Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy elizium.bikestats.pl

Archiwum bloga

  • DST 209.86km
  • Czas 09:41
  • VAVG 21.67km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 22.0°C
  • Kalorie 7752kcal
  • Podjazdy 959m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwusetka

Sobota, 7 września 2013 · dodano: 08.09.2013 | Komentarze 4

Plan na 200 km na raz urodził się dość szybko, choć o trasie myślałem już jakiś czas. Oczywiście w większość miejsc byłem już wcześniej, bo to Wielkopolska, częściowo moje rodzinne strony, ale rowerem na raz nigdy nie udało mi się tylu miejsc odwiedzić. Nie jeżdżę na rowerze dla samego nabijania kilometrów, jakoś nie znajduję przyjemności w takim kręceniu pedałami. Stąd koncepcja odwiedzenia wielkopolskich pałaców i zamków.

Pierwotnie miałem ruszać na trasę za tydzień, bo ten weekend miał być rowerowy - a jakże - w Sierakowie i okolicach. Niestety tuż przed wyjazdem dziecko najmłodsze zaniemogło przeziębieniem i gorączką, więc trzeba było wyjazd odwołać. Ale nie wykorzystać takiej pogody, jaka się zapowiadała - to już byłaby gruba przesada.



Na szlak wyznaczony wyruszyłem punktualnie o 7 rano. Podjechałem pod zamek Działyńskich - o tej porze parking pod zamkiem wolny od jakichkolwiek samochodów jawił się wręcz luksusem. Zazwyczaj wszystko jest zawalone autami aż po odnowiony most. Mam wrażenie, że niektórzy - gdyby to tylko było fizycznie możliwe - zaparkowaliby swoje SUV-y i inne luksusowe wozy w komnacie Białej Damy. "W końcu mają takie auta i ich stać...". Masakra - nie rozumiem, jak można tak psuć sobie i innym przyjemność zrobienia dobrego zdjęcia. No, ale rano, o 7 z minutami to zupełnie inna bajka. Więc jak komuś marzy się fota kórnickiego zamku od frontu ale bez aut - zapraszam rano. Choć ciekawsze foty robi się od strony arboretum - najlepiej późnym popołudniem. Ale to na koniec :)



Z Kórnika do Rogalina ruszam trasą 431. Nie lubię tej drogi, jest dość wąska, mocno zacieniona, a samochody mijają cię na centymetry. Przejazd poranny ma jednak to do siebie, że ruch jest niewielki, a i kierunek do Rogalina (a nie "z") plus sprzyjający wiatr sprawiają, że jedzie się bardzo przyjemnie i lekko. Kilometry ubywają, słońce przygrzewa w plecy: słowem - jest rześko. Wjeżdżam na teren pałacu – nisko położone słońce co prawda oświetla elewację frontową, ale widzę po nastawach aparatu, że będzie ciężko zrobić dobre zdjęcie. Ostatecznie ratuję fotę formatem RAW, dzięki czemu będzie całkiem ładna pamiątka z wyjazdu.



Wyjazd spod pałacu od razu po górkę. Najpierw kamienista nawierzchnia, a potem kilka małych pagórków, na których aż przyjemne się sunie. Miła odmiana po płaskich terenach moich bezpośrednich okolic. I pomyśleć, że kiedyś mówiłem o tym „podjazdy”. Trasą 431 przez most na Warcie docieram do Mosiny, skręcam w stronę centrum i odbijam na Stęszew. To dalej ta sama droga, ruch na szczęście jeszcze równie niewielki. Przy skręcie na Będlewo (ściślej na Granowo) mijam pierwszego rowerzystę tego dnia. Śmiga „na szosie” i ani nie spojrzy na takiego osakwionego rowerzystę jak ja.



Pałac w Będlewie obstawiony autami. Jakoś usiłuję je wyrzucić z kadru. Jest już dość ciepło (zwłaszcza, gdy stoję w słońcu i robię foty), więc ostatecznie decyduję się rozebrać z kurtki. Trochę mi jeszcze będzie chłodno, zwłaszcza w lasach za Czempiniem, ale… nie uprzedzajmy faktów. Ruszam z Będlewa w kierunku DK 5. Ten odcinek do Głuchowa muszę zrobić krajówką, mógłbym co prawda zawrócić (czego bardzo nie lubię podczas wyjazdów) i pojechać lokalną trasą, ale wówczas byłoby ryzyko jazdy po gruntówkach. A tego znów bardzo chciałbym uniknąć – planowane 200 km może być dla mnie wyzwaniem, więc jazda po piachu wcale mi by w tym wyzwaniu nie pomogła. Na DK 5 wjeżdżam po kilku minutach stania dzięki… uprzejmości kierowcy TIR’a!! Miał pierwszeństwo, a jednak mnie puścił na drogę. Krajówka wita mnie równiutką nawierzchnią i szerokim poboczem. Jedzie się wyśmienicie, mimo ruchu i sporej prędkości mijających mnie aut.

Docieram do Głuchowa. Na rondzie zawijam na Czempiń i zaraz zawracam, bo kątem oka widzę informacje o „karczmie przy pałacu”. No tak!, Głuchowo, oczywiście że tam jest pałac. Nigdy tam nie stawałem jadą autem, ale teraz – trzeba zobaczyć. Ech… niestety tylko mi się zdawało, że „trzeba”. Pałac w ruinie takiej, jaką pamiętam od zawsze. Coś tam się niby dzieje, ale żeby uznać to za remont generalny, to byłaby przesada. Nie robię fotki, zrezygnowany wracam na szlak i jadę ku Czempiniowi, gdzie docieram dość szybko. Miasteczko jakby jeszcze spało, ruch niewielki, ludzi nie widać. Myślałem o kawie, ale ostatecznie przeważa ochota na kawę w pałacu w Racocie. Ruszam więc ul. Kolejową na Racot, wjeżdżając na „Ziemiański Szlak Rowerowy” – ten sam, którym ostatnio jechała Agnieszka z naszego forum. Zresztą nagromadzenie oznaczeń szlakowych jest ogromne – ładnych kilka kilometrów jadę mają 4 oznaczenia różnych ścieżek rowerowych na trasie! Muszę kiedyś rozpoznać te wszystkie szlaki – robi to wrażenie i chętnie bym się na nie wypuścił.



Dziś jednak docieram do Racotu kilkanaście minut po 9. Kawa w pałacu? Aha, akurat. Restauracja zamknięta i tyle z moich planów. Chyba, że poczekam do 13. Oczywiście nie czekam. Robię pamiątkowe fotki i ruszam na Gryżynę i Wonieść.



Wkrótce dotrę do Drzeczkowa, w tamtym pałacu niejedno piwo i kawę się wypiło, więc perspektywa jest i to miła. Do Drzeczkowa wjeżdżam już na oparach napojów, więc uzupełniam braki pod sklepikiem wiejskim i … wio do pałacu.



I … tu niespodzianka. Bardzo niemiła. Zamknięte. Teren prywatny (no to wiedziałem), wejście po telefonicznym uzgodnieniu z właścicielem (tego nie wiedziałem!). Oj pozmieniało się, i to na gorsze niestety. Więc fotka i jadę do Rydzyny – tam musi być jakaś cywilizacja. Po drodze zaliczam pierwszy podjazd po górę w Łoniewie – ku mojemu zdziwieniu idzie mi całkiem nieźle. Po wjechaniu na górę dostaję … wiatr w twarz. Jeszcze tego nie wiem, ale najbliższe 60 km z niewielkimi wyjątkami, to będzie właśnie zmaganie się z przeciwnym wiatrem. Prędkość od razu mi spada, z trudem jadę 21-22 km/h. Pojawiają się jednak rowerzyści, sporo szosowców co prawda – widać, że pogoda sprzyja.
Wreszcie przez Kąkolewo docieram do Rydzyny.



Akurat trwa jakiś festyn militarny, więc ludzi całkiem sporo. Sporo wojennego uzbrojenia wokół pałacu, fotografujący się w hełmach LWP ludkowie jakoś nie wzbudzają mojego aplauzu. A ja miałem tu wypić kawę!! Objeżdżam pałac, robię foty, spotykam jakiegoś Niemca w stroju XVIII wiecznego szlachcica – no, takie rzeczy ostatnio widziałem w barokowych ogrodach Groβsedlitz k. Drezna. Takie postacie zdecydowanie bardziej pasują do pałacu w Rydzynie, niż ubrani w mundury czerwonej zarazy żołdacy. Spora ilość odwiedzających zniechęca mnie do planowanej kawy – nie ma też gdzie przypiąć roweru. Szkoda.



Ruszam więc do Pawłowic. Miałem jechać bezpośrednio z Rydzyny przez Tworzanki, ale droga jest szutrowa (z początku) więc odpuszczam i wracam do Dębna. Tam focę ładny szachulcowy kościółek (jakoś jadąc do Rydzyny minąłem go zupełnie nie zwracając uwagi).



Do Pawłowic docieram po sporych zmaganiach z wiatrem. Wjazd na teren pałacu całkiem ładnie się prezentuje.



Wcinam batonika pod pałacem, robię jeszcze panoramkę i ruszam w trasę, bo skoro nic nie udało się wypić, to w Pudliszkach, na planowanym odpoczynku wreszcie napiję się kawki.



Po drodze jeszcze oczywiście Rokosowo, z pałacem Mycielskich, a później Czartoryskich oczywiście. Dziś to ośrodek integracji europejskiej, ale … zintegrować się mogą tam tylko „goście”. Wkurzają mnie takie napisy. Skoro przyjechałem, to jestem gościem? Czy nie jestem? Najwyraźniej nie jestem, zresztą i tak nie planowałem tam postoju na cokolwiek, wiedząc, że ani kawy, ani czegoś pożywniejszego tam nie uświadczę. Ale ów dziwne hasło na wejście irytuje. Może chcieli napisać, że lokalni ludkowie nie mogą się integrować??



Ruszam dalej, mijam pozostałości dawnej cegielni (znaczy się stojący w polu… komin!). Oczywiście fotka i ostatnie 2 km przed popasem.



Wreszcie więc wjeżdżam do Pudliszek. Pałac Łubieńskich, tenże sam, w którym generałowie Chłapowski i Morawki spotykali się z Mickiewiczem – jakim go pamiętam – w opłakanym stanie. Ogrodzony. Niszczejący. Ponoć ma właściciela, ale jego jedyną inwestycją względem pałacu było założenie kamer (albo ich atrap) na elewacji. Zły nie robię fotki i jadę na obiad.

Po przerwie ruszam do ostatnich trzech zabytków na trasie. Najpierw Krobia, gdzie Pałac Ślubów (tak to się dziś nazywa) stojący na małej wysepce otoczonej fosą leży przy mojej trasie na Pępowo. Robię fotkę, zastanawiając się, czy ktoś z włodarzy gminnych dziś żałuje, że odkopane w latach osiemdziesiątych resztki baszt obronnych (tak, tak, całkiem fajnie to wyglądało) rozebrano i śladu po nich nie ma. Byłyby dziś atrakcją, no ale cóż, zdecydowano inaczej.



Jadę na Gębice. Morduje mnie wiatr w twarz, jakby chciał sobie powetować te ostatnie kilometry, które pojadę mu naprzeciw.



Docieram do Gębic – sobota popołudniu to nie jest dobra pora na zdjęcia takich miejsc, bo najczęściej właśnie zjeżdżają się tam goście weselni. Jakoś jednak udaje mi się sfotografować pałacyk Gorzeńskich (to kolejne, po Rydzynie miejsce związane z wojnami napoleońskimi, gdyby ktoś się tym głębiej interesował), po czym ruszam do Pępowa.



Z daleka widać już charakterystyczną, „zębatą” wieżę kościoła św. Jadwigi z XVII wieku. Docieram tam ścieżką rowerową im. Gen. Stanisława Rostworowskiego, który był mężem właścicielki Gębic, gdy wybuchła II w. św.



Pałac w Pępowie natomiast, kiedyś własność Mycielskich leży w części Pępowa kiedyś zwanej Chociszewicami (ciekawe, czy ktoś z miejscowych o tym pamięta?). Jest własnością prywatną, zamknięty dla zwiedzania. Robię więc foty przez bramę i zwracam, przejeżdżając obok zabytkowego, niszczejącego spichlerza. To jeden z tych budynków, które w Toruniu albo w Kazimierzu są oblężone przez turystów. Ech, tak to już jest niestety.

Z Pępowa przez Siedlec i Bodzewo docieram do podgostyńskich Piasków. Z daleko widać panoramę Świętej Góry, ale tym razem omijam opactwo i jadę dalej przez Smogorzewo i Mszczyczyn w kierunku na Dolsk. Tu zaczynają się podjazdy i zjazdy jakby to nie była Wielkopolska, choć oczywiście z górami nie mają one wiele wspólnego. Mam spory zapas czasowy, słońce pięknie grzeje, droga jest przyzwoita (kto bym tam wyrzekał na dziury w asfalcie) – jedzie się super. Wyjeżdżając na trasę nr 437 z Borku do Dolska mijam jadących w przeciwną stronę pięciu sakwiarzy, akurat ja mam w dół, a oni grzeją pod górkę. Pozdrawiamy się i lecę w dół. Do Dolska docieram szybko, choć na zjeździe hamuję co i rusz, nie chcąc się napatoczyć na Policję i idiotyczny mandat (heh, tam jest ograniczenie do 40, a potem do 30, a ja bez kręcenia mam prawie 50 km/h). Tym bardziej, że wiatr od momentu wyjazdu z Pępowa sprzyja mi lekko lub mocno (a w każdym razie nie przeszkadza), więc jedzie się zarąbiście.

Wyjazd z Dolska to podjazd. Na nim po raz pierwszy czuję zmęczenie w nogach, a tych podjazdów jeszcze trochę mnie czeka. Jadę dalej, trochę zdziwiony niewielkim ruchem. Przed wsią Drzonek wyjaśnia się wszystko – ruch wahadłowy! Dojeżdżam, akurat zmienia się na zielone, ale na pasie, który wyłączony jest z ruchu asfalt już położono, trwa tylko jakaś kosmetyka (znaczy się kują to, co równo położyli – norma w tym kraju). Jadę więc bezpieczny, nie blokując samochodów: i ja, i oni jesteśmy zadowoleni. Wahadłówka oznacza, że przed Śremem też będzie luźniej i faktycznie tak jest. Obawiałem się ruchu na trasie 434, bo znam ją dobrze i nieraz widziałem różne „akcje”. Okazało się, że tym razem było naprawdę spokojnie. Obwodnicą Śremu docieram do ronda. Praktycznie przez te kilka kilometrów biję się z myślami, czy jechać do Kórnika dalej drogą 434, czy odbić na Zaniemyśl. Ostatecznie, już na rondzie postanawiam trzymać się planu i jadę do Zaniemyśla. Stamtąd, przez Jeziory Wielkie wjeżdżam do Bnina po 9,5 godzinie jazdy i prawie 210 km. Udało się!!!

Podsumowanie:
Najszybciej przejechałem odcinek z Mosiny do Będlewa, najwolniej - fragment trasy z Rydzyny do Drzewiec (przed Rokosowem). Wiatr..

Aha, wskazania pogodowe z endomondo wyglądają dziwnie. Dziewięć stopni Celsjusza? Chyba nawet rano tak chłodno nie było...

A zamek w Kórniku od strony arboretum prezentuje się m.in. tak:



I jeszcze mapka na koniec.


Kategoria wyprawy > 100km


  • DST 9.98km
  • Czas 00:28
  • VAVG 21.39km/h
  • VMAX 33.30km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 364kcal
  • Podjazdy 87m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Zakupy

Niedziela, 1 września 2013 · dodano: 01.09.2013 | Komentarze 0

jak w temacie - rundka po mieście


Kategoria przejażdżki


  • DST 123.05km
  • Teren 21.00km
  • Czas 05:29
  • VAVG 22.44km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 4606kcal
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do pracy i z powrotem

Czwartek, 29 sierpnia 2013 · dodano: 29.08.2013 | Komentarze 0

Jak ostatnio - zebrałem się rano, i parę minut po szóstej ruszyłem na trasę. Akurat po wyjeździe za jezioro słońce zaczęło pięknie wschodzić, jechało się naprawdę przyjemnie.



Cisza, praktycznie żadnego ruchu. Pierwszy samochód spotkałem po chyba 15 kilometrach. Normalnie, jakby to nie była Wielkopolska. Do Miłosławia dojechałem wcześniej niż ostatnio, a że znałem drogę, to nie traciłem czasu na błądzenie, tylko od razu ruszyłem w kierunku na Wygodę. Czekało mnie 8 km piachu i ... mniej więcej w połowie poczułem nagle, że jedzie mi się coś za "miękko".

Spojrzenie w dół wyjaśniło wszystko.



Na szczęście miałem zapasową dętkę, ale wymiana trochę trwała niestety. Trzeba było rozebrać rower ze wszystkich bagaży, zdjąć koło i wymienić co trzeba. W oponie tkwił mały metalowy kolec (jak z drucianej szczotki), na szczęście go znalazłem i wyciągnąłem. Więcej nie było. Na miejsce dojechałem z 10 minutowym spóźnieniem.

Powrót przebiegał już bez takich niespodzianek.

Mając trochę czasu podczas powrotu zwalniam trochę w Grabowie Królewskim. Już poprzedni mój przejazd przez tę miejscowość zwrócił moją uwagę na niesamowitą architekturę wioski. Na wjeździe neobarokowy kościół, a wcześniej figury i ładny, otoczony polami Krzyż. Im dalej zaś w wieś, tym ciekawiej. Budynki wzdłuż drogi - kilkurodzinne, ze spadzistymi dachami, każdy z wstawionym w przednią ścianę i całkiem ładnie się komponującym kolumnowym ornamentem.

Jednak najważniejsze czeka nas przy wyjeździe w kierunku na Zieliniec.



Najpierw ruina, niestety bardzo mocno posunięta w rozpadzie - pałacu / dworu z początków XX wieku. To wówczas majątek należał do Witolda Wilkoszewskiego. On to właśnie, zafascynowany architekturą francuską (a ściślej koncepcją francuskich ogrodów) postanowił sobie, iż jego majątek w środku Wielkopolski stanie się "małym Wersalem". Trójnawowy pałacyk, ogród francuski, a w szczególności cały szereg figurek i rzeźb stojących w kluczowych miejscach miał właśnie tę "namiastkę" luksusu stworzyć.



Dziś niestety praktycznie nic z tego dzieła nie pozostało. Brama prowadząca do parku pałacowego, na której widnieją dla jednych pretensjonalne, dla innych przepiękne rzeźby postaci rodem z greckich mitów. I pałac. Równie mocno zdewastowany, z oknami zabitymi dechami, przypomina nam, że ustrój, w którym wszystko należało do wszystkich potrafił zostawić po sobie właśnie tego typu zgliszcza.

Szkoda...




  • DST 15.44km
  • Czas 00:53
  • VAVG 17.48km/h
  • VMAX 30.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 564kcal
  • Podjazdy 14m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dożynki z rodzinką

Sobota, 24 sierpnia 2013 · dodano: 24.08.2013 | Komentarze 0




  • DST 129.33km
  • Teren 14.60km
  • Czas 05:40
  • VAVG 22.82km/h
  • VMAX 47.80km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 4877kcal
  • Podjazdy 512m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Tam i z powrotem...

Czwartek, 22 sierpnia 2013 · dodano: 22.08.2013 | Komentarze 0

Wybrałem się dziś do pracy rowerem. Owszem, zdarzyło mi się już niejednokrotnie w tym roku pojechać do mojej innej pracy rowerkiem, ale tam mam nieporównywalnie "bliżej". Jak zaplanowałem trasę na dziś na bikemap.pl, wyszło w jedną stronę 60 km z jakimś małym hakiem. Faktycznie jednak - po przejechaniu okazało się, że tych kilka kilosów się dodało samo w sobie. A to gdzieś skręciłem, a to pobłądziłem lekko... ale, po kolei.



Ruszyłem tuż po wschodzie słońca. Co zresztą widać na zdjęciu. Z Bnina, przez Bożydar i Winną do Śniecisk i później Słupii Wielkiej, by ostatecznie, po jakichś 40 minutach dojechać do Środy Wlkp. Chłodno z rana, jakieś 12 stopni, plus praktycznie zerowy wiatr powodowało, że jechało się bardzo przyjemniej.



Od Środy Wielkopolskiej zaczynał się TTR odcinek południowy, który już opisywałem przy okazji pętli wzdłuż Warty. W każdym razie zielonym szlakiem TTR dojechałem do Winnej Góry i następnie Miłosławia. Pięknie przez otaczające drogę drzewa i lasy przebijało się słońce, ale zamiast dobrej foty tych wpadających promieni wyszła mi ... fotografia nawierzchni. Wklejam, bo miłe te dziury nie są. A niestety tak jest na praktycznie całym odcinku ze Środy do Miłosławia. Ech...



W Miłosławiu jestem po 1,5h od wyjazdu. Wiem gdzie jechać, ale nie mogę znaleźć wjazdu na tę drogę do Sokolnik. Lokalsi podpowiadają drogę główną, ale primo to zrujnuje mi zaplanowaną trasę, a sekundo - jechać z nawalającymi tirami na plecach to żadna przyjemność. Ostatecznie jednak drogę odnajduję i ruszam na Lipie oraz Krzywą Górę (prawie 6 km offroadu niestety) i potem przez Wygodę wjeżdżam do Grabowa Królewskiego.



Na wejściu do tej miejscowości piękny kościół, a w środku zabytkowe zabudowania pałacowe, ale w takiej ruinie, że aż szkoda gadać. Kościół focę (co widać) choć dopiero popołudniem, podczas powrotu, natomiast ruin nie, gdyż po prostu nie mam czasu.

Z Grabowa wyjeżdżam i odbijam na Zieliniec, co oznacza, że niepotrzebnie nadkładam kilka kilometrów drogi (jadą DO Strzałkowa, bo z powrotem tego błędu nie popełniam). Ale dzięki temu robię fotkę zabytkowego kościółka w Zielińcu.



Skręcam na Sokolniki i nad autostradą przebijam się do gminy Strzałkowo. Przez Graboszewo i Paruszewo docieram do Strzałkowa i game over.

Powrót przebiega podobnie. Zatrzymuję się jednak na chwilę w Graboszewie (gdzie fotografuję kościół drewniany z ... XIII wieku!!).



Tym razem w do Grabowa Królewskiego jadę prawidłowo i ... w ten sposób nabijam statystyki offroadu.

Miłosław, Winna Góra... gdzie staję na chwilę pod pałacem J.H. Dąbrowskiego - po raz pierwszy brama do parku jest otwarta, nikogo nie ma, więc dziękując Bogu za piękną pogodę i ładne niebo w tle fotografuję pałac z bliska.



Po czym ruszam do Środky, by przez Śnieciska i ... dla odmiany Jeziory Wielkie wrócić do domu. Uff...




  • DST 15.36km
  • Teren 5.30km
  • Czas 01:27
  • VAVG 10.59km/h
  • VMAX 32.60km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Kalorie 571kcal
  • Podjazdy 46m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Popołudnie

Niedziela, 18 sierpnia 2013 · dodano: 19.08.2013 | Komentarze 0

z rodzinką po Krobi i okolicach.




  • DST 76.11km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 16.91km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Kalorie 2780kcal
  • Podjazdy 643m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ziemiański Szlak Rowerowy cz. 1

Sobota, 17 sierpnia 2013 · dodano: 18.08.2013 | Komentarze 0

Pierwsza część Ziemiańskiego Szlaku Rowerowego. Trasa ta chodziła mi po głowie od dłuższego czasu. Łącznie szlak liczy 245,4 km. Zaczyna się on na skrzyżowaniu trasy 431 (z Mosiny do Kórnika) z drogą wjazdową do Puszczykowa. Tam w sumie zamierzałem moje spotkanie z ZSR zakończyć, niestety z różnych względów plan spalił na panewce, więc ten etap jeszcze przede mną. Natomiast na szlak ruszyłem wspólnie z Witkiem i synem z Kórnika. Pojechaliśmy z Bnina na Jeziory Wielkie, jednak tuż przed miejscowością skręciliśmy w las, żeby - korzystając z żółtego szlaku rowerowego - dojechać do miejscowości Kaleje. Stamtąd przez Luciny dotarliśmy do trasy nr 432 (Zaniemyśl - Śrem) i tymże odcinkiem (chyba najbardziej obłożony ruchem samochodowym fragment planowanej wycieczki tegoż dnia) wjechaliśmy - przecinając "stare koryto Warty" - do Śremu.



Śrem reklamuje się hasłami "no to jazda" - mającymi stanowić reklamę lokalnych tras rowerowych i trzeba przyznać, że całe miasto ścieżkami rowerowymi dało się ładnie pokonać. Wyjazd ze Śremu w kierunku na Leszno, w Nochowie odbijamy na Dolsk (jadąc bokiem unikamy jak ognia trasy nr 434) i całkiem ładnym asfaltem docieramy przez Mełpin do tego kolejnego miasta, które wyznacza odcinki naszej trasy.. Kiedyś pewnie zdecyduję się jechać przez Cichowo, dziś jednak nie było na to czasu. Za to trasa przyjemna, pagórkowata (w sumie to bardziej jazdę utrudniał wiatr), z typowymi jak na Wielkopolskę widokami (o Dolnym Śląsku Sapkowski pisał, że na rozstajach dróg stawiano "kamienne krzyże pokutne" - w Wielkopolsce co kawałek można ujrzeć pomniki "Maryjki" :).



Ani się obejrzeliśmy, gdy do Dolska zjechaliśmy i to całkiem sporą prędkością. Zaraz po wjeździe widać zabytkowy kościół z XV wieku.



Z powagą tej późnogotyckiej budowli kontrastuje leżące u jej stóp jezioro. A skoro jezioro, to i plaża, i plażowicze, i ... bardzo przyjemnie poprowadzona ścieżka rowerowa. Korzystamy z okazji i jedziemy nią w kierunku na Podrzektę, gdzie w Willi Natura pijemy kawę, odpoczywamy i ... tracimy czas.



Może to i dobrze, bo z naszego postoju ruszamy ulicą Gajową w kierunku na miejscowość Gaj i ... zaczyna się. Dotąd asfaltowe drogi rozleniwiły nas zupełnie, teraz piaszczyste i bardzo nierówne dukty leśne i polne drogi dają nam ostro popalić. Na dodatek większość trasy wiedzie w szczerym słońcu. Uff... do Tworzymirek (cóż za nazwa!!) dojeżdżamy szutrową drogą (sam nie wiem, czy piach czy te kamienie były gorsze), potem jeszcze odcinek po nawierzchni wyłożonej polnymi kamieniami i jesteśmy w Kunowie.



W Kunowie przecinamy trasę 434 w kierunku na Skowronki i ... tak naprawdę w tym miejscu wjeżdżamy na Ziemiański Szlak Rowerowy. Uff.. oznaczenia są, choć malowane kolorem zielonym, zaś posiadana przeze mnie mapa - nowa, nawiasem mówiąc - pokazuje szlak oznaczony kolorem czerwonym.



Widać, że niekoniecznie włodarze przywiązują wagę do szczegółów. Szlak wiedzie obok cmentarza w Kunowie. Zaczyna się od podjazdu. Niestety mocno piaszczystą drogą. Po wspięciu się na wzgórze zjazd też do przyjemnych nie należy. Łachy piasku zawalają całą szerokość drogi, więc ciężko jest korzystać z dobrodziejstw jazdy z górki. Przez Skowronki chwilowo się poprawia, potem jednak trzeba jechać właściwie rowem albo polem, żeby jakoś uniknąć prowadzenia roweru. Wjeżdżamy na mostek na Obrze - stamtąd uwaga - trasa wiedzie na wprost (jest mniej widoczna niż pozostałe dwie drogi). Przejeżdżamy przez pola, odbijamy w lewo zgodnie ze szlakiem i ... kto powiedział, że Wielkopolska jest płaska??!!



Wjeżdżam na górę - przewyższenie w tym miejscu ma ponad 90 m, droga jest kręta, polna, pełna piachu w koleinach - jechać się daje jedynie bardzo nierównym środkiem. Reszta ekipy odpuszcza i prowadzi rowery. Na szczycie czeka na nas śliczna panorama Gostynia.



Przez wieś Ostrowo i Bogusławki docieramy - cały praktycznie czas jadąc offroadem - do klasztoru Filipinów na Świętej Górze w Gostyniu. Uff. To oznacza, że skończyły się drogi polne, wracamy na asfalt. Wyjeżdżamy z Gostynia drogą na Jutrosin. Ostatni rzut oka na zabudowania klasztorne i ruszamy w trasę.



Przejazd przez Grabonów zaczyna się od podjazdu, zmęczeni niedawnymi offroadami odpoczywamy w cieniu, oglądając pałac z XIX wieku.



Jedziemy dalej na Bodzewo, gdzie oprócz ZSR okazuje się, że zaczyna się tam Wielkopolski Szlak Wiatraczny. W samym Bodzewie widzimy pozostałości wiatraka.



Wzdłuż nieczynnej trasy kolei PKP docieramy na Biskupiznę, czyli do Domachowa. Chwila na fotkę pięknego kościółka św. Michała Archanioła z XVI wieku i ... skręcamy w kierunku Krobi. Resztę trasy Ziemiańskiego Szlaku Rowerowego przyjdzie dokończyć w innym czasie.



Do Krobi wjeżdżamy obok cmentarza, by po kilkuset metrach minąć kolejną, choć mniejszą tym razem nekropolię, na której znajduje się jedna z najstarszych w Wielkopolsce świątyń, ufundowana przez Władysława Hermana prawdopodobnie w 1140 roku (taka data wybita jest na jednym z kamieni polnych, z których zbudowano ten romański kościółek).



Do Pudliszek docieramy wkrótce i wycieczkę kończymy po przejechaniu 76 km.


Kategoria wyprawy < 100km


  • DST 23.87km
  • Teren 4.60km
  • Czas 01:50
  • VAVG 13.02km/h
  • VMAX 33.10km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Kalorie 877kcal
  • Podjazdy 309m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka wieczorna

Czwartek, 15 sierpnia 2013 · dodano: 15.08.2013 | Komentarze 0



Popołudniowy wyjazd rodzinny zdominowały kolejne place zabaw, jakie moja trzylatka chciała odwiedzić. Najpierw zaliczyliśmy plac w Mościenicy, leżący zupełnie na uboczu miejscowości (nie wiem, jakoś nie przekonuje mnie usytuowanie tego placu zabaw) potem przez las wjechaliśmy do Borówca, by podjechać nad Jezioro Skrzyneckie i zaliczyć - tym razem - siłownię pod chmurką (też w sumie w Mościenicy).



Stamtąd ruszyliśmy przez Borówiec, by odwiedzić ostatni z nich, po czym przez Skrzynki, drogą obok obserwatorium pojechaliśmy do Dziećmierowa. Jako że słońce zaczęło już zachodzić, wróciliśmy do Kórnika i promenadą pojechaliśmy do domu. I Wyszło tyle fajnych rodzinnych kilometrów.




  • DST 12.70km
  • Teren 4.25km
  • Czas 00:29
  • VAVG 26.28km/h
  • VMAX 38.60km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 506kcal
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Przejażdżka wieczorna

Wtorek, 13 sierpnia 2013 · dodano: 13.08.2013 | Komentarze 0


Kategoria przejażdżki


  • DST 25.56km
  • Teren 4.00km
  • Czas 01:04
  • VAVG 23.96km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Kalorie 982kcal
  • Podjazdy 69m
  • Sprzęt Zethos
  • Aktywność Jazda na rowerze

Dwa jeziora

Poniedziałek, 12 sierpnia 2013 · dodano: 12.08.2013 | Komentarze 0

Ot, przejażdżka wieczorna wokół (no prawie wokół) dwóch jezior: Kórnickiego i Skrzyneckiego.


Kategoria przejażdżki