stronie, ale szybko ogarnięty operator przeprawia się po mnie i tuż przed przybiciem nakazuje mi się ładować na pokład. Zaraz też ruszamy z powrotem, po chwili zjeżdżam z promu, by drałować szutrową dróżką ku wsi. Ładnie z daleka prezentuje się tamtejszy kościół, robię więc szybkie fotki i jadę dalej, z żalem konstatując sympatycznie i zachęcająco wyglądającą restaurację we wsi. Poprawka: hotel i restaurację w starej szkole. Super to wygląda, aż szkoda, że kwitłem tyle czasu nie po tej stronie co trzeba. Gdyby więc ktoś z was planował jazdę przez ten prom, to lepiej spędzać czas na południowym brzegu Warty, niż na północnym. Za Wartosławiem zjeżdzam na gruntówkę, którą dojadę do końca szlaku, w miejscowości Biezdrowo. Tam chwila przerwy pod kościołem (całkiem ładnym), potem wbijam ślad i jadę do Wronek, zgadując się jednocześnie z Rafim co do obiadu. Po drodze jeszcze zauważam ładny pałacyk… niestety prywatny, więc nie da się go sfocić ani obejrzeć. Trudno. Docieram do Wronek, gdzie wcinamy pysznego, świeżutkiego kebaba. Ogromniasta kanapka trochę mnie przytłacza, ale wtranżalam ją do końca, bo bułki już zjedzone, a do zrobienia jeszcze 3 trasy. Jedziemy wspólnie Rafim na początek szlaków pieszych, które okazują się być… biegowymi. Widziałem ich oznaczenia podczas porannego wjazdu do Wronek (moja pierwsza trasa, pamiętacie?), a teraz mam okazję się niektórymi z nich przejechać. To jedźmy…

Pierwszy szlak, prawie 15 km jest baaardzo wymagający. Sporo piachów, zwłaszcza na stromych podjazdach (kwintesencja to kilka ostrych, takich pod 15 % pagórków, zaczynających się od ostrego zakrętu, oczywiście w całości zapiaszczonego). Jest co robić. Przydałaby się taka trasa u nas, w najbliższej okolicy. Podprowadzam raz… na podjeździe koło wymyka mi się w lewo podbite korzeniem i zanim zdążę się podeprzeć, lecę w piach. No cóż… Poza tymi utrudnieniami jest prawie idealnie. Prawie, bo nawigator oczywiście wytyczył szlak inaczej, niż jego terenowe oznaczenia. Szlak to szlak, jadę wg śladu, ignorując znaki i skutek tego jest oczywisty. Zwalone drzewa tarasują przejazd, droga znika zupełnie i… trzeba zawrócić. Wracam, resetuję zapis śladu i jadę wg oznaczeń na drzewach… objeżdżając feralne miejsce lekkim łukiem. I tak to powinno biec. Dojeżdżam do końca, zmieniam ustawienia nawigacji na kolejną trasę i jazda na szlak. Tym razem idzie bez żadnego problemu.

Ostatni odcinek to dróżka dydaktyczna. Ciut ponad trzy kilometry, więc zostawiłem ją sobie na koniec. Co też tu może być takiego trudnego? Aha, no właśnie. Wbijam na trasę tuż za parkingiem leśnym (helloł, jak już robicie ścieżkę dydaktyczną, to warto postawić też tablicę informacyjną NA WJEŹDZIE, ale nie tylko tabliczki na samym szlaku), jadę kawałek utwardzoną leśną dróżką i… ładuję się centralnie w błocko. Wytyczony ślad biegnie groblą między stawami, a to miejsce jest tak nasączone wodą, iż praktycznie nie daje się jechać. Tzn. daje się, ale… gdy wreszcie dokańczam trasę dzwonię do chłopaków i umawiamy się na Orlenie, bo tam powinna być myjka. I na szczęście jest. Dawno się tak nie schlastałem błotem. Już widzę, jak panie nauczycielki wraz z uczniami maszerują tamtą ścieżką dydaktyczną, podziwiając otaczające ich widoki. Hehehehe…

Na Orlenie zjeżdżam się ze Szczepanem, który dojechał ze swoich kruczańskich szlaków, po chwili zjawia się Rafi i Norbi. Pakujemy rowery i wracamy do domu. Kolejne nadleśnictwo załatwione.

Odrobina zdjęć.

i mapka: