Info

Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2019, Styczeń1 - 7
- 2018, Październik1 - 1
- 2018, Wrzesień1 - 2
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Lipiec4 - 0
- 2018, Czerwiec9 - 0
- 2018, Maj8 - 1
- 2018, Kwiecień17 - 14
- 2018, Marzec16 - 9
- 2018, Luty11 - 10
- 2018, Styczeń10 - 22
- 2017, Grudzień8 - 0
- 2017, Listopad7 - 2
- 2017, Październik15 - 14
- 2017, Wrzesień16 - 4
- 2017, Sierpień15 - 22
- 2017, Lipiec26 - 19
- 2017, Czerwiec13 - 9
- 2017, Maj30 - 12
- 2017, Kwiecień13 - 2
- 2017, Marzec15 - 3
- 2017, Luty14 - 4
- 2017, Styczeń16 - 3
- 2016, Grudzień11 - 4
- 2016, Listopad17 - 2
- 2016, Październik15 - 10
- 2016, Wrzesień22 - 7
- 2016, Sierpień20 - 16
- 2016, Lipiec21 - 20
- 2016, Czerwiec14 - 21
- 2016, Maj25 - 18
- 2016, Kwiecień22 - 25
- 2016, Marzec22 - 8
- 2016, Luty22 - 2
- 2016, Styczeń12 - 10
- 2015, Grudzień10 - 3
- 2015, Listopad20 - 11
- 2015, Październik20 - 25
- 2015, Wrzesień27 - 28
- 2015, Sierpień31 - 15
- 2015, Lipiec2 - 2
- 2015, Czerwiec9 - 11
- 2015, Maj21 - 52
- 2015, Kwiecień16 - 14
- 2015, Marzec20 - 26
- 2015, Luty6 - 6
- 2015, Styczeń6 - 18
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad3 - 1
- 2014, Październik6 - 1
- 2014, Wrzesień10 - 5
- 2014, Sierpień5 - 6
- 2014, Lipiec14 - 6
- 2014, Czerwiec10 - 6
- 2014, Maj13 - 4
- 2014, Kwiecień7 - 8
- 2014, Marzec14 - 3
- 2014, Luty5 - 2
- 2014, Styczeń4 - 4
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad5 - 0
- 2013, Październik14 - 0
- 2013, Wrzesień12 - 4
- 2013, Sierpień12 - 0
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec14 - 1
- 2013, Maj8 - 0
- 2013, Kwiecień7 - 0
- 2012, Wrzesień2 - 0
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj3 - 0
przejażdżki
Dystans całkowity: | 19872.17 km (w terenie 1267.05 km; 6.38%) |
Czas w ruchu: | 767:30 |
Średnia prędkość: | 25.72 km/h |
Maksymalna prędkość: | 457.00 km/h |
Suma podjazdów: | 62540 m |
Suma kalorii: | 503092 kcal |
Liczba aktywności: | 396 |
Średnio na aktywność: | 50.18 km i 1h 59m |
Więcej statystyk |
- DST 54.14km
- Teren 41.30km
- Czas 03:07
- VAVG 17.37km/h
- VMAX 36.00km/h
- Temperatura 1.0°C
- Kalorie 1242kcal
- Podjazdy 130m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
OFF Jesienny cz. 4
Niedziela, 22 listopada 2015 · dodano: 22.11.2015 | Komentarze 0
W ciągu tygodnia jeżdżę te
same nudne trasy i Olo się ze mnie wyśmiewa. Więc jak tylko jest okazja, a w
weekendy taka okazja własnie jest - to jedziemy w nowe miejsca. Nie za daleko,
bo czasu za bardzo nie ma, ale... przynajmniej drogami, których na co dzień się
nie odwiedza. Albo unika. Albo nigdy się nie jechało.
Po wczorajszym wyjeździe tu po ulewie i powrocie
w deszczu dziś rano umówiliśmy się na bnińskim rynku wcześniej, bo o ósmej.
Pogoda - miodzio. Bezchmurne, niebieskie niebo, praktycznie zero wiatru,
pięknie przyświecające słońce. Ciut zimno, bo jeden stopień powyżej zera (niby
nic, ale jeszcze 2 dni temu było 12), acz przyjemnie. Ruszamy po obowiązkowej
fotce grupowej. Kawałek asfaltem i od razu w teren. Pogoda dopisuje, droga jest
póki co ok, więc jedzie się dość lekko.
Trochę gruntówki do Dworzysk, potem znowu chwila
asfaltu i za Radzewem zjeżdżamy na polną, tym razem piaszczystą drogę. Prędkość
zauważalnie spada, ale jedziemy, przy okazji zachwycając się, jak to pięknie
dopisała nam pogoda.
Szosę Śrem - Rogalin przekraczamy w lesie i od
razu zjeżdżamy na tzw. Szlak Bobrowy w Czmońcu. Przez las jedzie się
przyjemnie, ale nadmiar wystających spod ziemi korzeni powoduje, że raczej
skupiamy się na uważnym patrzeniupod
nogi koła, aniżeli na podziwianiu
okoliczności przyrody. Docieramy wreszcie do wieży widokowej i ... nagle
okazuje się, że ktoś zepsuł pogodę.
Zachmurzyło się nagle... albo raczej wygląda to
wszystko tak, jakby tu, nad Wartą wcale nie było słonecznie.
Spod wieży jedziemy na widoczny na googlowskiej
mapie tzw. Punkt Widokowy.
Trasa wiedzie przez nadwarciańskie łąki, wokół
rowów i stawków, gdzie poza nami widać co i rusz samochody wędkarzy.
Sporo też miejscowej fauny: łabędzie, ptaki
drapieżne, sarny (i chyba nawet jelenie)... no i wszędobylskie i strasznie
rozplenione bobry. Tych ostatnich co prawda nie można zauważyć, ale ślady ich
bytności są aż nazbyt widoczne. Punkt widokowy jakoś specjalnie
"widokowy" nie jest. No ale dzięki mostkowi przekraczamy jeden z
szerszych rowów i w końcu docieramy na miejsce, gdzie droga się kończy.
Przeprawa przez kolejny z rowów kończy
się OTB Norberta, na szczęście w zagłębieniu nie ma ani wody, ani błota.
Zbieramy się na drugim brzegu i stamtąd już
totalnym offroadem jedziemy jakiś kilometr by wreszcie dotrzeć do drogi polnej.
Jesteśmy w tym miejscu gdzieś na wysokości Orkowa i cóż... z chmur zaczyna
siąpić deszcz. Póki co jeszcze delikatnie, ale jak dojedziemy do Niesłabina,
padać będzie już całkiem mocno. Deszcz w połączeniu z piachem to średnia
przyjemność, no ale nie ma co narzekać. Bo jeszcze będzie gorzej.
No i jest. Po przekroczeniu (ponownym) trasy
Śrem - Rogalin wjeżdżamy na najpaskudniejszy odcinek trasy. Piach, i to z tych
najbardziej wrednych, bo miękkich i połączonych w błockiem znowu daje nam
popalić, a na dodatek... zaczyna padać śnieg. A miało być tak pięknie.
Wjeżdżamy w las, co trochę zmniejsza skutki
padającego deszczu ze śniegiem. Jedziemy w kierunku Kalej, potem przez znane
nam trasy zaniemyskiego lasu do Jezior Wielkich. Na ostatnim odcinku jednej
osobie pęka szprycha. Skraca on wycieczkę wracając asfaltem do Kórnika, a my wg
planu jedziemy do Jaszkowa. Leje już dokumentnie, jest zimno, a przemoczone
rękawiczki mocno wkurzają, bo w ręce zimno. Koniec trasy to wjazd do Kórnika i
krótki lans na promenadzie, zgodnie z hasłem Jędrzeja, że "wycieczka bez
lansu na Promenadzie to wycieczka niezaliczona".
Na koniec jadę jeszcze na myjkę, bo rower
zdecydowanie zasługuje na porządne mycie. Świetny wyjazd, trudniejszy, niż
wczorajsza pętla. Dystans nie powala, ale w sumie liczy się frajda z
przejechania trasy, a nie jakiś statystyki. Te sobie mogę, ku irytacji Ola,
ponabijać w ciągu tygodnia...
- DST 61.55km
- Teren 39.50km
- Czas 03:16
- VAVG 18.84km/h
- VMAX 38.90km/h
- Temperatura 4.0°C
- Kalorie 1664kcal
- Podjazdy 177m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
OFF Jesienny cz. 3
Sobota, 21 listopada 2015 · dodano: 21.11.2015 | Komentarze 0
Jesiennych jazd ciąg dalszy. Dziś od rana padało, padało na 15 min przed wyjazdem. Ale nie spękaliśmy i ruszyliśmy razem z sąsiadem Darkiem we dwóch na wczoraj wytyczoną trasę. Zgodnie z planem, czyli o 11. Najpierw do Zaniemyśla lasami, czerwonym szlakiem. Jak widać nawet wypogadza się...
... i w tej całkiem przyjemnej pogodzie mijamy Zwolę, zjeżdżamy z chwilowo dającego odpocząć asfaltu i w końcu docieramy do Kotowa. Co to byłby za jesienny Off bez foty nadwarciańskiego drzewa. Może kiedyś będzie słynne jak sosna na Sokolicy?
Z Kotowa, mądrzejsi za sprawą rajdu z początku listopada jedziemy niby do Dąbrowy, ale potem zaraz robimy nawrotkę i wracamy na szlak ku Warcie. Dzięki temu omija nas podprowadzanie rowerów jarem przy trzech dębach. Mozgawę przekraczamy mostkiem im. Kazia, który 2 tygodnie temu wypatrzył go zza nadwarciańskich wałów.
A potem znowu wały, Młodzikowo, jakaś wieś po drodze, gdzie na 38 km dopada nas deszcz. Więc dopijamy herbatę i wracamy do domu. Fajna trasa, kto jedzie następnym razem?
- DST 34.12km
- Teren 23.50km
- Czas 01:50
- VAVG 18.61km/h
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
OFF Jesienny cz. 2
Sobota, 14 listopada 2015 · dodano: 14.11.2015 | Komentarze 0
treść i fotki później :)
- DST 85.65km
- Teren 62.00km
- Czas 05:03
- VAVG 16.96km/h
- VMAX 38.90km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 2313kcal
- Podjazdy 209m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
OFF Jesienny
Niedziela, 8 listopada 2015 · dodano: 09.11.2015 | Komentarze 0
Plan trasy offroadowej
pojawił się jakiś czas temu. Ciągle tylko szosa i szosa, średnia i średnia, km
i km... ileż można? Jesień
to tak piękna pora roku, że nastrajać winna człowieka optymistycznie. A
tu tylko koks i koks. Wiem, wszystko przez Wąskiego.
Wracając
- niedziela miała być offroadowa na maxa. Gdziekolwiek się da, to jedziemy
NIE-PO-ASFALCIE. I to się nam prawie udało. "Prawie", bo na koniec trzeba
było skrócić trasę i wybrać odcinek szosy zamiast leśnych duktów. Ale... nie
uprzedzajmy faktów.
Ruszamy
po 10 spod Ratusza w Bninie. To drugi ratusz w Kórniku, odkąd Bnin stracił
prawa miejskie mamy tu taką "dwoistość". Fajna ekipa - w sumie 10
osób. Śmigamy przez moje osiedle i wjeżdżamy na polne drogi wiodące do
Zaniemyśla. Ten pierwszy odcinek mocno daje nam w kość bocznym wiatrem i ...
piachem. Zanim dotrzemy do lasu każdy już jest po kilku łykach pociągniętych z
bidonu - słowem - zdążyliśmy się już spocić. Zanim dotrzemy do Zaniemyśla
zdarzy się wszystkim przejść kilkaset metrów, bo... koła zapadające się w piach
po szprychy zdecydowanie nie ułatwiały jazdy.
W
podzaniemyskiej Zwoli czekamy na dwóch rowerzystów ze Środy... ostatecznie
okazuje się, że jednak nie dojadą, więc dalej jedziemy w dziesiątkę. Znowu
odkryte przestrzenie na których hula wiatr... i tak zmagając się z piachem i
wiatrem dojeżdżamy w końcu do Dąbrowy. Tu odłącza się jeden z rowerzystów.
"Jazda po piachu mnie nie interesuje" - ok - nie ma sprawy,
pomyślałem sobie, że niby czego oczekiwał. Offroad. Ciężko znaleźć
kilkudziesięciokilometrową trasę pozbawioną asfaltu, na której nie byłoby
piasku. Zwłaszcza, że jak się patrzy na tę naszą Wielkopolskę, to widać jej
stepowienie.
Ruszając
z Dąbrowy wbijamy lasem do Kotowa, na kemping leśny, gdzie ostatnio
znajomym nie udało się zanocować za sprawą rozimprezowanej młodzieży.
Potem, po
chwili ładnych widoczków nad Wartą trzeba się jeszcze wskrobać na górkę. Trasa
biegnie obok ogromnych dębów, a potem piaszczystym jarem. Podjeżdżam spory
kawałek, ale potem i tak nie daje się jechać i prowadzę, jak wszyscy. Na
szczęście to tylko kilkanaście metrów i już ruszamy dalej.
Przez
las, tylko po to, by takim samym duktem jaki był na podjeździe zjechać ponownie
w dół, ku Warcie. Tu wreszcie przeprawiamy się przez mostek na Mozgawie...
...i docieramy do wreszcie wałów
nadwarciańskich. Odtąd pojedziemy nimi przez jakieś skromne 40 km, więc takich
widoków będzie co niemiara.
Pogoda
dopisuje, humory też, jest ciepło i wiatr wieje w plecy. Mocno wieje, ale póki
co nikt się tym nie przejmuje. Jadąc zatem wzdłuż Warty przez ponad 20 km w
końcu "lądujemy" w Solcu, gdzie korzystając z dobrodziejstw
cywilizacji obkupujemy się w sklepie (jedyna "knajpka" nieczynna
była), po czym przekraczamy rzekę mostem kolejowym i... dalej ku przygodzie.
O ile
dotąd było różnie jeśli chodzi o wiatr, to po zmianie kierunku jest po prostu
masakra. Wiatr w twarz, i to całkiem spory, podmuchy spychają z wałów. Jeśli to
tylko jest możliwe - staramy się jechać po ich jednej lub drugiej stronie, ale
niewiele to pomaga.
Realna
prędkość mocno spada, kontemplowanie przyrody zastępuje jej komentowanie
(często lekko niecenzuralnie :) - dzięki Yoshko).
Chwilę
odpoczynku łapiemy w Gogolewie, obok osiemnastowiecznego kościółka, który stoi
tam, jakby czas dla niego nie miał znaczenia.
Do środka
jednak nie można wejść. Jak zwykle - zamknięte...
Do Śremu
- a właściwie do obwodnicy - mamy jeszcze ładnych kilkanaście kilometrów. Wiatr
wieje paskudnie, a osłony brak...
Gdy więc
docieramy wreszcie do w pobliże jakichś lasów, to słońce powoli chyli się już
ku zachodowi.
Mijamy
wsie Bystrzek i Łęg, po czym ordynarnie, bo schodami wynosimy rowery na trasę
434 i już asfaltem jedziemy w kierunku Lucin. Jest już ciemno, auta mijają nas
jak zwykle - na kartkę papieru - więc z przyjemnością w Kalejach znowu
zjeżdżamy w las. Po zmroku w lesie robi się ryzykancko, na szczęście jednak
wszyscy bezpiecznie dojeżdżają z powrotem do Bnina.
Elegancka
i bardzo wymagająca wycieczka. Zwłaszcza dla dwóch naszych dziewczyn, które
taki tras po offie jeszcze nie jechały.
- DST 77.15km
- Czas 02:33
- VAVG 30.25km/h
- VMAX 52.20km/h
- Temperatura 12.0°C
- Kalorie 1579kcal
- Podjazdy 215m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Ostatki październikowe
Sobota, 24 października 2015 · dodano: 25.10.2015 | Komentarze 1
Plany rowerowe na sobotę zweryfikowało życie. A właściwie jego "koniec". Skutkiem nagłych wydarzeń okazało się, że sobota to nie będzie dzień rowerowy. Coś mi jednak podpowiadało, że gdybym tak zabrał na na nierowerowy wyjazd... rower, to wcale nie musiałbym go z powrotem wieźć na dachu auta. No przeczucie okazało się być prawdziwe. Najpierw smutny obowiązek pożegnania Kogoś na zawsze, potem wizyta u mamy... i powrót do domu rowerem. Rodzinka autem, a ja wsiadłem na szosówkę i hajda na Wołmontowicze. Trasa - praktycznie taka, jak w styczniu, gdy jechałem do mamy na kawę. Tyle, że w przeciwną stronę.
Gdybym się spieszył, to pojechałbym drogą nr 434. Nie lubię jej jednak, staram się unikać (jako rowerzysta) jeśli tylko mogę. Lepiej nadłożyć trochę km, niż ciągle być mijanym na centymetry przez idiotów. Nadłożenie, poza oczywistą próbą zmniejszenia dystansu do Wąskiego, miało również na celu uniknięcie gostyńskich ścieżek rowerowych. Kilkanaście km po pozbruku miłe nie jest. W każdym razie nie byłoby. No i widokowo zdecydowanie ładniej jest jechać przez Stary Gostyń, aniżeli przez miasto powiatowe.
Zatem - ruszyłem przez Rokosowo, obok słynnej cegielni, z której niewiele zostało.
W pałacu odbywał się jakiś festyn (no, już wiem, Hubertus się zbliża). Samochodów od groma, więc nie zatrzymywałem się. Bo i kawałek do domu, a chciałem dotrzeć zanim się zupełnie ściemni. Szybko mijam kolejne wioski, docieram do Starego Gostynia, gdzie na wjeździe, widząc piękne kolory nad torfowiskami robię fotę.
Pamiętam, że gdy jechałem tamtędy z bratem w 2014 roku, to... zjeżdżało się do tej wsi z całkiem ciekawej górki. Oj... dobrze pamiętałem. Fajowa ścianka, jak na Wielkopolskę, na dodatek brana praktycznie od zera (ostry zakręt w prawo, nie widać, czy nie nadjeżdża auto - czyli właściwie trzeba zatrzymać się). No, ładnie. Na górze Daleszyn, a za wioską zjazd. I znów piękne okoliczności przyrody...
A potem jeszcze krótki rzut oka (i obiektywu) na powiat gostyński...
i koniec zabawy w podziwianie, bo słońce zachodzi, średnia spada i trzeba jechać. Dojechałem, zrobiłem kółko po osiedlu, zjawiła się rodzina. Przyjemny koniec dnia.
- DST 15.50km
- Czas 00:35
- VAVG 26.57km/h
- VMAX 40.20km/h
- Temperatura 8.0°C
- Kalorie 486kcal
- Podjazdy 12m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Pech
Środa, 21 października 2015 · dodano: 21.10.2015 | Komentarze 2
Najpierw po południu lało, a jak już się ściemniło, to przestało. Wylazłem na rower, po 15 km nagle gdzieś za Gądkami poczułem, że chyba coś kółko nie teges. Stanąłem... faktycznie. Na dodatek spsuła się pompka. I tyle było z jazdy.
- DST 84.60km
- Teren 26.00km
- Czas 04:28
- VAVG 18.94km/h
- VMAX 41.80km/h
- Temperatura 12.0°C
- Kalorie 2305kcal
- Podjazdy 194m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
Kórnicki Ring Rowerowy - Rajd
Sobota, 17 października 2015 · dodano: 17.10.2015 | Komentarze 0
W międzyczasie okazało się, że Grupa Rowerowa Szczytniki - Koninko też ma ochotę na taką trasę. Wystarczyło zatem połączyć siły i ... o 10 rano zameldować na Przystani Rowerowej.
Pogoda dopisała. No, słońca co prawda nie było, ale nie padało, temperatura też niezła (przy 1,3 stopnia Celsiusa w ubiegłym tygodniu dzisiejsze 12 to jak lato). Ruszyliśmy do Mieczewa przez lasy - jechałem tamtędy dwukrotnie na przełomie wiosny i lata - trasa wówczas była masakrycznie zapiaszczona. Dziś - pełen luksus. Za Mieczewem - niespodzianka. W ubiegłym roku było tam najgorzej, a teraz dukt utwardzono tak, że ani przejazd przez łąki, ani lekki podjazd w lesie nie stanowił problemu. Szybko i w niezłym tempie (jak na rajd) dotarliśmy do Radzewa, a potem do Czmonia. Tam - pierwszy przystanek, bo kilka osób wyraźnie rzuciło się z motyką na słońce. Odczekaliśmy, dojechali. Odpoczęli. Jedziemy.
Za Kalejami znowu zjeżdżamy w las, potem Jeziory Wielkie z krótkim odcinkiem asfaltu i znowu polna droga. Gdzieś między Winną a Bożydarem przystajemy ponownie (aż dojadą najwolniejsi) - przerwę zrobimy sobie w Koszutach. Stamtąd już w sumie blisko.
Przed Kórnikiem przystajemy na naradę, czy jechać na Orlen na kawę, ostatecznie jednak przeważa opcja jazdy na grochówkę i ruszamy dalej. Runowo, Szczodrzykowo... do Robakowa wjeżdżamy lasem, tak jak szlak prowadzi. Jeszcze kładka nad S11 (kilka osób wybiera objazd dla aut zamiast kładki - w tym również najsłabsza w grupie rowerzystka). Czekamy na kładce i widząc, że są już blisko ruszamy. Odbijamy w Borówcu w las i w końcu docieramy na miejsce.
A potem powrót ze średnią powyżej 30 km/h, bo jak to stwierdził Norbert "...mam już dość takiego wleczenia się na dziś...".
- DST 71.06km
- Czas 02:57
- VAVG 24.09km/h
- VMAX 40.70km/h
- Temperatura 6.0°C
- Kalorie 1989kcal
- Podjazdy 148m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Gminobranie z Hansem...
Środa, 14 października 2015 · dodano: 14.10.2015 | Komentarze 0
Witek, znajomy z forum rowerowego jechał ze mną (w gruncie rzeczy, to przede mną) maratońską przymiarkę na Kaszubach. W kwietniu br. Dogoniłem go tam gdzieś w okolicach Pucka, a wszystko dlatego, że rozwalił koło i ukończyć "wyścigu" nie zdołał. Potem, po raz kolejny spotkaliśmy się na MP 2015 r., trasę 300 km przejechał w lepszym czasie (no i stanie) niż ja. Odwiedził mnie później, gdy kurowałem złamany obojczyk - na kilka dni przed organizacją Kórnickiego Maratonu Turystycznego. Umówiliśmy się wówczas na wspólne kręcenie kilometrów. Gdy przyjadę w okolice jego miejsca zamieszkania. Co stało się nawiasem mówiąc - wczoraj.
Pogoda nie rozpieszcza, ale zgadaliśmy się dziś, że jedziemy. W dawnym województwie sieradzkim gmin za dużo zebranych nie mam (w przeciwieństwie do Witka), więc szybko zaplanowałem trasę. Dystansem zbliżoną do wczorajszego kółka - czyli jakieś 80 km. Do miejsca startu podjechaliśmy autami i ze Szczercowa ruszyliśmy podbijać gminy.
Do Ruśca, z wiatrem, po szerokim i równym poboczu DK 8 jechało się pięknie i szybko. Trasa ekspresowa S8 odciążyła tę arterię i teraz ruch samochodów jest zdecydowanie mniejszy. Dojechaliśmy szybko, skręciliśmy na Konopnicę. Nie padało (choć zanosiło się na deszcz jeszcze w Szczercowie), wiało w plecy. Idealne warunki do jazdy - póki co.
W Konopnicy mijamy cmentarz wojenny z '39 roku, to kolejne, po szczercowskich bunkrach miejsce, które trzeba będzie odwiedzić za lepszej pogody. Witek przy okazji opowiada historię tych terenów (w to mi graj!): a tu Niemcy wybili pół wsi na wejściu zaraz; a tu - na tych terenach był poligon niemieckich wojsk pancernych; a tu nasi natłukli sporo niemieckich pojazdów... Ani się spostrzegłem, jak na liczniku minęło 45 km i dojechaliśmy do Burzenina. Tu, czując ostre powiewy wiatru ustaliliśmy, że skracamy trasę - jedziemy do Widawy, a stamtąd z powrotem do Szczercowa.
Tak zrobiliśmy. Asfalt równy, ciemno, choć nie tak zimno, jak wczoraj. Przyjemności skończyły się na jakieś 15 km przed metą - zaczęło w końcu padać. Może nie za mocno, ale stale i bardzo irytująco. Dmuchając jednocześnie nieprzyjemnie w twarz. Więc znacznie wolniej niż to zwykle czynię wróciliśmy do miasteczka naszego startu.
Na koniec próbowałem przejechać kawałek na "poziomce". Z górki jakoś mi szło, ale... nie, póki co, to zupełnie nie dla mnie. Ryneczek w Szczercowie - niczym nasz kórnicki. Błyszczał kolorową fontanną...
https://goo.gl/photos/1Utv73hEGUUEDu719
- DST 88.60km
- Teren 1.20km
- Czas 03:14
- VAVG 27.40km/h
- VMAX 42.70km/h
- Temperatura 3.0°C
- Kalorie 1713kcal
- Podjazdy 377m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Zimna jesień
Wtorek, 13 października 2015 · dodano: 13.10.2015 | Komentarze 2
Jakoś tak w okolicach Szadka na poboczach pojawił się śnieg. Początkowo nieśmiało, potem coraz więcej, ale... nie padało. Dojechałem do pracy i pozostawało mieć nadzieję. No i słusznie. Bo po południu deszczu ani śniegu nie było widać, choć trza przyznać, że niebo zasnuło się takimi stalowymi chmurami, aż człowieka otrząsało.
Wyjechałem na szybko zaplanowaną trasę. Pierwotnie miało to być ciut ponad 50 km, jednak doszedłem do wniosku, że godzina jeszcze młoda, mogę zatem ciut wydłużyć wycieczkę. No to buch. Pierwsza godzina jazdy z wiatrem i 30 km zaliczone. Po drodze wjeżdżam na jedną z kilku ścieżek rowerowych, obok (lub po) których dziś pojadę. Ta pierwsza, kilka km za Sulmierzycami jest bardzo fajna. Równa, szeroka, poprowadzona praktycznie na tych samych wysokościach, co idąca obok jezdnia. Spoko. Nawierzchnia to nie jakiś ordynarny bruk, czy nawet asfalt, tylko ta czerwona masa antypoślizgowa. Pierwsze kilka km kończące się niestety w szczerym polu (klasyka), a wszystko wzdłuż, jakby to powiedzieć - bardzo słabych widokowo terenów (no, chyba, że ktoś gustuje w kosmicznych perspektywach kopalni odkrywkowej).
Po zjeździe ze ścieżki czeka mnie kilkanaście km przez lasy. Jadę do Bełchatowa, a że "Polska w ruinie" to i droga nie jest najlepsza. Mijam Słupię... tak jak ta nasza wielkopolska, tak i łódzka Słupia potrafi rowerzystę doprowadzić do szału dziurawą nawierzchnią dróg. Może to jakaś reguła jest? Gdzieś tam mijam się z jedynym rowerzystą tego dnia (no kilku podchmielonych, niekoniecznie oświetlonych lokalsów nie liczę). A potem już Bełchatów (dziury) i droga powrotna (kilka km DDR).
Do domu docieram zziębnięty na tyle, że nawet nie chce mi się dokręcać. Wiem, średnia kiepska, ale trochę mnie wywiało na trasie...
- DST 65.48km
- Czas 02:20
- VAVG 28.06km/h
- VMAX 46.10km/h
- Temperatura 6.0°C
- Kalorie 1968kcal
- Podjazdy 103m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Evidence of Autumn 2.0.
Niedziela, 11 października 2015 · dodano: 11.10.2015 | Komentarze 3
Wąski mi ucieka. Niby mieliśmy dziś nie jeździć (no, poza moją wycieczką do parku, ale to rodzinnie, więc się nie liczy). Zatem... ucieka mi, więc jak okazało się, że nie odpowiada na wiadomości (wniosek => poszedł pojeździć) - ruszyłem w trasę. Przejażdżkę sponsorowała grupa Genesis. Bo skoro Evidence of Autumn...