Info
Ten blog rowerowy prowadzi elizium z miasteczka Kórnik. Mam przejechane 50944.69 kilometrów w tym 3241.25 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 24.44 km/h i się wcale nie chwalę.Suma podjazdów to 190219 metrów.
Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2019, Styczeń1 - 7
- 2018, Październik1 - 1
- 2018, Wrzesień1 - 2
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Lipiec4 - 0
- 2018, Czerwiec9 - 0
- 2018, Maj8 - 1
- 2018, Kwiecień17 - 14
- 2018, Marzec16 - 9
- 2018, Luty11 - 10
- 2018, Styczeń10 - 22
- 2017, Grudzień8 - 0
- 2017, Listopad7 - 2
- 2017, Październik15 - 14
- 2017, Wrzesień16 - 4
- 2017, Sierpień15 - 22
- 2017, Lipiec26 - 19
- 2017, Czerwiec13 - 9
- 2017, Maj30 - 12
- 2017, Kwiecień13 - 2
- 2017, Marzec15 - 3
- 2017, Luty14 - 4
- 2017, Styczeń16 - 3
- 2016, Grudzień11 - 4
- 2016, Listopad17 - 2
- 2016, Październik15 - 10
- 2016, Wrzesień22 - 7
- 2016, Sierpień20 - 16
- 2016, Lipiec21 - 20
- 2016, Czerwiec14 - 21
- 2016, Maj25 - 18
- 2016, Kwiecień22 - 25
- 2016, Marzec22 - 8
- 2016, Luty22 - 2
- 2016, Styczeń12 - 10
- 2015, Grudzień10 - 3
- 2015, Listopad20 - 11
- 2015, Październik20 - 25
- 2015, Wrzesień27 - 28
- 2015, Sierpień31 - 15
- 2015, Lipiec2 - 2
- 2015, Czerwiec9 - 11
- 2015, Maj21 - 52
- 2015, Kwiecień16 - 14
- 2015, Marzec20 - 26
- 2015, Luty6 - 6
- 2015, Styczeń6 - 18
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad3 - 1
- 2014, Październik6 - 1
- 2014, Wrzesień10 - 5
- 2014, Sierpień5 - 6
- 2014, Lipiec14 - 6
- 2014, Czerwiec10 - 6
- 2014, Maj13 - 4
- 2014, Kwiecień7 - 8
- 2014, Marzec14 - 3
- 2014, Luty5 - 2
- 2014, Styczeń4 - 4
- 2013, Grudzień1 - 0
- 2013, Listopad5 - 0
- 2013, Październik14 - 0
- 2013, Wrzesień12 - 4
- 2013, Sierpień12 - 0
- 2013, Lipiec15 - 0
- 2013, Czerwiec14 - 1
- 2013, Maj8 - 0
- 2013, Kwiecień7 - 0
- 2012, Wrzesień2 - 0
- 2012, Sierpień3 - 0
- 2012, Lipiec11 - 0
- 2012, Czerwiec1 - 0
- 2012, Maj3 - 0
- DST 60.00km
- Czas 01:52
- VAVG 32.14km/h
- VMAX 42.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1248kcal
- Podjazdy 183m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Odczarować tę pogodę...
Wtorek, 12 września 2017 · dodano: 14.09.2017 | Komentarze 0
... by się przydało. Dzień wcześniej zmokłem jak diabli, więc... może po prostu wtedy za wolno jechałem? Zobaczymy jutro, czy to coś dało...
- DST 45.20km
- Czas 01:28
- VAVG 30.82km/h
- VMAX 49.00km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 961kcal
- Podjazdy 134m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Deszcz - sreszcz
Poniedziałek, 11 września 2017 · dodano: 11.09.2017 | Komentarze 1
Cały tydzień ubiegły bez roweru, bo ciągle lało. A jak już przestało, to przesiadłem się na rower... wodny. Więc dziś był plan na szosowe dwie godziny. Był, ale się zmył, bo w połowie trasy zlało mnie dokumentnie i wkurzony wróciłem do domu wcześniej. Mokry jak cholera...
- DST 2.60km
- Czas 00:10
- VAVG 15.60km/h
- VMAX 28.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 58kcal
- Podjazdy 31m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
Po bułki...
Sobota, 9 września 2017 · dodano: 11.09.2017 | Komentarze 0
... bo ten (weekend) tydzień miał być (i był) nierowerowy.
- DST 118.00km
- Teren 26.00km
- Czas 06:07
- VAVG 19.29km/h
- VMAX 40.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 3106kcal
- Podjazdy 518m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielkopolski Szlak św. Jakuba - cz. 3
Niedziela, 3 września 2017 · dodano: 11.09.2017 | Komentarze 0
Dobra, przesadziłem z tym „postarali” - zaraz za rondem, tamtejszy DDR wzdłuż Estkowskiego przestaje być fajny - gdybym jechał szosą, już bym klął. Czytałem ostatnio tekst u pewnego mądrali, który dowodził, że jak chce ktoś pojeździć rowerem szosowym, to nie powinien próbować jeździć po mieście, tylko… ma wyjechać z miasta autem. Z ostrożności procesowej nie skomentuję… W każdym razie wjeżdżamy wreszcie do centrum, zastając ekipę na leszczyńskim rynku, ustawiającą się do zdjęcia. Nawet Jędrzej zdążył się już obudzić, więc pamiątkowa fota idzie sprawnie. Cykamy co trzeba i rozsiadamy się w kawiarence na kawie. Zamawiam dwie kawy i dwa ciacha. A co, wolno mi. Pamiętacie? To nie maraton, mamy czas. Chyba…
KBR-y pojechały, ale… jak się okazuje, nie wszyscy. Szczepan mnie dogania, zjeżdżamy na offroad i jedziemy do Trzebin, gdzie w tamtejszym pałacu czeka na nas Pan Marek. Tzn. dojeżdża ekipa, a my omijamy pałac bezwiednie i dopiero telefon, dość specyficzny w treści („halo, Kris, jesteśmy w pałacu, musisz skręcić w prawo obok tego żółtego bloku” … - „okej, ale obok żółtego bloku nie da się nigdzie skręcić w prawo. Czyżby chodziło Ci o ten pomarańczowy blok?”) zawraca nas w stronę, gdzie jest reszta ekipy. Chwila błądzenia powoduje, że gdy docieramy na miejsce nie pozostaje ani okruszek - podobno pysznego - placka, przygotowanego dla nas jako poczęstunek na pałacowym dziedzińcu. Hm, może ta ściema z kolorami nie była przypadkowa? Ekipa się zbiera (klasycznie: o jesteście, to fajno, możemy jechać bo my odpoczęliśmy), więc znowu będę ich gonił, gdyż nie zamierzam odpuścić i robię sobie kilka pamiątkowych zdjęć. Potem ruszam i dopadam ich na krawędzi lasu. Do Wschowy jeszcze 20 km, w większości bezdrożami, więc trzeba jechać, TRZEBA!!
Jedziemy. Czasami pchamy, tzn. pcha Skfar, który w moim przekonaniu musi zrobić to, co robi zazwyczaj każdy nowy członek KBR krótko po przystąpieniu do Bractwa. Musi kupić nowy rower. Primo, bo ten, na którym jeździ jest na niego za mały (z tym opuszczonym siodełkiem po ułamaniu sztycy to już w ogóle wyglądał, jakby ukradł rower synowi po komunii), a sekundo: bo na tych oponkach cienkich to on se może jeździć po leszczyńskich ścieżkach rowerowych. Tych dziurawych, z kostki brukowej, albo z połatanego nie wiadomo czego. Ale w teren, gdzie drogi leśne, błotnisto - piaszczyste, tudzież generalnie niełatwe, to sorry… kończy się potem, że Jarek obwieszcza wszędzie „pchalim”. Przed Niechłodem owszem pchał, ale tylko Skfar. Tak-że wicie, rozumicie. Nju bajk albo śmierć!
Gdy wreszcie docieramy do Wschowy, jest południe. Zaplanowane jest zwiedzanie Lapidarium i kurcze… Pani Marta przygotowała się do naszej wizyty niesamowicie. Aż żal nie skorzystać. Większość ekipy zatem wysłuchuje arcyciekawej opowieści o historii, a my naradzamy się szybko, co dalej. Bo, by tak rzec… jesteśmy już w niedoczasie. Zostało nam wg plany 90 km do przejechania, a czasu coraz mniej. Właściwie to nie ma czasu na nic.
Zapada więc decyzja: ekipa KBR w Kórnika rusza na obiad, a potem przez Górę do Rawicza na pociąg, a ekipa leszczyńska i ja jedziemy dalej wg planu. Czyli do Głogowa. Kuszę jeszcze przez moment Norbiego, że „przecież zdążymy we dwóch, zobaczysz”… ale gdy idę zrobić kilka fotek w centrum, Norbi znika i zostajemy w pięciu.
No to start. Wyjeżdżamy ze Wschowy i zaraz na rogatkach dopada nas ulewa. Pierwsza i … jedyna tego dnia. Przytomnie zawracamy na dopiero co minięty przystanek autobusowy, wyciągamy przeciwdeszczówki… i przestaje padać. Jest jednak mokro, więc chwilę (ściślej, to do Konrdadowa) jedziemy ubrani jak na ulewę, ale gdy przystajemy pod tamtejszym kościołem św. Jakuba, zdejmujemy warstwy wierzchnie, robimy fotki i ruszamy dalej.
Szkoda, że nigdzie nie ma oznaczeń, gdzie znajduje się jeden z dwóch tamtejszych krzyży pokutnych: jeden stoi sobie w cieniu bramy wjazdowej do kościoła, ale drugiego nigdzie nie widać. Robię jeszcze pamiątkowe zdjęcie tamtejszego dworu z XIX wieku i potem już tylko jedziemy.
Przed Serbami wyjeżdżamy na DK 12 i od tego momentu każdy ostro tnie, by jak najszybciej wjechać do Głogowa. Przekraczamy tęczowy most, robimy sobie pamiątkowe zdjęcie pod zamkiem i rozjeżdżamy się na chwilę. Ekipa z Leszna jedzie do Maka na żarełko, a ja do centrum, by zrobić kilka fotek. Rynek, ruinę kościoła św. Mikołaja, ładne centrum… ładne miasto. Gdy dojeżdżam do pobliskiego McDonalda, trafiam na jakąś mega kolejkę. Zanim więc zamówię i zjem, minie dobre 40 min. Fast food? Tjaaa…
Na szczęście wcześniej uzgodniłem sobie z chłopakami z Leszna podwózkę na najbliższe 25 km.
Pakujemy rowery na bagażnik w aucie, my wskakujemy do środka i w trasę. Siedzę sobie grzecznie i dumam, co jest nie tak. Dociera do mnie to po chwili: słuchamy pewnego radia z Torunia… no ok, kierowca rządzi, więc trza się dostosować. Staram się jak mogę, ale… gdy w trakcie audycji pojawiają się przerywniki (piosenka znaczy się, ale nie kościelna, nic z tych rzeczy)… nie daję rady. Gdy tylko wjeżdżamy do Góry… „tu mnie wyrzuć, tu” - wolam zaraz na wjeździe ipo chwili wysiadam gdzieś w centrum. Osakwiam rower, żegnam się z kumplami i ruszam… na zdjęcia, a potem do domu. W słuchawkach Office of Strategic Influence rzęzi gitarami i powoli dochodzę do siebie. Uff…
Dalsza część powrotu upływa w jeździe pod wiatr.
Uśmiecham się zatem znacząco do figury św. Krzycha, stojącej na ulicy... hehe, Chopina w Gołaszynie. Święty chyba łaskawie na mnie wejrzał, bo wiatr powoli zmienia kierunek (a może to ja lekko halsuję), w każdym razie od Ponieca jest już znacznie łatwiej jechać. Kilka km przed domem widzę tablicę, że droga Karzec - Pudliszki zamknięta… i w tym momencie przychodzi SMS od brata. Nie patrz na zakaz, jedź, to przejedziesz.. Takoż uczyniłem. I koniec.
Uzupełnienie: ekipa, która skróciła trasę dojechała wg planu do Rawicza, zapakowała rowery na auto, a sama wsiadła do pociągu (niestety nie szło sprawdzić, czy PKP zabierze 10 rowerów do składu, na który mieli bilet, bo nikt w PKP nie wiedział, z jakich wagonów będzie się składał pociąg, który dopiero ma wyjechać na trasę). Wysiedli w Mosinie, wypakowali rowery i wrócili na kołach do Kórnika. Już po zmroku. Ale… mają do zaliczenia trasę ze Wschowy do Głogowa. Hehehe…
- DST 147.10km
- Teren 44.00km
- Czas 08:05
- VAVG 18.20km/h
- VMAX 44.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 3990kcal
- Podjazdy 753m
- Sprzęt Zethos
- Aktywność Jazda na rowerze
Wielkopolski Szlak św. Jakuba - cz. 2
Sobota, 2 września 2017 · dodano: 08.09.2017 | Komentarze 1
- DST 122.20km
- Czas 04:36
- VAVG 26.57km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 2825kcal
- Podjazdy 977m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
eMeRDePe... w pigułce...
Niedziela, 27 sierpnia 2017 · dodano: 31.08.2017 | Komentarze 5
Na starcie w Rozewiu stanęło w tym roku ponad 60 zawodniczek i zawodników. Niektórzy po raz kolejny, a inni jako debiutanci. Hipek i Hipcia, jeżdżący ultra w sposób kosmiczny (bo jak skomentować 15 min postoje na 500 km?), metodycznie i szybko jeżdżący Kosma, czy Rapsik, nasz KaBeeRowy wymiatacz z Kórnika, który do tego maratonu zapalił się zaraz, jak tylko o nim usłyszał. Jechał rzecz jasna zwycięzca poprzedniej edycji, czyli Wilk, jechał Robert1973 (niesamowite, że udało mu się wystartować pomimo ciężkiego wypadku, jaki miał na rowerze w tym roku), Czarek, z którym startowaliśmy wspólnie kilka tygodni temu w Tour de POMORZE. I oczywiście znajomych jechało tam znacznie więcej, wymieniam tu tylko tych, z którymi... spotkałem się na trasie. No właśnie: spotkałem. Nie uprzedzajmy jednak faktów.
Analizując pozycje poszczególnych zawodników (korzystali na maratonie z tych samych lokalizatorów, co my na III KMT) doszliśmy w gronie KBR w sobotę do wniosku, że dołączymy do Rapsika na trasie MRDP. Na niewielkim w sumie odcinku (jakieś 40-60 km). Ale zawsze. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Plan nasz zaczął nabierać kształtów w piątkowy wieczór, gdy zawodnicy jeszcze jechali po górach, a w sobotę po południu został dość mocno zweryfikowany za sprawą nagłej zmiany pozycji. Zamiast jechać pociągiem do Zielonej Góry i grzać potem na kołach do Brodowa (na PK32), by dalej towarzyszyć zawodnikom na trasie musieliśmy jechać w kierunku Szczecina i stamtąd zawrócić na południe, licząc, że kogoś po drodze zgarniemy.
Ruszamy w niedzielę rano o 5. Jedziemy we trójkę, już w aucie, na bieżąco monitorując zawodników postanawiamy jechać do Gryfina, skąd wyjedziemy ekipie naprzeciw. Liczę, że uda nam się złapać kilku znajomych, zanim dopadniemy Rapsika, więc wszystko wygląda na rzeczowy plan. I tak też jest. Do Gryfina wjeżdżamy akurat w momencie, gdy pojawia się tam Arkadiusz Dąbek... jest dobrze - myślę sobie, bo wiem, kto przyjedzie następny. Szybko wypakowujemy rowery, błyskawicznie jestem uszykowany i czekam na resztę chłopaków... i prawie przegapiam Hipcię, tnącą przez Gryfino w zwykły sobie sposób. Naiwnie krzyczę za nią, jakbym się spodziewał, że może jechać bez muzyki w słuchawkach. I ruszam ostro, licząc że może jednak uda mi się ją dogonić. W międzyczasie zmieniają się światła, zapala mi się czerwone, ale nie zwalniam i gdy dojeżdżam do skrzyżowania bogowie ultrasów kiwają w moją stronę łaskawą ręką, pojawia się zielone, więc przelatuję przez krzyżówkę i... z radością widzę, że Agata zjeżdża na stację Orlen. Uff..
Chwilę rozmawiamy, widać, że jeszcze się dobrze nie rozbudziła po nocy, toteż nie zamierzam jej przeszkadzać. Kupuje energetyka i rusza w drogę, a ja zawracam do chłopaków i dalej jedziemy już w stronę Rapsa. Oczywiście mając w planach wspólną jazdę z kolejnymi maratończykami.
Pierwszy z nich pojawia się jakieś 10 km później. Wilk. Miał się wycofać, ale jednak jedzie dalej. Kiwamy sobie, zawracam, dojeżdżam do niego i jedziemy kilka km wspólnie, omawiając maraton. W zasadzie to ja tam coś pytam, a on opowiada. Nie widać po nim tej kontuzji, to jednak doświadczony zawodnik i raczej wie, na co może sobie pozwolić, a na co nie. W końcu jednak musimy się rozstać, bo nie dogonię swojej ekipy. Rozstajemy się przed Gryfinem, zawracam znowu i dojeżdżamy do Kuby i Norbiego, czekających na stacji za Widuchową, tej samej, na której miesiąc niespełna temu sam stawałem nad ranem, by uzupełnić sobie bidony podczas TdePOM.
Tniemy dalej. Kolejni zawodnicy pojawiają się na wjeździe do Krajnika Dolnego, więc wkrótce powinien się pojawić Robert1973. I jest... ale zauważam go, a właściwie jego niebieski rower pod sklepem, gdy przelatujemy obok idąc ostro na podjazd. No trudno. Za chwilę będzie Hipek... i faktycznie, wkrótce jest. W słuchawkach. Rozmawiamy ze sobą kilka minut, pytam, gdzie jest, ale oczywiście nie wie... w końcu rozłączamy się, bo zaczynają się dziury za Krajnikiem Górnym. Ruch jak w Paryżu na wsi, auta, autobusy... ludzie, jest niedziela rano, nie moglibyście siedzieć w domach? W końcu, tuż za Doliną Miłości (hehe) zza wzgórza wyłania się Witek. Jedzie w kategorii Total Extreme, co oznacza, że nie wolno mu udzielać żadnego wsparcia. Myślę o przygotowaniu zasadzki: położę banana na jezdni i zobaczę, czy się skusi... ale zanim cokolwiek uczynię, macha czapeczką na powitanie i znika za pagórem. Zawracam więc, gonię go chwilę i po chwili jedziemy razem do Krajnika, pod ten sam sklep, gdzie widziałem rower Roberta. Jego już jednak tam nie ma. Rozmawiamy o planach, o drogach, o telefonach do kilku wójtów czy wojewodów w sprawie dramatycznej jakości nawierzchni dróg, po których przyszło mu jechać. Mam też okazję prześledzić słynny "hipkowy reżim postojowy". Całość, z zatrzymaniem, zakupami w sklepie, zjedzeniem banana, zapakowaniem zakupów i przybiciem piątki nie zajmuje mu więcej niż 5 minut. No cóż, jak mawia Transatlantyk: można z Hipkami jechać, tylko to zazwyczaj krótko trwa.
Z Krajnika Hipek rusza dalej, a ja zawracam znowu w kierunku Cedyni. Teraz już czas na Rapsa. Moje harpagany pewnie już do niego dojechały, więc nie ociągam się, tylko zasuwam ile wlezie. Tzn. tak, żeby się nie zabić na tych dziurach. Okazuje się, że ekipa stoi. Norbi jadąc wypatrzył prawdziwka (on tak ma, jak nie rżnie minimum 35 km/h), więc zatrzymali się, wpadli w las i nazbierali ze 20 sztuk dorodnych okazów. Gdy dojeżdżam ruszamy dalej i chwilę potem pojawia się auto techniczne Pawła. A na zjeździe do Lubiechowa Dolnego łapiemy samego Rapsa. Cel został osiągnięty, zaskoczenie jest pełne.
Zawracamy. Chwilę mi zajmuje, zanim dopadam do ekipy (bo wlatywałem do Lubiechowa pierwszy, na sporej prędkości, a po nawrotce czeka mnie mały podjazd). Nic dziwnego, jadą powyżej 30 km/h. Dopiero po kilku km Raps zwalnia, bo dociera do niego, że się zarżnie, jak pojedzie tak ostro. Adrenalina po spotkaniu zrobiła swoje. Potem jednak jedziemy zdecydowanie wolniej, do wyjazdu na krajówkę przyjemnie się gada, bo ruch znowu zrobił się niewielki. Gdy wyjeżdżamy na DK 31 dogania nas i mija Czarek Urzyczyn... zostawiam więc moich towarzyszy i tnę za nim, by zamienić choć parę słów. Musi być zmęczony, bo udaje mi się go wkrótce dojść (czego nie byłem w stanie zrobić na Tour de Pomorze), rozmawiamy o wrażeniach z trasy itd. Wygląda naprawdę dobrze, i nic dziwnego, że dojedzie do mety w czasie poniżej 9 dni. Będzie jedną z nielicznych osób, które ostatnie 500 km przejadą w czasie poniżej 24h. Zostawiam go, zwalniam i czekam, aż dogoni mnie Raps. Jedziemy dalej razem i chwilę przed Widuchową widzę, że Paweł zjeżdża niebezpiecznie w kierunku pobocza, a potem potrząsa głową... dojeżdżam obok i wymuszam rozmowę, bo widać, że przysypia. Na zmianę rozmawiamy z nim cały czas do Gryfina, po czym zjeżdżamy na parking przy kościele by zapakować się na powrót.
Zmęczony Raps idzie się położyć, a my wymieniamy mu koło w rowerze. Jego rozcentrowane kółko zabieram ja, a on dostaje moje, też z kasetą 32. Norbi, jak to Norbi... swoimi magicznymi rękoma doprowadza rower Pawła do stanu prawie idealnego: zamiast zgrzytów i trzasków przerzutki po kilku minutach regulacji chodzą jak szwajcarski zegarek. Pakujemy się do auta, zostawiamy Pawła i wracamy do domu. I do ślęczenia przed ekranem...
Ot, i całe nasze emerdepe w pigułce.
- DST 50.50km
- Czas 01:35
- VAVG 31.89km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- Kalorie 1079kcal
- Podjazdy 147m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Ponownie z wiatrem
Czwartek, 24 sierpnia 2017 · dodano: 25.08.2017 | Komentarze 0
- DST 60.10km
- Czas 01:57
- VAVG 30.82km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 1243kcal
- Podjazdy 182m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Ponownie wokół komina
Środa, 23 sierpnia 2017 · dodano: 25.08.2017 | Komentarze 0
... ale całe kółko z wiatrem.
- DST 45.10km
- Czas 01:29
- VAVG 30.40km/h
- VMAX 43.00km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 939kcal
- Podjazdy 143m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Popołudniówka
Wtorek, 22 sierpnia 2017 · dodano: 25.08.2017 | Komentarze 0
... między sprawdzaniem pozycji Sanatorium a KBR :) Zimno nawet u nas. A skutki nawałnic widać do dziś...
- DST 57.60km
- Czas 01:57
- VAVG 29.54km/h
- VMAX 44.00km/h
- Temperatura 22.0°C
- Kalorie 1198kcal
- Podjazdy 181m
- Sprzęt Rossi
- Aktywność Jazda na rowerze
Wietrzne lato
Niedziela, 20 sierpnia 2017 · dodano: 25.08.2017 | Komentarze 0
Ano, nic tylko wieje i wieje. Krótka przejażdżka, bo wieczorem Marco Beasley w Lesznie. A MRDPowcy jadą, ale w deszczu...